Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

W pogoni za szczęściem [Z] rozdział IX (18.03.2011r)

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Księgozbiór
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 19:56, 03 Gru 2010 Temat postu: W pogoni za szczęściem [Z] rozdział IX (18.03.2011r)

Tak zmieniłam tytuł. Jest to dalej to samo opowiadanie "Odnaleźć siebie " ;]

Tak więc Witam Wink
Jest mój pierwszy ff, więc proszę o wyrozumiałość Wink Tekst został już
wcześniej zbetowany Wink

Historia dzieje się po zakończeniu "przed świtem". Do domu Cullenów przybywa nowa wampirzyca, która namiesza trochę w ich życiu.

Tak też, życzę miłej lektury i proszę o komentarze.

[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]

Prolog

Miliony obrazów, tysiące głosów, setki ludzkich przeżyć - wszystko zmieniało się z prędkością światła. To tak jakby oglądać życiowy dorobek filmowy Mela Gibsona w godzinę. Istny zawrót głowy. Już wiem: to tak jakby jechać TGV* i próbować wypatrzyć coś za oknem.
Po chwili „pociąg” zaczął zwalniać, dojeżdżać do stacji, którą moje zdolności starały mi się przekazać. Nadszedł przystanek pod wdzięczną nazwą „Ważne!”.
Wielki dom, wielka rodzina. Wszyscy jak wyjęci z antycznych podobizn greckich bogów. Blondwłosa Afrodyta, rudawy Apollo, uśmiechnięty Achilles, ciepła Demeter, silna Atena, Kora z rozbieganym, dziecięcym spojrzeniem, nimfa leśna i blondwłosy Syzyf z cierpiącym wyrazem oczu. A na ich czele Zeus. Nie... Zeus do niego nie pasował. Groźny, władczy i surowy, ale jednocześnie delikatny, uśmiechnięty i ciepły...


*TGV- niezwykle szybki francuski pociąg

I

– Posejdon! – wykrzyknęłam, budząc się z tych głupiutkich wizji, które mnie nawiedzały. – Tak, teraz Posejdon i greccy bogowie, a następnym razem co? Sfinks albo Cezar z Kleopatrą? – prychnęłam na samą myśl. Podniosłam się powoli, otrzepałam z trawy, biedronek i kolorowych jesiennych liści, których na gałęziach zostało bardzo niewiele.
„Czy ja nie mogę, cholera, wpadać w te głupie wizje w jakimś hotelu?” – zirytowałam się. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam dwie pary złotych oczu między drzewami. Zgodnie z moją naturą przyjęłam bojową pozę, przykucając na trawie jak kot i czekałam na ruch z ich strony. Jedna ze złotookich osób zaczęła się wynurzać z ciemności. Gdy wyczułam słodkawą wampirzą woń, odruchowo warknęłam gardłowo. Męska – jak dostrzegłam – postać wyciągnęła ręce w górę w geście pokojowym.
– Spokojnie, nie mamy złych zamiarów – oznajmił cicho, ale słyszalnie dla moich wyczulonych uszu. Wypowiedział te słowa z powagą, odwagą i ważąc rozważnie każde słowo. Jego głos przypominał głos zatroskanego ojca. Podchodził do mnie powoli, gdy nagle koło niego pojawiła się druga z postaci. Gdy zauważyła, że moja prawa noga powędrowała do tyłu w celu ucieczki, przemówiła:
– Przepraszam, nie uciekaj, słoneczko.
Głos był zdecydowanie kobiecy, jak i jej kształty wyłaniające się z ciemności. „Mama” to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy.
Postacie wynurzyły się całkowicie z cienia, a ja nie dowierzałam własnym oczom.
– Posejdon i Demeter – powiedziałam cicho, zapominając, że oni również są wampirami. „Posejdon” roześmiał się.
– Nie do końca. Jestem Carlisle, a to moja małżonka Esme Cullen. – Uśmiechnął się przyjaźnie.
– Przepraszam. – Było mi strasznie głupio za tych greckich bogów. – Madeline Brandon. – Odwzajemniłam uśmiech, zauważając ich wymianę spojrzeń w chwili, gdy się przedstawiłam. Carlisle był naprawdę przystojnym, blondwłosym, wysokim wampirem. Modnym, choć dostrzegłam w nim rysy dawnych epok: opanowanie, gracja, szarmancja i dobre maniery, czyli wszystko, czego teraz brakowało wielu mężczyznom. Esme przypominała bohaterkę czarno-białych filmów: hollywoodzkie loki, ciepłe spojrzenie i bijąca od niej szczerość.
– Kochanie, co tutaj robisz? – zapytała mnie.
– Byłam właśnie w trakcie polowania, gdy dopadły mnie wizje – odparłam zakłopotana. – A was co tutaj sprowadza, bo chyba nie ja?
– My właśnie wracaliśmy z gór, z polowania – odparł Carlisle.
Zapadła między nami niezręczna cisza, w trakcie której zaczęłam się zastanawiać, czy czas nie czmychnąć stamtąd. Nie dałabym rady w razie czego dwóm dorosłym wampirom.
– Ja już się będę zbierać – powiedziałam, odwracając się.
– Myślałam, że wpadniesz na herbatę – powiedziała lekko urażona Esme.
Byłam tak zaskoczona jej propozycją, że nawet nie protestowałam. Gdy biegłam za nimi przez las, zastanawiałam się, jaka para wampirów zaprasza wampirzycę, której nie zna ?
Na herbatę? I dokąd? Przecież chyba nie do kawiarni?
Moje wątpliwości częściowo się rozwiały w chwili, gdy ujrzałam wyłaniający się zza drzew ogromny, przeszklony dom - o ile można go nazwać domem. Wyglądał bardziej jak willa rosyjskiego potentata ropy, tylko że bez złotych dodatków. W wielkich drzwiach werandy zobaczyłam dziewczynę, którą w mojej wizji nazwałam nimfą leśną, chociaż teraz użyłabym raczej sformułowania chochlik. Czarne, zadarte ku górze włosy, drobna budowa ciała i gracja baletnicy zauważalna nawet wtedy, gdy stała. Niestety spostrzegłam, że nie była do mnie zbyt przyjaźnie nastawiona. Jej małe, szczere, wręcz dziecięce oczy wpatrywały się we mnie z ciekawością, wściekłością, zadumaniem i nutą sarkazmu. W momencie, gdy przeskakiwałam niewielki strumyk, zauważyłam, jak podchodzi do niej chłopak, ten z cierpiącym spojrzeniem Syzyfa. Przyglądałam się mimowolnie jego wyrzeźbionym pod koszulką mięśniom i niezdarnie zmierzwionym blond lokom. Objął dziewczynę w talii i wyglądał, jakby próbował ją uspokoić. Gdy dotarłam do domu, moje myśli skupiły się na czymś innym. „Czy w takim razie ta wielka rodzina ze snu mieszka tutaj? Wszyscy razem?” Było ich już czworo, a ja wyczuwałam więcej. Zaczęły opanowywać mnie strach i panika. Gdy weszliśmy do środka przez werandę, okazało się, że miałam rację. Wszyscy razem, nikogo nie zabrakło.
– A oto i nasz dom. – Esme uśmiechnęła się.
– Madie, poznaj naszą rodzinę. – Carlisle wskazał gestem na zebranych.
„Rodzinę?”– pomyślałam. – „No ładnie, piękne sformułowanie jak dla tak wielkiej grupy wampirów.”
Carlisle zaczął zapoznawać mnie z poszczególnymi osobami.
– Alice. – Wskazał dłonią na dziewczynę przy drzwiach werandy, która nawet się nie odezwała.
– Jasper. – Chłopak uśmiechnął się naprawdę szarmancko i ujmująco. Na ten widok aż zamruczałam w myślach, po czym usłyszałam dochodzący z kanapy zduszony śmiech, który zignorowałam.
– Rosalie i Emmett. – Wskazał na parę stojącą przy kuchennym stole. Ona - dostojna dama nie zwracająca uwagi na nic poza swoim odbiciem w lustrze i poprawiająca pukle blond włosów. On z kolei wielki, roześmiany, umięśniony „chłop jak dąb”.
„Fochaczus pospolitus i śmiechus maksimus. Prawie jak Flip i Flap”. – Roześmiałam się w duchu, po czym znowu usłyszałam chichot za sobą, tym razem głośniejszy.
– Edwardzie! – Carlisle spojrzał karcąco na rudowłosego Apolla o miedzianych, zmierzwionych włosach. Ten podniósł się z kanapy i uśmiechnął do mnie.
– Wiesz, już cię lubię – zaśmiał się.
Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi, no ale cóż.
– A tam na kanapie to Bella i Nessie. – Spojrzałam na silną Atenę i rozbawioną Korę.
– Miło mi was wszystkich poznać. – Uśmiechnęłam się do nich. Kora i Atena odróżniały się od reszty oczami. Pierwsza miała czekoladowe spojrzenie, zaś druga krwiste, lecz nie tak bardzo jak moje. Poza tym były do siebie podobne. Bardzo podobne.
Wyczuwałam coś dziwnego w powietrzu.
„Człowiek między wampirami?” – pomyślałam, patrząc na Nessie.
– Ness jest pół człowiekiem, pół wampirem – odpowiedział Edward z dumą w głosie.
Popatrzyłam na niego zdumiona. – Jest moją i Belli córką. Bella ją urodziła, nim została wampirem – odpowiedział na wszystkie dręczące mnie pytania, nim je zadałam.
– Ale skąd ty...? – Moje oczy pewnie wyglądały jak dwa księżyce w pełni.
– Edward czyta w myślach – poinformował mnie Carlisle.
„No ładnie” – pomyślałam, a gdy zdałam sobie sprawę tego, że on i tak to słyszy, dodałam tylko „Kurde”.
– Nie martw się, idzie się przyzwyczaić do tego prania mózgu – zaśmiał się Emmett.
– To może opowiesz nam coś o sobie? – Esme uśmiechnęła się, prowadząc mnie do fotela niedaleko telewizora i kanapy. Wszyscy rozsiadli się wokół oprócz Alice i Jaspera.
– Alice, chodź. – Bella wskazała miejsce koło siebie.
– Postoję tutaj – odpowiedziała obojętnie dziewczyna. Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Emmett.
– Zaczynamy nowy odcinek „Opowiadań z doliny Muminków” – roześmiał się.
Opanowując z trudem śmiech, zaczęłam więc:
– Nazywam się Madeline Brandon, ale i tak większość się do mnie zwraca Madie lub Mad. Urodziłam się ósmego października 1933 roku, tak więc mam siedemdziesiąt siedem lat, ale utknęłam w ciele szesnastolatki. – Wzięłam głęboki wdech. – Mieszkałam z moją matką Cynthią Brandon w Biloxi w stanie Missisipi. Ojca nigdy nie poznałam, jakiś burzliwy romans w trakcie wojny – zaśmiałam się zdenerwowana. – Niedługo po tym, jak skończyłam osiem lat, moja matka zmarła na hiszpankę, a ja trafiłam do domu dziecka.
– Biedactwo – powiedziała przyjaźnie Esme.
– Mnie choroba nie dotknęła. – Uśmiechnęłam się. – Nie posiadając rodziny zdolnej do wychowania mnie, byłam w domu dziecka do szesnastego roku życia, kiedy to pewien wampir mnie przemienił. Szczerze mówiąc, z okresu tuż przed i po przemianie nic nie pamiętam. Od tamtej pory tułam się to tu, to tam.
Rozejrzałam się po słuchaczach, którzy nie odrywali ode mnie wzroku. Czułam się trochę jak czytając bajkę w przedszkolu.
– A czy posiadasz jakieś nadprzyrodzone moce? – spytał Carlisle. – Wiesz, takie poza słuchem, siłą i szybkością?
Popatrzyłam na niego, nie wiedząc, jak ująć moje zdolności.
– Hmmm... no tak. Moja ciotka Mary trafiła na oddział zamknięty za przepowiadanie przyszłości. Jej siostra była młodsza i widząc, co się stało z ciocią, nie mówiła nikomu, że widzi przeszłość. Ja odziedziczyłam po nich oba te dary. Przychodzą one do mnie w czymś na wzór transu, snu po poznaniu większej ilości osób.
Nie dało się nie zauważyć, że podeszła do mnie Alice z Jasperem.
– Więc jak miała na imię twoja ciotka? I czy widziałaś ją kiedykolwiek? – Jej mina wyrażała zaskoczenie jak u wszystkich tu obecnych.
– Nie, nigdy jej nie widziałam. Ślad po niej zaginął, nim się urodziłam. Znam ją tylko z opowiadań matki, a nazywała się Mary Alice Brandon. – Patrzyłam zaskoczona na dziewczynę, jak ta biegnie na górę. Jasper został przy mnie.
– Co ja takiego powiedziałam? – Zerwałam się z miejsca, chcąc pobiec za Alice, ale Jasper mnie złapał.
– Alice Cullen, a właściwie Hale, to tak naprawdę Mary Alice Brandon za życia...[img][/img][url][/url][url][/url][img][/img][img][/img][img][/img][img][/img]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pią 20:47, 08 Kwi 2011, w całości zmieniany 16 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IsabellaCullen
Administrator



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1171
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciałem w Puławach/ duszą i myślami w Forks
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 20:14, 03 Gru 2010 Temat postu:

Wow. Jak dobrze, że dodałaś tutaj ff. Będę twoją fanką. Zaintrygowałaś mnie. Ciekawe jak dalej rozwinie się dalsza akcja z Madie. A Alice, cóż znalazł się członek jej rodziny. Tylko szkoda mi jej. Mam nadzieje, że się otrzęsie z szoku i polubi Madie. Ciekawe tylko jak bardzo ta mala namiesza w życiu Cullenów.

Pozdrawiam

IC.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 20:27, 03 Gru 2010 Temat postu:

IsabellaCullen napisał:
Wow. Jak dobrze, że dodałaś tutaj ff. Będę twoją fanką. Zaintrygowałaś mnie. Ciekawe jak dalej rozwinie się dalsza akcja z Madie. A Alice, cóż znalazł się członek jej rodziny. Tylko szkoda mi jej. Mam nadzieje, że się otrzęsie z szoku i polubi Madie. Ciekawe tylko jak bardzo ta mala namiesza w życiu Cullenów.

Pozdrawiam

IC.




Dziękuję bardzo za komentarz ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 20:47, 03 Gru 2010 Temat postu:

Zapowiada się ciekawie i...intrygująco. Zaciekawiłaś mnie, powiem ci szczerze. Akcja nie banalna, choć nie jeden podobny ff przeczytałam, tylko, że żaden z głównych bohaterów nie był spokrewniony z Cullenami, co naprawdę, jest bardzo intrygujące. Co tu jeszcze dodać?
No nic, czekam na kolejne rozdziały, mam nadzieję, że pojawią się dość szybko. Masz dziewczyno talent i go dobrze wykorzystaj. Nie każdy potrafi, a chce, pisać opowiadania. To naprawdę wielki talent, więc pisz i pisz. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Sob 12:20, 04 Gru 2010 Temat postu:

Nie sądziłam, że tak szybko zostanie to skomentowane ;D
W ramach wdzięczności zamieszczam urywek II rozdziału.


W wielkim oknie na pierwszym piętrze zauważyłam stojącą Alice i przytulającego ją Jaspera. Dziewczyna przyglądała mi się z niezdecydowaniem na twarzy, a Jazz uśmiechnął się szeroko.
– Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście – powiedziałam cicho do Alice, która na pewno mnie usłyszała, odwróciłam się i pobiegłam w głąb lasu. Mijałam drzewa, ścieżki, potoki, powalone pnie, aż znalazłam się na polanie, na której wszystko się zaczęło. Zatrzymałam się i usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać, ale przypominało to bardziej kwilenie.
„Nie chce mnie to nie, jej mina gdy stała w oknie, co prawda była niezdecydowana, ale czuję, że nie lubi zmian, tak więc nie będzie chciała mnie tam. Cholera”.
Wstałam i zdenerwowana kopnęłam w drzewo obok mnie, przez co połamało się w pół.
„Nie wracam tam, mam ją w nosie, jeśli ona też mnie ma”. Odwróciłam się i ujrzałam widok gór Olimpic. Były tak piękne, że ponownie usiadłam.
Siedziałam przyglądając się wzniesieniom, strumykowi i słodkiemu niedźwiadkowi; rozmyślałam. Po chwili wstałam i westchnęłam.
„Edward! Edward! Przekaż Esme, że bardzo mi przykro, ale nie wracam. Do widzenia”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Sob 12:55, 04 Gru 2010 Temat postu:

Trochę ta sytuacja jest dziwna... Skąd bohaterka akurat wie, że Alice jej tam nie chce? Powinna chyba pierw poczekać, aż Alice dojdzie do siebie po tym szoku, i dopiero potem osądzić, czy ją tam chce czy też nie.
Mimo tego, będę czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Nessie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Nie 22:05, 05 Gru 2010 Temat postu:

Z okazji Mikołajek zdecydowałam się dodać kolejny rozdział. Jest już taka godzina, że raczej jutro to przeczytacie.
Wszystkiego najlepszego od Madie Mikołajowej, z życzeniami miłej lektury i mnóstwa prezentów.



II

Wielki, zielony i bezkresny las z delikatnym, błękitnym strumykiem wijącym się przez sam środek puszczy. W potoku wiele pstrągów, a obok mały niedźwiedź próbujący złowić choć jednego z nich. W tle zarys ogromnych gór Olimpic, który rozpościerał się przed moimi oczami, a ja nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o wielkiej rodzinie Cullenów i ich propozycji.
Po tym jak Carlisle wraz z Esme wytłumaczyli mi zachowanie Alice, reszta rodziny rozeszła się do swoich zajęć. Bella, Edward i Nessie poszli do swojego domu, Jasper na górę do Alice, a Rose z Emmettem do garażu. Ja zostałam sam na sam z głową i szyją Cullenów.
– Kochanie, jak dasz Alice trochę czasu, na pewno ochłonie i porozmawiacie sobie. – Carlisle uśmiechnął się.
– Słoneczko, ona zawsze wiedziała, że ma siostrę, ale nigdy nie zdawała sobie sprawy z twojego istnienia, więc jest na pewno zaskoczona i zdezorientowana, że ani razu nie pojawiłaś się w jej wizjach. – Esme przytuliła mnie.
– Na pewno trochę jej zajmie oswojenie się z tym, ale ja jestem dobrej myśli. – Doktor nie krył entuzjazmu.
– To może, Madie, zamieszkasz u nas do tego czasu? – Esme uśmiechnęła się z nadzieją. – Mamy wolny pokój, bo Edward się wyprowadził. Rodzina Alice jest naszą rodziną.
Między nami zapadła niezręczna cisza.
– A czy mogę to przemyśleć?
– Ależ oczywiście – oznajmili jednogłośnie.
Wstałam więc z zamiarem spędzenia czasu w samotności i skierowałam się do drzwi werandy.
– Ale wrócisz tu jeszcze, żeby powiedzieć nam, co postanowiłaś?
– Oczywiście – odrzekłam szybko i wyszłam.
Dopiero po zamknięciu drzwi zdałam sobie sprawę, jak bardzo chcę należeć do tej rodziny, bez względu na wszystko, bez względu na zasady w niej panujące i decyzję Alice, choć to ona była tu kluczowa. Gdybym tylko potrafiła płakać, na pewno łzy by mi teraz ciekły po policzkach. Potarłam oczy dłońmi i pobiegłam przez zieloną polankę wokół domu. Mocny rozbieg i skok na pierwsze drzewo nad strumieniem. Odwróciłam się, spoglądając smutno na dom, do którego już pewnie nie wrócę. W wielkim oknie na pierwszym piętrze zauważyłam stojącą Alice i przytulającego ją Jaspera. Dziewczyna przyglądała mi się z niezdecydowaniem na twarzy, a Jazz uśmiechnął się szeroko.
– Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście – powiedziałam cicho do Alice, która na pewno mnie usłyszała, odwróciłam się i pobiegłam w głąb lasu. Mijałam drzewa, ścieżki, potoki, powalone pnie, aż znalazłam się na polanie, na której wszystko się zaczęło. Zatrzymałam się i usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać, ale przypominało to bardziej kwilenie.
„Nie chce mnie to nie, jej mina gdy stała w oknie, co prawda była niezdecydowana, ale czuję, że nie lubi zmian, tak więc nie będzie chciała mnie tam. Cholera”.
Wstałam i zdenerwowana kopnęłam w drzewo obok mnie, przez co połamało się w pół.
„Nie wracam tam, mam ją w nosie, jeśli ona też mnie ma”. Odwróciłam się i ujrzałam widok gór Olimpic. Były tak piękne, że ponownie usiadłam.
Siedziałam przyglądając się wzniesieniom, strumykowi i słodkiemu niedźwiadkowi; rozmyślałam. Po chwili wstałam i westchnęłam.
„Edward! Edward! Przekaż Esme, że bardzo mi przykro, ale nie wracam. Do widzenia”.
Jeszcze jedno westchnięcie i pognałam w kierunku gór. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja zaczynałam tracić chęć na dalsze bieganie po szczytach. Zauważyłam między drzewami maleńką leśniczówkę, do której się udałam. Gdy wchodziłam, z futryn niemal wypadły stare drewniane drzwi. Udałam się do środka i oparłam je tak, że wyglądały prawie normalnie. Wnętrze domku było bardzo proste i małe: jednoosobowy tapczan, stoliczek, krzesło i szafka z kawą, kubkiem i talerzykiem oraz kominek. Usiadłam przed nim, a ponieważ obok leżał chrust, użyłam go do rozpalenia ognia.
„No i co ja mam dalej począć? Nie wrócę do Biloxi, zbyt wiele złych wspomnień. Wszystkie słoneczne miejsca też odpadają, tu nie zostanę, bo mnie nie chcą. Pozostaje mi Antarktyda, Arktyka i Grenlandia. Zamieszkam sobie w igloo i będę wcinać wieloryby. Powaliło mnie do reszty”.
Zamknęłam oczy i zaczęłam zastanawiać się, jakby to było. Nagle wyczułam słodkawą woń wampirzego ciała. Powoli odwróciłam się i zauważyłam, że w drzwiach stoi Jasper i mi się przygląda.
– Wiesz, że głowa mnie boli od twojego nastroju? – Uśmiechnął się i wszedł do środka.
– A skąd ty możesz wiedzieć, jaki ja mam nastrój? – zakpiłam.
– Wyczuwam uczucia innych, moja mała – zaśmiał się i usiadł koło mnie.
– No tak, mogłam się spodziewać. – Uśmiechnęłam się. – Nie ucieknę przed wami, no nie? I tak w ogóle, to po co tu przyszedłeś?
– Po pierwsze, masz rację, nie uciekniesz – zaśmiał się. – A po drugie, ktoś chciał z tobą pogadać. Alice? – Wstał i wyszedł na chwilę. – Chodź tu, cholero mała.
Do domku weszła Alice z miną, która kryła chyba zakłopotanie. Usiadła obok mnie i milczała, a ja też nie zamierzałam się odzywać. Mijały sekundy, minuty, aż usłyszałyśmy głos Jaspera z daleka:
– Mam wam pomóc?
– Nie podsłuchuj – odezwała się Alice, westchnęła głęboko i popatrzyła na mnie. – Przepraszam. Zachowałam się jak ostatnia wiedźma, nie powinnam reagować tak... tak...
– Tak egoistycznie, wrednie, samolubnie, pochopnie, emocjonalnie... – uzupełnił Jasper.
– Jazz, cholera, nie podsłuchuj. Chociaż – Popatrzyła na mnie z powrotem – on ma rację, Madie. Tak się właśnie zachowałam. Nawet cię nie znam, a już oceniłam, nie dając nawet szansy żebyś mi wszystko wytłumaczyła. Co ze mnie za ciotka.
– Alice, ale ja cię rozumiem, nagle zjawiam się i wchodzę z buciorami w twoje życie. Co prawda bezwiednie, ale jednak. Ja nie chcę ci się narzucać. Biegam sama po tym świecie od prawie siedemdziesięciu lat, więc mogę biegać dłużej. – W końcu popatrzyłam na nią.
– Nawet mnie nie denerwuj, wracasz do Forks. Będziesz z nami mieszkała, chodziła do szkoły i ścigała się autami – zaśmiała się. – Ja naprawdę chcę, żebyś była koło mnie.
Gdy to mówiła, położyła mi rękę na ramieniu. Alice naprawdę promieniała z radości. Po chwili, nic nie mówiąc, po prostu ją przytuliłam. Niby byłyśmy w tym samym wieku fizycznym, ale ja i tak czułam się przy niej jak dziecko.
– Ooo... Jaka piękna scena. – W drzwiach stał Jasper. – Ale musimy uciekać, bo ktoś tu idzie. Więc, Mad, zamieszkasz z nami? – Ja patrzyłam to na niego, to na nią, nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Madie? – Alice spoglądała na mnie wyczekująco.
– Zamieszkam. – Uśmiechnęłam się.
Wybiegliśmy z leśniczówki i skierowaliśmy się do domu. Gdy byliśmy już na polanie, zauważyłam Carlisle'a wraz z całą rodzinką stojących na tarasie. Zatrzymałam się przy nich, a Esme mnie objęła.
– Tak się cieszę. – Uśmiechała się, a ja popatrzyłam na innych, zastanawiając się nad ich zdaniem.
– Oni też się cieszą, mała – zapewnił mnie Edward.
Carlisle podszedł do mnie z radością wypisaną na twarzy:
– Tylko jest jedno, moja droga. Musisz przejść na wegetarianizm, to znaczy pić tylko i wyłącznie krew zwierzęcą, nie ludzką, zrozumiano?
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Słyszałam o tym już wcześniej. „To może być ciekawe doświadczenie”, pomyślałam. Uśmiechnęłam się i weszłam do domu.


Kolejny rozdział już 10.12.2010

Mam nadzieję, że prezent się podoba chodź rozdział trochę smutny na początku. Czekam na komentarze ;***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 21:59, 10 Gru 2010 Temat postu:

III

Najgorszy tydzień w moim życiu. Tak to mogę określić. Odtrutka, jaką zafundował mi Carlisle, w ciągu tego tygodnia, była typowa dla lekarza – zrównoważona, przemyślana i zbilansowana.
- Tak więc, Madie. Przez cały ten tydzień będziemy powoli zmniejszać dawkę krwi ludzkiej a zwiększać zwierzęcą. Pewnie będziesz czuła się przejedzona, ospała, ale to po to, żebyś panowała nad sobą przy Nessie. Dobrze?
- Tak jest, panie kapitanie- zaśmiałam się siedząc w jego gabinecie, w wielkim skórzanym fotelu. Rzecz jasna, stosowałam się do jego zaleceń, ale tylko przez dwa dni. Na moją zgubę, Jasper, Alice i Edward wyjechali na wycieczkę w góry, a dokładniej na polowanie, więc nie miał mi kto grzebać w myślach, uczuciach i pomysłach. Tak, więc niewiele myśląc, odrzuciłam całkowicie picie krwi ludzkiej i piłam tylko i wyłącznie zwierzęcą, czekając na jak najszybsze efekty. Od dziecka byłam niecierpliwa: uczenie się pisania, tresura pieska z dzieciństwa, szycie ciuszków lalce, odchudzanie w wieku nastoletnim- to wszystko zawsze musiało być już, teraz, na cito. Nie ułatwiał również mi zadania kontrast, między jedną a drugą krwią. To tak, jakby ktoś dał ci do zjedzenia surową, dojrzałą, mięsistą sałatę i zwiędłą, bez smaku, gumowatą wręcz.
Na mojej wersji detoksu, przeżyłam trzy dni, do czasu przyjazdu Alice, Jaspera oraz Edwarda. Gdy Alice tylko weszła do domu, od razu skierowała się do „mojego”, byłego Edwarda, pokoju, gdzie siedziałam w kącie słuchając głośno muzyki, żeby zagłuszyć głód. Wchodząc, trzasnęła drzwiami i patrzyła na mnie wzrokiem mordercy.
- Co Ty sobie myślałaś, odstawiając całkowicie krew ludzką, po dwóch dniach?! Inne wampiry uczą się tego wiekami, a ty chciałaś to zrobić w tydzień? Czy Ciebie, po prostu, pogrzało?! - Krzycząc ciągle gestykulowała, a ja tylko słyszałam, jak Edward z Jasperem opowiadają wszystko Carlisle'owi. – Carlisle chciał dla Ciebie jak najlepiej! Zrobił taki plan, bo miał nadzieję, że na jesień pójdziesz do szkoły, którą ja wtedy już skończę i kto Cię, cholera, będzie tam pilnował, no kto?! - Alice odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
A ja nawet się nie poruszyłam. Siedziałam dalej w kącie, starając się z całych sił zniknąć, tak po prostu, zapaść się pod ziemię. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi, lecz nie powiedziałam nic, na znak przyzwolenia. Był to Jasper, który wcisnął się do pokoju. Podszedł do mnie i usiadł naprzeciw po turecku.
- Oj mała, nagrabiłaś sobie. Alice tak wściekłej chyba nie widziałem. No, ale bywa. Ochłonie i będzie dobrze. - Westchnął.
- Carlisle jest bardzo wściekły?
- A tu Cię boli. – Uśmiechnął się – Nie, on po prostu jest trochę zawiedziony twoją głupotą, choć czuję, że jest trochę dumny z twojej determinacji. Tak więc, bilans wyszedł na zero.
- A co z resztą osób? - Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Oni rozumieją, sami przez to przeszli. Tylko Edward się trochę wystraszył o Ness, ale ona potrafi o siebie zadbać, więc dał spokój. - Zamilkł na chwilę, po czym zaczął się we mnie wpatrywać. – Wiesz, aż za dobrze wiem, przez co przechodzisz. To ja tu byłem największym mordercą, ze wszystkich i dalej jestem, bo ty nie zabijałaś armiami. - Zaśmiał się, a ja znów podniosłam wzrok na niego.
- Czyli nie przebiłam Cię? Szkoda.... - Zachichotałam cicho.
- Jakby się coś działo, chciałabyś kiedyś pogadać, to jestem do twojej dyspozycji. - Z szybkością wampira przysunął się do mnie i delikatnie mnie przytulił. – O, mogę cię jeszcze uspokajać, albo coś w tym stylu. – Uśmiechnął się.
- Dzięki, Jasper. Miło mieć przy sobie, takiego fajnego brata. W dodatku z takimi zdolnościami.
- I wzajemnie, siostrzyczko. Pamiętaj tylko jedną rzecz, a mianowicie: nie będę się bawić żadnymi lalkami, ani nie będziesz mnie czesać.
- A już miałam cichą nadzieję. Może, chociaż na jakiś czas Kucyczek, jak u Yorka? - Roześmiałam się. On tylko odpowiedział mi karcącym wzrokiem.
Po chwili zebrałam się na odwagę, zeszłam na dół, przeprosiłam wszystkich i przyrzekłam Carlisle’owi nigdy więcej takich wybryków. Następnie, swoje kroki skierowałam do paszczy lwa, czyli sypialni Alice. Na szczęście Jasper obiecał mi małą pomoc. Tak więc, nim się jeszcze zebrałam w sobie, żeby zapukać, usłyszałam zza drzwi:
- Nawet nie wchodź, jeśli nie masz dobrego wytłumaczenia swojej bezmyślności!
Pomimo wszystkich ostrzeżeń w mojej głowie, weszłam i usiadłam na nowoczesnym krześle w rogu pokoju.
- Alice, przepraszam. Głupio się zachowałam lekceważąc zalecenia Carlisle’a. On pomógł wam wszystkim wyjść z tego, zmienić się, a ja, tak po prostu, musiałam wiedzieć lepiej.
Alice wstała i zaczęła się przechadzać po pokoju.
- Jak można być tak bardzo uparta, nierozsądna, wręcz napalona na coś, lekceważąc słowa innych. Nie rozumiem tego! – Mówiła, jakby do siebie
- Jesteś identyczna, Alice. - Dobiegł nas głos Jaspera z łazienki.
Alice tylko fuknęła w tamtym kierunku. Odwróciła się w moją stronę i westchnęła.
- Jazz ma rację. Jestem identyczna, w końcu jesteśmy rodziną prawda? - zaśmiała się i podeszła do mnie. – Ale nigdy więcej takich wybryków, dobrze? Albo, chociaż nie pod moją nieobecność.
Uśmiechnęła się do mnie, po czym grzecznie wyprosiła mnie z pokoju, gestem ręki pokazując, że idzie udusić Jaspera, za wtrącanie się. Gdy byłam już na dole, usłyszałam tylko: „Siostra, jeszcze pogadamy”.
Po całym moim głupim wybryku, Carlisle, zarządził dodatkowy tydzień nauki, tak w razie czego. Tak też cały tydzień piłam krew zwierzęcą i powoli zaczęto mnie wysyłać na polowania z Edwardem i Alice. Łapanie pumy, sarny, albo walka z niedźwiedziem, okazywała się nawet fajną zabawą. Mijał dzień za dniem, aż nadszedł koniec miesiąca i egzamin wymyślony przez doktora, aby sprawdzić mnie. Zawołano mnie do salonu na kanapę i podano mi szklankę z czerwonym napojem. Podniosłam pokrywkę i zaczęłam się bić z myślami, bo była to krew ludzka.
„A dodatnie”- pomyślałam - „Moje ulubione. Kurde, nawet ciepłe”.
Moje gardło paliło na ten zapach, rządne ludzkiej krwi, ale i rozum, i serce, krzyczało ciągle: „Wybieraj. Wypijesz i będziesz egoistką, zaprzepaścisz starania wszystkich, ale szczególnie swoje marzenia.’’
Wstałam z krzesła i z trzęsącą się ręką, podeszłam do zlewu w kuchni, po czym wylałam zawartość kubka.
Odwróciłam się do zgromadzenia w salonie, które stało i patrzyło na mnie. Esme podeszła jako pierwsza, przytuliła mnie. Za nią stała już Alice.
- Nie masz nic przeciwko, zamienieniu łoża Belli i Edwarda, na leżankę, nie? Bo masz strasznie zagracony pokój.- Uśmiechnęła się, a ja w odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
Nagle coś zaczęło się ze mną dziać. Znajome „coś”. Zaczęłam ziewać, oczy zaczęły mi się same zamykać i zaczęłam tracić panowanie nad ciałem.
- Cholera. - Tyle mogłam tylko wydusić, bo było już za późno, na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Moje ciało zaczęło się osuwać powoli na ziemię. Poczułam jednak, że ktoś mnie złapał nim całkiem upadłam na kuchenną posadzkę, i wziął na ręce. Słyszałam spanikowaną Alice, która krzyczała i próbowała mnie ocucić oraz Carlisle’a, który przytykał mi do nosa sole trzeźwiące.
Jak ja mam im powiedzieć, żeby się uspokoili?
,,Edward! Edward!’’- Zaczęłam powtarzać w myślach.-Kurde, nie reaguje.
Mam!: ,,Edward z gołą klatą, Edward bez bielizny” - moja wyobraźnia, chociaż raz się na coś przydała.
- Młoda, przestań! - Usłyszałam głos Edwarda, poza jego głosem było cicho, jakby wszyscy zamarli.
„ Powiedz Alice i reszcie, żeby się nie martwili, bo tak u mnie wyglądają wizje. Niech położą mnie gdzieś i dadzą leżeć. Obudzę się za kilka godzin”
- Madie mówi, że macie się nie martwić.
„ Edward, jeszcze jedno: Dobrze wyglądasz nago.” - Pomyślałam i roześmiałam się w duchu.
- Dziękuje – odpowiedział z przekąsem, a ja już całkowicie odpłynęłam do mojego świata. Świata wspomnień, marzeń. Wsiadłam do mojego pociągu obrazów, głosów, przeżyć.


Ładnie proszę o komentarze ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Sob 17:32, 18 Gru 2010 Temat postu:

dziękuję bardzo mojej kochanej becie za mnóstwo ciepłych słów ;****



IV


I znowu moimi myślami zawładnęły wspomnienia i przeżycia innych. Wszystko migało mi przed oczami bardzo szybko. Przyszłość.... Nie była jasna. Nic nie było klarowne, przejrzyste. Decyzje wszystkich zmieniały się tak wiele razy, że nie byłam w stanie skupić się, choćby na jednej. W pewnym momencie nastała ciemność. Tak upragniona przeze mnie końcówka wędrówki. Niby wampiry się nie męczą, ale ja po takiej przejażdżce czuję się padnięta psychicznie. Gdybym tylko mogła, położyłabym się spać, aby odpocząć i zapomnieć. Nie zawsze to, co widzę jest tym, co bym chciała zobaczyć. No, bo kto chce oglądać intymne chwile osób, z którymi mieszkasz, albo poznać uczucia Esme skaczącej z klifu, duszącej się w wodzie lub walczącego ze sobą Carlisle’a, siedzącego w piwnicy wiktoriańskiej, próbującego się nie odezwać. Uwierzcie mi, że nikt.
Obudziłam się na skórzanej kanapie w gabinecie Carlisle’a. Na początku nie miałam pojęcia, gdzie do końca jestem, dopóki nie ujrzałam go siedzącego za biurkiem pełnym papierów, książek, segregatorów i notatek. Ten lekarz był chyba jedyną znaną mi osobą, która nie wypełnia papierzysk na komputerze. Carlisle robił to wszystko ręcznie, piórem kaligrafując każdą literę. No w sumie nie sypia, więc ma trochę czasu więcej.
- O, witam śpiącą królewnę. - Uśmiechnął się znad sterty papierów. – I jak, nie wystraszyłaś się nas?
- Nie no spokojnie, nie było tak źle – podniosłam się do pozycji siedzącej. – Ile byłam w tym czymś? Znaczy w śnie?
- Niedługo – Carlisle spojrzał na zegar na ścianie – Dziesięć godzin. Gdybym, chociaż raz spojrzał na zegarek, to bym cię przeniósł na jakieś wygodniejsze miejsce. Wybacz.
- Spokojnie, nic się nie stało. W dużo gorszych warunkach sypiałam.- Uśmiechnęłam się i podniosłam.
- Madie, idź powiedz Alice, że nic ci nie jest. Bardzo to przeżywała. - Powiedział i wrócił do wypełniania kart, a ja skierowałam się do drzwi.
- Ale przyjdź za godzinę, bo mam do ciebie sprawę – wtrącił nim wyszłam.
Z wielkim zdziwieniem zauważyłam, że pod drzwiami nie stała Alice, po której bym się tego spodziewała. Skierowałam się wprost do jej sypialni. Weszłam bez pukania, zastając w środku Jaspera pogrążonego w lekturze. Jeden dokładny rzut okiem na tytuł i od razu było wiadome, co czyta: „ Księga seksu dla mężczyzn”. Weszłam do środka, kiedy mnie zauważył i schował książkę myśląc jednak, że jej nie zauważyłam.
- Cholera, puka się – był trochę zmieszany.
- Właśnie widzę, że snujesz plany, co do tego – roześmiałam się – A są obrazki? - Wskoczyłam na łóżko obok niego, szukając książki pod łóżkiem ręką.
- Są, ale ty jesteś na to jeszcze za młoda. - Prychnął.
- No żebyś się nie zdziwił. - Wyciągnęłam poradnik spod łóżka i otworzyłam na którejś stronie, przyglądając się zdjęciu. – Co, Alice ma ochotę na większe doznania? - Zaśmiałam się.– A może ty, braciszku, jesteś taki niewyżyty?
- Nie interesuj się – zabrał mi książkę.
- Jak chcesz się czegoś dowiedzieć, to proszę, pytaj – poprawiłam się na miejscu.- Siedzi przed tobą wyrocznia w tej dziedzinie.
- Tak? - Roześmiał się - No to młot pneumatyczny.... - Czekał na moje wywody
-Hm - zastanowiłam się- O, już pamiętam. To jak odwrócony helikopter, tylko, że facet kręci partnerkę. Aż takie masz żądze?
Patrzył na mnie zdezorientowany, ale na jego twarzy zaczęło pojawiać się powoli rozbawienie.
- No, co się głupio śmiejesz? Lubię się dokształcać - pokazałam mu język.
- A już myślałem, że moja siostrzyczka taka rozwiązła – zaśmiał się i zaczął mnie gilgotać – A to jakbyś nazwała?
- Molestowanie – usłyszeliśmy za sobą rozbawiony głos Alice.- I to molestowanie z premedytacją – położyła torby z zakupami na fotelu i usiadła obok mnie.
- Co kupiłaś? - Uśmiechnęłam się zeskakując z łóżka i zaglądając do toreb. – O, fajne.- Wciąż się uśmiechając wyciągnęłam z jednej z nich bieliznę.
Alice wstała i podeszła do mnie.
- Jak wrócisz z Włoch, to zabieram Cię na zakupy. - Uśmiechnęła się do mnie. Od razu było widać, że zakupy to jej ulubiony sport.
- Jakich Włoch? - Zapytałam, a Alice machnęła głową w kierunku, gdzie znajdował się gabinet Carlisle’a. – Ano tak, miałam wrócić na rozmowę...
Wyszłam z pokoju Alice i Jaspera i skierowałam się do gabinetu Carlisle’a. Nie wiem, dlaczego, ale za każdym razem ten pokój budził we mnie niepokój. Dziwne, bo Carlisle jest naprawdę spokojnym wampirem. Cichutko zapukałam do drzwi i weszłam.
- Proszę. Następnym razem nie pukaj. - Uśmiechnął się i wskazał mi miejsce naprzeciw niego. Gdy tylko zajęłam wyznaczone stanowisko, Carlisle przemówił:
- Jedziesz moja droga do Włoch, a dokładniej do Volterry. Muszą zobaczyć cię Volturi. Aro by mi nigdy nie wybaczył, gdybym nie wysłał cię na spotkanie z nimi.
- Aro? Volturi? - jak zwykle nie wiedziałam, o czym on do mnie mówi.
- Volturi to grupa wampirów, coś na wzór rodziny królewskiej. – Wyjaśnił.
Zaczęłam się wiercić na swoim miejscu, szukając obrazu, na który ostatnio zwróciłam uwagę, gdy się obudziłam. Po chwili go odnalazłam. Wielki obraz w bogato zdobionej starej ramie.
- To oni prawda? - Wskazałam palcem na postacie znajdujące się na nim.
- Tak, moja droga, to właśnie oni. - Uśmiechnął się – Poznałaś ich już wcześniej?
- Nie, skądże.- Zaprzeczyłam.- Ale przeminęli mi kiedyś w wizji. Jakieś kilka lat temu.
- Ach tak... - Carlisle się zamyślił. - Więc pojadą z Tobą Jasper i Emmett. Tak dla większego bezpieczeństwa. - Gdy zobaczył wyraz mojej twarzy na te słowa dodał:
- Madie, nie wątpię, że sama sobie byś poradziła, ale zrozum...
Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam, gdyż Carlisle wrócił z powrotem do swych papierów.
„Volturi, Volturi...Skądś to znam...Aro? Nie, ten to mi się z niczym nie kojarzy. Hm...Zobaczymy.” - Poszłam do swojego pokoju rozmyślając.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Nie 0:13, 19 Gru 2010 Temat postu:

Super,ale nie orientuję się o co chodzi...
Czekam na nowy rozdział Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Nie 0:29, 19 Gru 2010 Temat postu:

Beta zawsze skora do usług :*
Jak już mówiłam: Ciekawa jest ta twoja postać. Ma fajne moce i w ogóle. Świetne ma także kontakty z Jasperem, tym niby cichym, dziwnym kolesiem, który z Bellą aż tak się nie zaprzyjaźnił, jak z Madie.
Oby volturii nie zostawili ją przy sobie przez te jej niezwykłe moce...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział Wink
Pozdrawiam, Nessie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 10:29, 24 Gru 2010 Temat postu:

No i kolejny rozdział Wink Życzę miłej lektury. Kolejny postaram się dodać koło Sylwestra.


V

Siedziałam w samolocie i patrzyłam przez okno, a raczej próbowałam wyginając się jak mogłam, żeby coś zobaczyć przez to wielkie cielsko Emmetta. Udawał, że śpi, ale tak naprawdę bawił się w najlepsze zasłaniając mi widok i przekręcając się za każdym razem, kiedy ja znalazłam dogodną pozycję do oglądania.
- Ej! To już przestaje być śmieszne – szturchnęłam go w bok, na co on zareagował głośnym chrapaniem.
- Cholera, gorzej niż dzieci. – Jasper nachylił się nade mną i zasłonił okno, po czym walnął Emmetta w ramię gazetą, którą próbował czytać. - Zachowuj się niedźwiedziu.
Oparłam się wygodnie o oparcie siedzenia i rozglądałam się po samolocie. Lecieliśmy nocnym lotem, więc wszyscy wokół spali. Musieliśmy się dopasować, tak też przed wejściem do samolotu padło na Emmetta, że będzie udawał, że śpi. Nie spodobało mu się to, ale to nie moja sprawa.
Gdy Jasper skończył czytać gazetę, zapytałam go o Volturii, na co on do końca lotu opowiadał mi historie królewskiej rodziny, powiązań z Carlisle’em i ich zwyczajach. Usłyszałam o gwardii przybocznej, a także o piekielnych bliźniakach: Jane i Alecu.
„Alec Volturii, skądś go znam, tylko pytanie skąd....”
Kiedy wylądowaliśmy, obaj nie mogli się nadziwić, że nigdy o nich nie słyszałam. Nie wspomniałam im o Alecu, o tym, że skądś go kojarzę, bo uznałam to za zbyteczne.
- No ile razy mam jeszcze powtarzać; Nie słyszałam o nich! - Powtarzałam to zdanie już setny raz tego dnia.
- Ale tak serio, serio? - Zaśmiał się Emmett z mojej irytacji.
- Może pół na pół? - Wtrącił się Jasper – Albo telefon do przyjaciela?
- Yyy...Wybieram publiczność. – Roześmiałam się z ich podniecenia.
- A więc proszę wszystkich na sali o wzięcie do ręki naszych mini urządzeń i do zagłosowania. – Emmett stanął na słupku ogrodzeniowym.
- Odpowiedź A: Madie nigdy o nich nie słyszała, odpowiedź B: Madie słyszała o nich co nieco, ale nie pamięta, odpowiedź C: Madie kłamie...
- Albo odpowiedź D: Madie nie słyszała i nie zamierza się nigdy więcej z tymi dwoma idiotami pokazywać w żadnym miejscu publicznym, gdyż przynoszą jej wstyd. A zatem głosujemy! – Wtrąciłam się w wywody Jaspera, zwalając go tym samym ze słupka.
Gdy skończyłam przemawiać, podszedł do nas policjant i zaczął krzyczeć na mnie po włosku, z czego ja nie zrozumiałam ani słowa. W odpowiedzi, na co Emmett płynnym włoskim go przeprosił, zdjął mnie i przewiesił sobie przez ramie.
- Nie przypadłaś do gustu panu policjantowi! - Roześmiał się Jasper.
- Jesteś nieznośna. Niszczyć mienie publiczne? Wstyd! Niech się tylko Carlisle dowie. – Śmiał się Emmett, przez co ja, na jego ramieniu, aż podskakiwałam. – Trzeba cię wychować.
- Mówiłam wam już, że jesteście okropni?
- I to wiele razy. – Zaśmiał się Jazz.
Po chwili drogi i znęcania się nade mną, Emmett postawił mnie na chodniku przed parkingiem.
- No, dobry konik pociągowy, dobry – poklepałam go po ramieniu.
- Może kostkę cukru? - Uśmiechnął się Jasper.
- Przestańcie się ze mnie nabijać – oburzył się Emmett.- Niedźwiedź i koń pociągowy. Super. - Przewrócił oczami, a ja nie kryjąc rozbawienia spojrzałam na Jaspera, który był już poważny. Zaniepokoiło mnie to. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, wiedząc, że zaplanowali dla mnie jakieś atrakcje.
- Widzisz młoda panno, nie poznaliśmy jeszcze twojej złej natury – uśmiechnął się Jasper.- Ale właśnie nadarzyła się okazja.
- Masz pożyczyć jakieś auto. – Przy słowie ,,pożyczyć’’, Emmett zrobił wiele mówiący cudzysłów w powietrzu.- Ale wybierz takie, żeby jeździło.
- Szybko jeździło. – Dodał Jasper.
Uśmiechnęłam się szelmowsko i w wampirzym tempie biegłam między rzędami aut. W końcu zauważyłam to cudo. Czerwony dodge viper cabrio.
„Marzenie, nie auto.” - Pomyślałam siadając za kierownicą - „Gdzie są kluczyki? - Rozejrzałam się - „Budka strażnika. Trafiony zatopiony”
Z uśmiechem pognałam przez parking do małej budki strażnika. Zaglądnęłam przez okno. Strażnik siedział rozłożony na krześle i ze znużonym wzrokiem oglądał obraz z monitoringu. Kluczyki wisiały koło okna. Wskoczyłam na parapet, otworzyłam okno i zabrałam te z logo dodga. Wskoczyłam szybko do auta i ruszyłam z piskiem opon, podjeżdżając po Emmetta i Jaspera, którzy wskoczyli do auta, gdy ich mijałam. Wyjechałam z terenu lotniska i zaczęłam się śmiać z tej niedorzecznej sytuacji. No, bo ani oni, ani ja, nie należeliśmy do biednych. Od kiedy odkryłam przydatność mojego daru do gier typu Lotto i giełdy pieniężnej, bieda mi nie doskwierała.
- No mała, 30 sekund – uśmiechnął się Jasper.- Słabiutko, ale nie martw się, podszkolimy cię.- Roześmiali się oboje.
Wjechaliśmy na autostradę, rozwinęłam prędkość 100 km/h , a Emmett ciągle pokrzykiwał, że się wleczemy. Ja wiem, że to auto potrafi jeździć dużo szybciej, ale nie przesadzajmy.
- Zatrzymaj się- powiedział znudzony Emmett.
Zjechałam na pas awaryjny i się zatrzymałam. Wtedy Emmett złapał mnie za boki i wyciągnął z siedzenia kierowcy, wrzucając mnie tym samym na siedzenie tylnego pasażera. Wierciłam się i wyrywałam, ale z Emmettem nie miałam najmniejszych szans. Jasper, który siedział z przodu, szybko przeskoczył na moje miejsce, a Emmett przeskakując przedni fotel pasażera, usiadł na nim.
- To nie fair! Ja go ukradłam.
- Oj młoda, nie marudź. Wlekłaś się jak żółw. – Emmett popatrzył na mnie z miną tak urażoną moją jazdą, że aż mi się głupio zrobiło.
Jasper ruszył z piskiem opon. Miał na liczniku około 250 km/h i wymijał auta z niesamowitą łatwością.
- Wiesz, Madie, masz gust, co do aut.- Uśmiechnął się Jasper, odwracając się na ułamek sekundy w moją stronę.
- Wiem, wiem. – Także uśmiechnęłam się i położyłam się na tylnych siedzeniach.
Jechaliśmy w milczeniu do czasu, aż Emmett włączył radio. Aby ich trochę powkurzać, śpiewałam wszystko, co leciało w radiu przez całą drogę. Próbowali kilkukrotnie mnie uciszyć, ale bez większych efektów.




Auto, które Mad pożyczyła: (ich wersja miała też tylne siedzenia)
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pią 10:33, 24 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 11:54, 24 Gru 2010 Temat postu:

Świetny rozdział.
Postarałaś się Madie:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 14:22, 24 Gru 2010 Temat postu:

Rozdział czytałam wczoraj, gdy przysłałaś mi go do zbetowania.
Jak zawsze super. Widać, że Madie bardzo zakumplowała się z Jasperem i Emmettem. Ciekawi mnie kwestia Volturi. Jak ją osądzą, co będą chcieli z nią zrobić...
No i czekam także na jakiś wplot z moją ukochaną bohaterką Renesmee Wink W końcu akcja dzieje się po BD, więc powinna gdzieś się tam zjawić xD
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam, Nessie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tiffani
Gość






PostWysłany: Sob 22:55, 08 Sty 2011 Temat postu:

Madie to interesująca postać, ma ciekawe moce, które na pewno nas zaskoczą w jakimś zwrocie akcji? może zobaczy uśmiercanie Jane? Ale dajmy jej jeszcze szansę na debiut hehe Mi się bardzo podoba. Jestem twoją fanką <serce>
Powrót do góry
Reneesme1
Administrator



Dołączył: 26 Cze 2010
Posty: 523
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Forks
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Nie 9:13, 09 Sty 2011 Temat postu:

Mnie też się bardzo podoba. To opowiadanie jest naprawdę interesujące. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A swoją drogą dziewczyna ma gust jeśli chodzi o samochody. Świetny wybrała, ja pewnie też bym taki wybrała.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madie0810
Administrator



Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pon 17:11, 10 Sty 2011 Temat postu:

VI

Gdy wjeżdżaliśmy pod górę, ujrzałam wielkie mury obronne i dachy domów pięknego zabytkowego miasta. Byłam oczarowana tymi zdobieniami, sztukaterią i tym mistycznym wręcz klimatem, który tworzył się wokół tego miejsca. Westchnęłam z zachwytu.
- Tak, to Volterra. Wbrew pozorom najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. - Uśmiechnął się Jasper, gdy zaparkował auto tuż przed bramą wjazdową. – Musimy iść pieszo, bo tam nigdy nie ma gdzie zaparkować.
Wyszliśmy z auta i powoli przemierzaliśmy wąskimi uliczkami miasto. Musieliśmy trzymać się tych bardziej zaciemnionych, ponieważ ostre słońce chyliło się właśnie ku zachodowi. Aby bezpiecznie przeczekać ten czas, wstąpiliśmy do kawiarni.
- Chcesz coś do picia? - spytał Emmett.
- Przecież i tak nie pijemy ludzkich napoi. – Wzruszyłam ramionami
- Pozory kochanie, pozory – pokręcił głową Emmett i podszedł do baru.
- No skąd mogłam wiedzieć, że jesteście aż tacy ludzcy? - zaśmiałam się, patrząc na Jaspera.
- Nie wiesz o nas jeszcze wielu rzeczy, bambino*.
Puściłam to bambino mu płazem tylko dlatego, że byliśmy w miejscu publicznym i on o tym wiedział, bo po chwili poczułam ogarniający mnie błogi spokój.
Emmett wrócił z kubkami.
- Dwa espresso i latte – postawił kawy na stoliku i rozsiadł się w beżowym fotelu koło nas. Przysunęłam do siebie latte i powąchałam.
- Fuuuu... - Skrzywiłam się.
- Mówiłem już, że jesteś dziwna? - zapytał Jasper znad swoje kubka.
Upiłam łyk kawy lekko się krzywiąc, ale okazało się ku mojej uciesze, że kawa nie ma smaku dla mojego wampirzego podniebienia.
- Ty mówisz, że ona jest dziwna, to odwróć się – Emmett krył się jak tylko mógł za kubkiem espresso, lecz bez większych efektów. Wyglądał jak 5 latek próbujący schować się za młodą brzuską.
Jasper i ja odwróciliśmy się w stronę, którą wskazał Emmett. Okazało się, że przy stoliku za Jasperem siedziała grupka nastolatek, mniej więcej w wieku 14-16 lat, wytapetowanych, ubranych całkowicie na różowo i odpierdzielonych, jakby wybierały się na jakąś dyskotekę. Machały i uśmiechały się zalotnie to do jednego to do drugiego.
- Nie wiedziałam, że mamy Halloween – zaśmiałam się odwracając.
- Ciebie to śmieszy, a to jest naprawdę zmora – oburzył się Jasper. – Owszem, to było fajne, kiedy nie znałem jeszcze Alice i machały do mnie dwudziestolatki, ale sweet szesnastki?
- Śmiało moglibyśmy być ich dziadkami, jak nie lepiej – dodał Emmett.
- Jak się przyczepią, to koniec. Będą chodzić krok w krok za nami. – Złapał się za głowę Jazz.
- Pomogę wam, jeśli chcecie, ale pod jednym warunkiem. Nie będę dłużej traktowana jak dziecko. - Popatrzyłam na nich. Ja wiem, że nie kopie się leżącego, ale to była dobra okazja, żeby przestali nazywać mnie bambino i temu podobne.
- Wszystko, Madie, tylko pomóż. - Popatrzył na mnie Emmett.
- Ale nastolatki są aż tak straszne? - zapytałam retorycznie.
- Są! - Odpowiedzieli mi zgodnie.
Tak, więc zdeterminowana do działania wstałam od stolika i podeszłam do Emmetta.
- Tylko się nie zdradźcie, że udajecie – powiedziałam w wampirzym tempie, na co oni tylko mrugnęli w odpowiedzi.
Stanęłam za Emmettem, przez co byłam przed moją widownią oko w oko.
„No to zaczynamy” - pomyślałam.
Zaczęłam głaskać Emmetta po torsie i nachyliłam się do jego ucha ciągle patrząc na małolaty. Udawałam, że szepczę mu coś, po czym pocałowałam go w zagłębienie za uchem.
Jasper, który się temu przyglądał, z trudem tłumił kolejne ataki śmiechu. Gdy już skończyły mi się pomysły jak „uszczęśliwić Emmetta” kołysząc biodrami podeszłam do Jaspera. Stanęłam tyłem do już zbulwersowanej publiczności. Położyłam głowę na ramieniu Jaspera.
- Kotek, też chcesz rurkę z kremem? -Słodziutki głosik naprawdę dobrze mi wychodził, na co Emmett mało nie opluł się kawą.
- Oczywiście, Perełko. – Uśmiechnął się Jasper.
Podeszłam do baru i zamówiłam rurki z kremem. Za plecami usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Dzisiaj ja śpię po jej prawej stronie – odezwał się Emmett. Gdy się odwróciłam okazało się, że nasza widownia wstała oburzona i zbierała się do wyjścia.
W momencie, gdy opuściły kawiarnię, wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nigdy nie sądziłam, że jestem zdolna do takich zachowań, jak dzisiaj. Nie powiem, lubię się zabawić i powariować, ale dzisiejsza akcja przerosła moje oczekiwania. Oni sprowadzają mnie na złą drogę.
Po godzinie, gdy słońce już zaszło, wyszliśmy z kawiarni i skierowaliśmy się na plac św. Marka. W jednej z bocznych uliczek czekała Jane. Poznałam ją dzięki opowieściom Jaspera w samolocie. Blond włosa, czerwono oka, poważna, wręcz posągowa istotka o wielkiej sile i z wielką władzą. Gdy się do niej zbliżyliśmy, czekało na nas oschłe powitanie i ironiczny wzrok wbity głównie we mnie.
Jane prowadziła nas wąskim korytarzem w podziemiach, który wyglądał jak średniowieczna droga prowadząca do lochów. Moje ciało zaczęła ogarniać senność, zaczęłam ziewać i tracić panowanie nad ciałem.
Nie spodziewałam się, że ta droga będzie dla mnie krótsza niż dla innych....

* bambino - z włoskiego "dziecko"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pią 18:14, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pon 17:28, 10 Sty 2011 Temat postu:

Dzisiaj ja śpię po prawej stronie!
Hhahahah!Uśmiałam się przy tym.
Błędów nie widziałam..więc...

W
E
N
Y


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Wto 14:40, 11 Sty 2011 Temat postu:

Tak jak już ci mówiłam: Rozdział jest fajny. I wcale nie taki zły!
Akcja z małolatami była świetna. Madie pokazała się z strony, której nie znaliśmy.
Myślę, że Volturi ją zostawią w spokoju i pozwolą jej żyć z Cullenami.
Życzę ci bardzo dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział Wink
Miłego dnia, Nessie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reneesme1
Administrator



Dołączył: 26 Cze 2010
Posty: 523
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Forks
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Czw 10:16, 13 Sty 2011 Temat postu:

Mnie też się podoba. Zyczę dużo weny i wartkiej akcji. Pozdrowienia Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Księgozbiór
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin