Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Nienawiść (24.01) [Z]

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Księgozbiór
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pon 0:27, 24 Sty 2011 Temat postu:

Jednak dopiero jutro skończę to opowiadanie. Jakoś tak wyszło, że przez ten weekend za wiele czasu na pisanie nie miałam. Wink
W rekompensatę dodaję od razu trzy rozdziały.
Dziewiąty jest jakby dokończeniem ósmego, dziesiąty jest o piciu krwi, jedenasty jest o krwi, dwunasty będzie o znaczeniu snów, a w trzynastym akcja się zakończy. Szczęśliwie czy nie, tego dowiedzie się w trzynastym rozdziale Wink Epilog też będzie i będzie on (mam nadzieję) zaskoczeniem, niespodzianką. Wink

9. Mój syn
Przerażona spojrzałam mu w oczy.
- Ty szalona, obłąkana kobieto!- krzyczał.- Nigdy więcej nie pokażesz się ze mną w miejscach publicznych i przed znajomymi. Mów, że nie masz dziecka, słyszysz? Hańba mieć taką matkę, jak ty- powiedział lodowatym tonem.
Poczułam się, jakby ktoś wbił mi na raz kilka noży prosto w serce i przełamał je na pół, jednak ja wciąż żyłam.
- Co ty mówisz, Roger?- zapytałam wstrząśnięta.
A, czyli nazwałam go Roger.
- Tato miał rację…- rzekł.
- W czym?- spytałam.
- W tym, iż powinno się ciebie gdzieś zamknąć lub pozbyć. Tato nie raz chciał cię zabić, ale był zbyt łaskawy, by to uczynić. Więc jeśli zaczniesz znów robić coś nie tak, wypytywać o to, co nie możesz, to ja cię zabiję. Albo on. W zależności.
Myślałam, że posiadając dziecko będę najszczęśliwsza na świecie. Myślałam wtedy o tym, jak to będziemy razem spędzać czas, gdy podrośnie, i jak będę mocno go kochać. Nawet przez głowę nie przeszło mi słowo ,,nienawiść’’. Jak mogłabym nienawidzić własne dziecko? A jednak mogłabym. Mogłabym nawet je zabić.
Jednak to nie ja jestem tak okrutna i nieczuła. Nie czulsze jest moje dziecko, z mojego łona. Podało się na swojego ojca, którego z chęcią też by zabiła.
Jednak nie jestem wystarczająco silna, jestem tylko człowiekiem.

Obudziłam się cała zlana potem. Wyjrzałam przez okno. Musiało być już dość późno, bo słońce świeciło wysoko na horyzoncie.
Ostrożnie podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju, kierując się w stronę kuchni.
To był najgorszy sen w moim życiu. Jeszcze nigdy takie głupoty mi się nie śniły. Jednak wywarł ten sen na moją psychikę. Zaczęłam się zastanawiać, jak to moje dziecko będzie wyglądać. Ciągle wyobrażałam sobie je, jako piękne i podobne do mnie. Jeśli nawet byłoby podobne do ojca, nie znałam go, więc nie miałam żadnych zastrzeżeń. Teraz już wiedziałam, jak jego ojciec wygląda i jak moje dziecko by wyglądało. Nie chcę spoglądać na niego z niechęcią, odpychać go od siebie tylko dlatego, iż będzie miało w sobie coś z swojego ojca.
W sumie, to dziecko niczego nie winne. Nie mogło wybierać sobie rodziców.
Ale po prostu…To mnie przerasta. To mnie już po prostu przerasta. Nie potrafię myśleć racjonalnie, nie potrafię już kochać je bezwzględnie, nie potrafię odsunąć tego dziwnego snu na drugi chociażby plan.
Jeśli nie dawałabym rady, żyjąc z dzieckiem, które nie kochałoby mnie równie mocno, jak ja go kocham, skończyłabym z swoim żywotem. Nie po to człowiek żyję, by nie mieć wsparcia i nie być kochanym przez innych, przez swoje dzieci.
W kuchni siedziała już Esme i widocznie czekała na mnie.
- Witaj- przywitała się.- Dobrze się czujesz?- Przyjrzała mi się uważnie podnosząc jedną brew.
- Dzień dobry. Nie, nie czuję się dobrze- odpowiedziałam siadając naprzeciw niej, przy dużym kuchennym stole.
- Coś cie boli?
- Nie, nic mnie nie boli, Proszę Pani.
- Esme- poprawiła mnie, po czym kontynuowała wypytywanie mnie.- Źle się czujesz?
- Nie. Albo właściwie tak. Sama nie wiem jak to określić…-wyznałam.- Pro…Esme, chyba zaczynam się martwić. Jak myślisz; wszystkie kobiety w ciąży tak w końcu mają?
- Hm. A co cię konkretnie martwi?- zapytała przyglądając mi się z troską.
- Widzisz…Dzisiaj miałam pewien sen. Śniłam o moim dziecku. Nie było ono już tak piękne, jak zawsze mi się wydawało. Było okrutne i mnie nie kochało. Boje się też, że teraz znając jego ojca, nie będę kochała go równie mocno, jak powinnam. Myślę, że będę się go brzydzić i nie będę mogła na niego patrzeć.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ponieważ ja wiem, kim jest jego ojciec. I brzydzę się go. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy…On jest potworem. Bez obrazy- dodałam szybko.- Nie mam zamiaru was w jakikolwiek sposób urazić. Wy jesteście inni. Nie boje się was, choć powinnam, bo w końcu jesteście mitycznymi stworzeniami…Jesteście bardziej ludźmi…I to jest w was najbardziej niezwykłe.
Kobieta się zaśmiała.
- Miło mi to słyszeć, Mery.- Oznajmiła.
Podała mi talerz z jedzeniem.
- A teraz jedz, bo wystygnie- rzekła.
Odebrałam talerz i wzięłam się za jedzenie. Już po jednym kęsie wiedziałam, że coś znów jest nie tak. Odłożyłam jedzenie z powrotem na talerz i popiłam to, które już zjadłam, ciepłą herbatą. Jednak nawet herbata nie pomogła w złagodzeniu smaku. Ona też miała dziwny posmak.
- Coś nie tak, Mery?- zapytała Esme.
- Znów nie potrafię tego zjeść…Smakuje to jak ziemia!- poskarżyłam się, dokładnie analizując smak pieczywa, masła, mięsa.
- Niemożliwe…-stwierdziła.
- Co jest niemożliwe?- spytałam.
- Wiesz, właśnie dla wampirów potrawy ludzkie smakują, jak ziemia.
Już wiedziałam, o co jej chodzi. Skoro nie ja jestem wampirem, to moje dziecko nim jest i wcale mu nie smakuje ludzkie jedzenie. Wniosek jest tylko jeden. Jeśli chcę, by moje dzieciątko nie umarło z głodu, muszę prawdopodobnie wypić krew.
Aż mną przeszły drgawki. Krew? Pić krew?!

10. Picie krwi

Po chwili dołączył do nas doktor. Zlustrował nas wzrokiem.
- Panna Mery nie potrafi jeść ludzkiego jedzenia, może spróbujmy…-zaczęła.
- Podać jej krew- dokończył Edward wchodząc do pomieszczenia.- Wcale nie taki zły pomysł, Esme. Tylko skąd ją weźmiemy?
- To nie problem. W szpitalu mamy dużo krwi- odpowiedział doktor.- Panienko, co Pani na to?
Byłam w szoku. Obrzydzała mnie sama myśl o piciu krwi, a co dopiero jej skosztowanie… Jednak, czego się nie robi dla dzieci.
Przytaknęłam potwierdzająco głową, po czym powiedziałam:
- Jeśli to mu pomoże przeżyć, to zgadzam się.
- Nie tylko mu pomoże, lecz pani też- powiedział młody Cullen.
Znów pokiwałam głową.
- Pojadę teraz do szpitala. Wezmę trochę. Później będziemy musieli skądś ją wykombinować, jak jej zabraknie.
Po chwili wyszedł z pomieszczenia.
Zaczęłam panikować. Nagle cała ciąża stała się dla mnie jakaś dziwna, obca, niechciana. Miałam dość, byłam zmęczona. Zaczynałam żałować, że moje życie, te poprzednie, musiało się tak bardzo zmienić. Wolałam siedzieć teraz w swoim domku, popijać herbatkę i rozmawiać z Julie, która nie żyje, swoją drogą.
Zawsze byłam tego świadoma, iż los raz mnie już pokarał, to pokara mnie raz drugi.
Jednak z drugiej strony czułam ulgę. W końcu nie będę musiała chodzić z wielkim brzuchem dziewięć miesięcy, już za niedługo będę mogła opiekować się swoim maleństwem, będę odczuwać spokój, nie będę zmęczona.
Bo właśnie tym myśleniem tuszuję myśl o tym, że przez to, iż ta ciąża jest tak krótka, nie potrafię się z tym oswoić i czuję się dziwnie, obco.
Byle do jutra, pomyślałam.
Dziecko może już jutro będzie gotowe na przyjście na świat, a wtedy wszystko się skończy. Mam taką nadzieję. Nie będę myśleć o tym, jaka ta cała sytuacja z ciążą jest dziwna, w jakim stopniu moje dziecko będzie podobne do swojego ojca, i jak to całe moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Wiem, że prawdopodobnie kiedyś, w przyszłości, będę się z tego śmiała.

Wróciłam do swojego pokoju. Zajrzałam do szafy z sukniami. Wyjęłam jedną z nich i przyłożyłam ją do siebie, stając przed wielkim lustrem.
Dotknęłam jej miękkiego, aksamitnego materiału, poczułam jej haftowane przeszycia i utwardzany gorset. Kiedyś jeszcze w takiej sukni pokaże się światu.
Westchnęłam. Jednak teraz skazana jestem na zwykłe, bawełniane suknie, które przypominają koszulę nocną.
Odłożyłam sukienkę do szafy i wyjęłam tą, w którą miałam się dzisiaj ubrać. Czyli całkiem prosta błękitna sukienka do kolan z bawełny.
Zdjęłam suknię, w której spałam, bo wczoraj byłam już tak zmęczona, iż jej nie zdjęłam, i założyłam tą, którą wyciągnęłam właśnie z szafy.
Ciekawe, czy kiedyś dojdę do takiej formy, w jakiej jest właśnie Esme. Ciekawe czy to w ogóle możliwe.
Założyłam baletki w kolorze sukienki i zeszłam powoli do salonu, w którym siedziała Esme. Usiadłam na sofie obok niej.
- Zrobić ci herbatkę?- zapytała upijając łyk z filiżanki.
- Nie, dziękuję- odpowiedziałam grzecznie.- Mogę cię o coś zapytać?
Esme odłożyła filiżankę na stolik i kiwnęła głową na znak, że pozwala.
- Dlaczego nie masz dzieci? Nie chcesz mieć?- zapytałam.
Kobieta w jej wieku powinna mieć już co najmniej czwórkę dzieci w wieku od dwóch do pięciu lat.
Odchrząknęła.
- Chciałabym mieć bardzo, ale…- zaczęła.- Nie mogę mieć dzieci- dodała szybko.
Widziałam, że jest jej bardzo smutno. Poczułam wyrzuty sumienia. Nie powinnam ją pytać.
- Przepraszam- powiedziałam cichutko.
- Nic nie szkodzi- Machnęła ręką w lekceważącym geście.
Panowała niezręczna chwila ciszy. Postanowiłam ją przerwać:
- Ja nie chciałam mieć dzieci- rzekłam.- Uważałam, że nie są mi potrzebne. Nie chciałam mieć też męża, więc się wyprowadziłam z miasta, by nikt nie mógł mnie wydać. Opuściłam swój rodzinny dom, jednak za nim nie tęsknie. I teraz właśnie zmieniłam całkiem zdanie.- Ciężko westchnęłam.- Będę miała dziecko, boję się tego niemiłosiernie, stworzę z nim rodzinę i będę mieszkać w swoim rodzinnym domku. Właśnie tego najbardziej chciałam uniknąć- szepnęłam cicho zawstydzona. Głupio było mi się przyznawać do tego. W moim wieku wszystkie kobiety marzyły o wydaniu za mąż, a ja unikałam tego jak ognia.
- Och- wyrwało się Esme.- Właściwie to byłam nawet podobna do ciebie. Zostałam wydana za mąż i miałam urodzić mu dziecko, gdy uciekłam i…- nie dokończyła.
- Byłaś w ciąży?- zapytałam zszokowana.
- Tak- odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Nie wiedziałam, przykro mi- wyszeptałam, klepiąc ją pocieszająco w rękę.
- A skąd mogłaś wiedzieć? – zapytała drżącym głosem.
Wiedziałam, że to pytanie retoryczne, więc nie udzieliłam na nie odpowiedzi.
- Kiedy to się stało?- zapytałam.
- Nie dawno. W okolicach roku temu.- Mówiąc to spoglądała gdzieś w dal. Zawsze tak robiłam, gdy nie chciałam się rozpłakać.
- Naprawdę przykro mi- powtórzyłam.- To musi być dla ciebie bardzo ciężkie. Nie wyobrażam sobie…- Tym razem to ja nie dokończyłam. Nie chciałam by przez głowę przeleciała mi tak okropna myśl. Współczułam Esme. Stracić dziecko…Musi być jej naprawdę ciężko.




11. Krew

Wybiła czwarta popołudniu. Siedziałyśmy w salonie, gdy wkroczył do niego doktor Carlisle z czymś czerwonym w ręce.
- Mam to, co nam potrzeba- wskazał to coś, co miał w ręce.- Zaraz wrócę.- Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Po chwili znowu wszedł. Tym razem w ręce miał filiżankę. Podał mi ją.
- Pij. Jeśli nie chcesz wiedzieć, co to jest i jak wygląda, lepiej nie patrz. Ta informacja jest dla ciebie zbędna i jej niewiedza wiele ci ułatwi. Wiem, że musi być to dla ciebie trudne- przycupnął na krześle.
Przytaknęłam i przyłożyłam filiżankę do ust. Wzięłam głęboki wdech, którym się zakrztusiłam, ponieważ zapach unoszący się z filiżanki był bardzo drażniący, jak rdza i sól, po czym wzięłam wielki haust napoju.
Musiałam zakryć usta, by tego nie zwrócić.
Esme wstała i wyszła znów powtarzając; ,,Przepraszam’’.
Połknęłam płyn i znów siorbnęłam kolejny łyk, który szybko połknęłam. Kilka minut później opróżniłam całą filiżankę. Odłożyłam ją na stół, przecierając usta rękawem sukni.
- Od razu lepiej wyglądasz- powiedział doktor bacznie mi się przyglądając.- Nabrałaś kolorów. Nie jesteś już taka blada.
Uśmiechnęłam się. Naprawdę poczułam się znacznie lepiej. Dziecko chyba też. Dotknęłam delikatnie brzucha. Już nie umiem się doczekać, kiedy razem będziemy się bawić.
- Chcesz jeszcze?- zapytał spoglądając na filiżankę.
Zarumieniłam się.
Może i to głupie, ale naprawdę chciałam dokładkę. Po drugim łyku napoju, nie smakował on już tak ohydnie. Był nawet dobry. Gdybym nie wiedziała, że to krew, pomyślałabym, że to jakaś dobra odmiana herbaty lub jakiegoś napoju.
- Tak, chętnie- odpowiedziałam.
Doktor wstał, podniósł filiżankę i odszedł w stronę kuchni.
Idealna pora, by się trochę rozejrzeć po ich domu. Był bardzo ładny i bogato wystrojony w ozdoby, jakie były teraz modne. Salon był w kolorze jasnego beżu, a reszta pomieszczeń, gdzie widać było ściany poprzez uchylone drzwi, były białe.
Miał obitą wzorzyście sofę na drewnianych nogach, stół z żłobionymi nogami, parę obitych krzeseł, fotel, przy ścianie stała żłobiona z ciemnego drewna komoda, a na niej świeży bukiet kwiatków w szklanym wazonie.
Na podłodze leżał beżowy dywan, a na ścianach wisiały różne obrazy. Z sufitu zwisał przepiękny żyrandol.
Piękny wystrój. Ktoś chyba w tym domu ma do tego dryg. Niech zgadnę, Esme. Wątpię żeby któryś z mężczyzn zajmował się dekorowaniem wnętrz domu. Właściwie to jest to zajęcie kobiet. Sprzątanie, gotowanie, umeblowanie i wszystko, co związane z domem i ogródkiem wokół niego.
Gdy urodzę dziecko, wyprowadzę się gdzieś na przedmieścia, by miało one blisko do jakiejś szkoły i do sklepów oraz by nie straciło kontaktu z rówieśnikami. Będzie to dość wielki dom z ogródkiem, gdzie będziemy razem spędzać czas na zabawach.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym.
Wrócił doktor i podał mi filiżankę. Przejęłam ją bez problemu i przyłożyłam ją do ust, by po chwili znów wprowadzić płyn do mojego organizmu. Piłam znacznie wolniej niż poprzednio, jakbym piła herbatkę na werandzie, rozmawiając z jakąś znajomą, z którą nie widziałam się od wielu lat i mamy sobie dużo do powiedzenia.
Gdy wypiłam kolejną filiżankę, zrobiłam się zmęczona. Odłożyłam ją na stół i ziewnęłam.
- Może chcesz się położyć i odpocząć?- zapytał doktor, a ja pokiwałam głową.
Pomógł mi się podnieść i zaprowadził do mojego tymczasowego pokoju, gdzie pomógł mi się położyć i przykryć kocem.
- Dziękuję- powiedziałam.
- Nie ma za co, panno Mery- odpowiedział wychodząc z pokoju.
Odwróciłam się na bok, podkuliłam nogi, podłożyłam rękę pod głowę, i choć niewygodnie było mi w tej pozycji, zasnęłam. W końcu zawsze tak zasypiałam.
Sen, jaki mnie nawiedził, nie był tak straszny jak poprzedni. No, może tylko odrobinkę.
Znów śniłam o moim maleństwie. Na początku była to dziewczynka. Miała ze dwa lata i piękne blond włosy, które jej splotłam w dwa warkoczyki. Siedziałyśmy w jej pokoiku i bawiłyśmy się. Było nam strasznie wesoło. Scena z moich najgłębszych marzeń. Niestety szybko zmieniła się w koszmar. Goniłyśmy się w ogródku, aż moja córeczka postanowiła ucieknąć mamie poza nasz teren. Gdy to zauważyłam, pognałam za nią. Jednak nie potrafiłam jej dogonić. Znikła gdzieś za olbrzymim drzewem. Podbiegłam do niego i zajrzałam za niego, spodziewając się znaleźć tam moją córeczkę. Nie było tam jej. W okolicy też jej nie było. Nie potrafiłam złapać oddechu i powstrzymać histeryczny szloch. Gdy upadłam na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach, ktoś poklepał moje ramię. Podniosłam wzrok i odsunęłam ręce. Stał przede mną dwuletni chłopiec i szeroko się do mnie uśmiechał. Miał na sobie ładny kubraczek i czapeczkę. Gdy się tak uśmiechał, w jego policzkach robiły się słodkie dołeczki. Jednak ten uśmiech nie był wcale taki słodki. Wręcz przerażający. Można by było wywnioskować, że ten maluch coś przeskrobał i ma coś w zanadrzu. Planuje coś zrobić ze mną lub na mnie.
Podniosłam się z ziemi ciągle go obserwując.
- Gdzie moja córka?- zapytałam.
- Mamo, przecież ja nie mam siostry- odpowiedział nadal podstępnie się uśmiechając.
Wskazałam ręką drzewo wciąż go obserwując.
- Schowała się tutaj- rzekłam.- Nie widziałeś jej?
Pokręcił nieznacznie głową wciąż się uśmiechając.
Zaczęłam się zastanawiać czy z tym dzieckiem jest coś nie tak i co one wygaduje oraz dlaczego się tak ironicznie uśmiecha. Zaczynałam się go bać i to na poważnie.
Westchnął i przewrócił oczami. Nie wiedziałam, że dwulatki, które dopiero, co się uczą mówić, potrafią też wzdychać zirytowane i przewracać oczami.
- Pójdziemy już do domu? Głodny jestem- oznajmił biorąc mnie za rękę i prowadząc do naszego domku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pon 15:08, 24 Sty 2011 Temat postu:

Ja czytam!Od deski,do deski Smile

Cóż..sądzę że James się w niej zakochał-co widać w jej śnie Smile
Czekam na CD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Wto 0:34, 25 Sty 2011 Temat postu:

Nadszedł koniec. Ostatnie dwa rozdziały i prolog. Wink
Chcę podziękować tym, co to czytali i tym, co zamierzaj,ą to kiedyś przeczytać. Pisałam to opowiadanie dla siebie i dla tych, co będą mieli kiedyś ochotę to przeczytać.
Było to moje pierwsze opowiadanie, które zaczęłam pisać o Cullenach, i jako pierwsze także się zakończyło.
Nie chciałam z niego robić telenoweli. Miałam w głowie plan i go się trzymałam. Przyznam szczerzę, że na początku chciałam zrobić dwie serie opowiadania. Ciągnąć go ile się da. Jednak gdy zawiesiłam działalność i później znów wróciłam, zrozumiałam, że lepiej będzie jeśli zrobię go tak jak teraz widzicie i zakończę go szybciej nie robiąc z niego jakiejś Mody Na Sukces.
Nie będziecie chyba za nim tęsknić, co? Ja tylko odrobinkę. Smile Przez ostatnie dni się jakoś z nim zżyłam.
Informacja do administracji forum; Temat niech będzie przeniesiony do zakończonych za tak tydzień lub dwa, okej? Wink

A teraz opowiadanko:


12.Znaczenie snów

Obudziłam się ciężko dysząc. Byłam cała mokra i lepka od potu. Kolejny dziwny sen nawiedził mnie tej nocy. Ciekawe czy te wszystkie sny coś konkretnego znaczą. Wszystkie dotyczą mojego dziecka, jednak się różnią od siebie tym, że moje dziecko za każdym razem jest inne, i albo je gubię, albo traktuje mnie ono jak coś niegodnego.
Podniosłam się z łóżka i trzymając się za brzuch, podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie. Dopiero co świtało. Czyli smacznie przespałam resztę wczorajszego dnia i dzisiejszą noc. To dobrze. Przynajmniej dziecko trochę odpoczęło i ja odpoczęłam.
Poszłam po cichutku do łazienki. Umyłam się i wróciłam do pokoju, gdzie wybrałam sukienkę i się w nią przebrałam. Dzisiaj wybrałam prawie taką samą jak wczoraj, tego samego kroju, lecz jasnoróżowego koloru. Znów ubrałam lekkie baletki i powolnym krokiem zeszłam na dół. Wiedziałam, że wszystkich tam zastanę. W końcu oni nie śpią.
Schodząc po schodach jedną ręką trzymałam się barierki, a druga ręka spoczęła na moim, olbrzymich rozmiarów, brzuchu.
Skręciłam w prawo i weszłam do salonu.
- Dzień dobry- przywitałam się z siedzącymi na sofie, Carlisle’em i Esme.
- Dzień dobry, skarbie- rzekła kobieta.
- Witaj- odpowiedział mi Carlisle.
Najmłodszego z nich nie było. Edward, tak miał na imię. Właściwie nie wiedziałam, kim on dla nich jest, a oni kim są dla niego. Ich relacje rodzinne jakoś nie bardzo mnie interesowały. Wolałam nie wtrącać się w czyjeś sprawy. Jeśli chcą, to powiedzą. Jeżeli nie, to nie. I sprawa załatwiona.
Esme wstała i mijając mnie powiedziała:
- Idę zrobić ci coś na śniadanie, pewnie jesteś głodna.
Carlisle wstał i spojrzał na mnie.
- Jak się czujesz po wczorajszym?- zapytał specjalnie omijając to słowo, które mogłoby mnie obrzydzić i przywrócić wspomnienia. Oczywiście, że chodziło mu o wczorajszy napój, który mi podał.
- Dobrze- odpowiedziałam nadal stojąc w tym samym miejscu.
- Lepiej wyglądasz. Może chcesz do końca ciąży to pić? To może bardzo dobrze wpłynąć na ciążę, jednak jeśli nie chcesz, to nie musisz. Nikt cię przecież nie zmusi.
- Chcę- odparłam pewnie.
Wiedziałam czego chcę i co chcę osiągnąć. Moim celem do którego dążę jest moje zdrowe, zadbane dziecko. Dla takiej nagrody zrobię wszystko. A krew wcale taka zła nie była. Nie smakowała tak, jakbym się spodziewała.
Doktor przytaknął głową i także wyszedł z pomieszczenia. Gdy zostałam sama, postanowiłam w końcu usiąść. Nogi zaczynały już mnie boleć. Podeszłam do sofy, na której jeszcze przed chwilą siedział Carlisle z swoją małżonką i przycupnęłam na jej skraju. Po chwili weszła Esme z wielką tacą, a za nią Carlisle z brązowym kubkiem w ręce.
Pani domu położyła tacę przede mną, a doktor podał mi kubek do ręki.
- Lepiej wypij przed zjedzeniem ludzkiego jedzenia, jeśli chcesz go nie zwrócić- powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
Przyłożyłam zimną porcelanę do ust i pociągnęłam haust napoju. Tak jak myślałam. Znów nie smakował jak rdza wymieszana z solą, lecz jak taki dobry napój, przygotowany z najlepszych składników domowej roboty. Robiłam łyk za łykiem, opróżniając kubek duszkiem. Odłożyłam go na stół i chwyciłam za widelec i nóż, by po chwili zakosztować pysznej pieczeni z indyka. Gdy skończyłam jeść, wytarłam usta ściereczką, podniosłam się, położyłam kubek na tacy, którą podniosłam i chcąc zanieść to wszystko do kuchni, skierowałam się w stronę drzwi.
- Przepraszam państwa na chwilkę. Tylko to odniosę i zaraz wracam- oznajmiłam pokazując im tacę.
Podeszła do mnie Esme i odebrała mi tacę.
- Nie przemęczaj się, Mery. Ja to zaniosę, a ty usiądź i odpoczywaj- powiedziała dotykając w czułym geście mojego ramienia. Skinęłam głową i wróciłam na swoje miejsce.
Do salonu wszedł Edward. Przywitał się kiwnięciem głową i usiadł na krześle obok doktora.
Spojrzał na mnie i na mój brzuch.
- Kiedy zamierzasz urodzić to dziecko?- zapytał.
- Nie wiem dokładnie- odpowiedziałam.
- Dwa dni temu mówiłaś, że dzisiaj- przypomniał.
Dotknęłam brzucha. Jeszcze nie byłam w stu procentach pewna, że nadszedł ten czas.
Pokiwał głową z zrozumieniem.
- Tylko wiesz, że jeśli będziesz to ciągnąć dłużej, twój organizm może przestać pracować- powiedział.
- Jestem świadoma- odpowiedziałam i nagle przeszedł mnie ogromny ból. Skurcz mięśni i ból w żebrach sprawiły, że skuliłam się.
Dwa wampiry podbiegły do mnie.
- Carlisle, ona ma skurcze- rzekł młody Cullen.
- Edward, to już czas- powiedział doktor.- Idź przygotuj pokój. Ja ją tam zaniosę.
Podniósł mnie i ruszył w stronę drzwi. Później już nic nie widziałam, bo łzy zasłoniły mi widok.
Przeszył mnie kolejny ból wzdłuż kręgosłupa. Myślałam, że to już koniec. Właściwie w myślach powtarzałam ciągle; ,,Dobij mnie, dobij mnie, proszę.’’ Dobrze, że Edward nie zwracał na to uwagi. Plotę bzdury. Teraz liczy się tylko jedno. Musze urodzić dziecko, muszę!
Poczułam, że Carlisle kładzie mnie na jakimś miękkim materacu. Spróbowałam otworzyć oczy i od razu pożałowałam. Szczypały jak nie wiem. I nadal nic nie widziałam, tylko teraz nie przez nadmiar łez, lecz przez krew. Pękły mi naczynka.
Kolejny przeszywający ból brzucha. Złapałam dłońmi skrawek jakiegoś materiału i przygryzłam wargę.
Spokojnie, próbowałam się uspokoić. Czym bardziej wrzeszczę, tym bardziej stresuję dziecko.
- Carlisle, co teraz?!- Słyszałam krzyk młodego Cullena.
To były ostatnie słowa, jakie usłyszałam. Ogłuchłam. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale ogłuchłam. Nic nie słyszałam, nic nie widziałam. Zdałam się całkowicie na doktora. W końcu obiecał mi, obiecał mi pomóc.
Kolejny ból. Znowu miałam ochotę zwijać się z bólu.
W powietrzu rozchodził się zapach krwi. Mojej krwi. Chciałam powiedzieć Carlisle’owi, że dłużej nie wytrzymam, że ma mi pomóc, jednak nie potrafiłam wydobyć z siebie innego dźwięku, niż krzyk.
Ale zdałam się na myśli. Wiedziałam, że Edward czyta w myślach, więc może przekazać moją prośbę doktorowi.
Poczułam coś ostrego na moim brzuchu. To coś przecinało mi skórę.
Chciałam zawyć z bólu, lecz powstrzymałam się i przygryzłam dolną wargę.

13. Poród i Koniec

Ścisnęłam w dłoniach jeszcze bardziej materiał. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam. Nie potrafiłam już oddychać równomiernie. Ciągle brakowało mi tchu, jakby coś przebiło mi płuco i wylatywało tamtędy powietrze. A może tak rzeczywiście było? Wiem na pewno, że moje żebra są połamane, skóra na brzuchu przecięta, a dziecko w niebezpieczeństwie.
Niech je wyjmą ze mnie, niech je uratują.
Poczułam jak ktoś grzebie w moim brzuchu. To było okropne uczucie. Jednak nie odczuwałam już z tego powodu większego bólu. Możliwe, że większy ból, niż te, który towarzyszy mi teraz, nie istnieje.
Doktor wyjął dziecko i położył mi je na klatce piersiowej. Poczułam ciepło jego ciałka i bijące serduszko. Uśmiechnęłam się mimo towarzyszącego mi bólu.
Szkoda, że nie mogłam go zobaczyć, usłyszeć, przytulić, dotknąć.
Wrzasnęłam. Coś ugryzło mnie w ramię.
Ktoś zdjął ze mnie dziecko. Chciałam wołać, by mi je oddał, lecz nadal nie potrafiłam. W zamian za to, nadal wrzeszczałam jak oszalała i zwijała się w agonii.
Doszedł kolejny ból. Czułam, jakby ktoś palił mnie żywcem na stosie, choć przed tym poprzecinał mi skórę, połamał kości, a do ran wsypał sól.
Ogień rozprzestrzeniał się po moim ciele w błyskawicznym tempie. Zaczynając od kończyn, głowy, kończąc w mojej klatce piersiowej. Rozprzestrzeniając się, także wzrastał. Coraz bardziej paliło, coraz bardziej cierpiałam.
Czy mogę poprosić o zabicie mnie? W końcu to, do czego dążyłam, moje maleństwo, żyje. O to mi chodziło. Nie trzeba mi więcej. Nie chcę więcej. Nie wytrzymam tego.
Proszę, proszę zabić mnie, pomyślałam. I uratować dziecko.
Jednak mimo tych myśli nic się nie stało.
W mojej głowie pojawiła się wizja. Ja, moje maleństwo, razem spędzamy święta w naszym domku. Ogień w kominku, choinka postrojona… Razem się bawimy, śmiejemy. Jest nam tak dobrze…
Wizja znikła. Czułam jak opadam w dół, jakbym opadała na dno oceanu. Brakowało mi powietrza, zaczęłam się dusić. Moje serce zwalniało. Nie biło już tak szybko, jak zawsze.
Może w końcu nadchodzi mój wymarzony koniec? Oby.

PWC(Punkt Widzenia Carlisle);

Ona umierała. Z każdą sekundą stawała się coraz słabsza. Wstrzyknąłem w nią mój jad, jednak obawiam się, że za małą ilość.
Obawiam się, że ta dziewczyna umrze. Jej serce zwalnia, a krwotok nie ustaje. Krwawi ona z oczu, uszu, nosa, dłoni, brzucha…
Jest za późno. Spóźniłem się. Nie uratuję już jej. Nie wiem jak. Zrobiłem wszystko, wszystko! I nic nie pomaga. Ciągle rzuca się ona na łóżku i krzyczy. Cierpi, potwornie cierpi.
I będzie jeszcze bardziej cierpieć, jeśli jej powiemy, że nie udało nam się, jeżeli ona w ogóle przeżyje, a szanse na to są marne.
Tak. Jej dziecko, jej syn, nie żyje. Wyjąłem go z niej w ostatnim momencie, prawie udusił się pępowiną. Jednak nawet to mu nie pomogło. Gdy położyłem go na niej, by mogła poczuć, że on żyję, zaczęło się z nim coś dziać. Ugryzł ją, a potem…a potem zaczął bardzo głośno płakać i gdy przestał, jego małe serduszko nagle przestało bić…
Jej serce też przestawało bić. Oprócz tego, jedno z jej płuc zostało przebite przez ostrą wyłamaną kość z jej żeber.
Zastanawiałem się nad ukróceniem jej cierpień. Ale nie potrafiłbym. Nie potrafiłbym jej zabić. Niewinnej dziewczyny, która została skazana na śmierć przez człowieka, któremu ufała.
Do pokoju wszedł Edward i wskazał ręką, bym na chwilę wyszedł i z nim porozmawiał. Tak też uczyniłem.
- O co chodzi, Edwardzie?- zapytałem zamykając za sobą drzwi.
- Carlisle, nie lepiej by było dla niej, gdybyśmy ukrócili jej cierpienia? Słyszę to, co ona myśli i chcę ci powiedzieć, że jej przemiana dopiero jest na samym początku, a jej serce jest coraz słabsze, tak jak płuca. Śmierć szybka jest lepsza od takich katuszy, jakie ona przeżywa.
Miał rację.
- Zrobisz dobrze, gdy ją zabijesz teraz- dodał.
Kiwnąłem z zrozumieniem głową i wróciłem do pokoju.
Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę, po czym wziąłem z półki dużą ilość morfiny i wstrzyknąłem ją jej w serce.
Nie miałem odwagi ją udusić lub przebić jej serce. Tak przynajmniej odpłynęła na drugą stronę w błogim śnie.
Właściwie można by było stwierdzić, że jej życzenie się spełniło. Chciała spędzać dużo czasu z dzieckiem, bawić się z nim, w niebie będzie miała taką możliwość. Będzie szczęśliwa.
Jeśli zginęłaby, a dziecko by przeżyło, jestem pewien, że cierpiałaby widząc i wiedząc, iż nie może być przy nim. Gdyby zaś ona przeżyła, a ono zginęło, wątpiłbym, że chciałaby tu żyć bez niego. Jak nic zabiłaby się.
Przykryłem ją całą prześcieradłem i zszedłem na dół do Esme. Była wstrząśnięta. Przytuliłem ją mocno do siebie i ucałowałem w czoło.
- Ona nie żyje- wyszeptała pociągając nosem. Wiedziałem, że gdyby mogła ona płakać, właśnie teraz ocierałaby dłońmi łzy z policzków.
- Tak- odpowiedziałem również szepcząc.- Ale jest szczęśliwa. To jest najważniejsze.
- Jak to?- zapytała.
- Jest z swoim synem. O to jej chodziło. Chciała być z nim. To było jej marzenie. Są razem, choć w innym świecie.
- Tak myślisz? Myślisz, że jest szczęśliwa?
- Owszem. Tak myślę.

Dwa dni później pochowaliśmy ją na cmentarzu obok jej rodziców razem z jej synem. Nie miał on imienia, jednak Edward powiedział nam, że w jej śnie nosił on imię Roger, więc tak go też nazwaliśmy. A właściwie nazwaliśmy tak jego kruche, małe ciałko.
Nigdy nie zapomnę tej historii, która zmieniła moje życie. Mam nadzieję, że jeszcze będę mógł prawić kiedyś morały opowiadając tą historię. Historię o odważnej kobiecie, która zrobiła wszystko dla dziecka, które nie było takie jak ona, a później również dla niego zginęła. Szlachetność, jakiej brak niejednemu mężczyźnie. Odwaga i męstwo, brakuje ich niejednemu żołnierzowi.
Te trzy męskie cechy miała jedna krucha kobieta.
Niezwykłe, doprawdy niezwykłe.

Epilog

- I tak właśnie zakończyła się ta opowieść- dokończyłem, spoglądając niepewnie na moją córkę, która siedziała na swoim łóżku w piżamie i nad czymś głęboko rozmyślała. Niestety nic nie słyszałem, bo znów Bella objęła ją swoją tarczą.
- Coś nie tak?- zapytałem.
Westchnęła.
- Nie nic. Ciekawa ta historia- odpowiedziała wzruszając ramionami.- W końcu nie opowiadacie mi o niedźwiedziach, wojnie secesyjnej czy szalonych latach siedemdziesiątych.
- A nie podobały ci się?
- Skąd! Były genialne! Ale takiej jeszcze nie słyszałam- oznajmiła żywo.
Zaśmiałem się z jej entuzjazmu.
Podniosłem się z obrotowego krzesła, które stało przy jej biurku i do niej podszedłem.
- Może już pójdziesz spać? Jest już późno, jutro musisz iść do szkoły. Opowiedziałem ci historię na dobranoc, więc kładź się już.- Podniosłem jej skrawek kołdry, a ona pod nią wskoczyła z niezadowoloną miną.
Nie mogłem się powstrzymać i szeroko się uśmiechnąłem na ten widok. Była taka sama jak jej matka.
- Dobranoc, Nessie.- Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją na dobranoc.
- Dobranoc, tato- Odwzajemniła pocałunek i szeroko się do mnie uśmiechnęła.- Opowiesz mi jutro równie ciekawą historię?- zapytała robiąc jedną z tych swoich błagalnych minek, na których wszyscy wymiękli.
- Jasne- odpowiedziałem podnosząc się.- A teraz naprawdę, Nessie, idź już spać, bo jutro nie wstaniesz.
- Dobra, dobra- mruknęła, przykrywając się bardziej kołdrą.- Kocham cię, tato.
- Ja ciebie też kocham, córeczko- odpowiedziałem wychodząc z jej pokoju.
W drodze do salonu wciąż rozmyślałem o tej historii, którą opowiedziałem Renesmee. To było tak dawno temu, a wydaje się, jakby to wszystko zdarzyło się wczoraj. Jakby Mery nadal żyła, szeroko się uśmiechała i broniła jak lwica swoje dziecko.
Przed opowiedzeniem tej historii mojej córce, opowiedziałem ją Belli. Uznałem, że warto ją uświadomić, iż takie kobiety jak ona, istniały już na początku dwudziestego wieku. Tak samo odważne, dzielne i szlachetne, co ona.
Mery i Bella były w jednej kwestii bardzo do siebie podobne. Obu zależało na dziecku i były gotowe oddać za nie życie. Belli się udało. Może to dzięki naszemu wcześniejszemu doświadczeniu z Mery. Za to naszej głównej bohaterce dzisiejszej dobranocki Nessie się nie udało. Zginęła. Jednak Carlisle uważa, że dzięki temu stała się szczęśliwsza. O to mniej więcej jej chodziło. Chciała być z dzieckiem, chciała się z nim bawić, spędzać z nim dużo czasu. Jej marzenie się spełniło. W sumie nie mówiła, gdzie chce z nim być, czy na ziemi czy w niebie.
Bella siedziała na kanapie z podkulonymi nogami i oglądała jakiś film w telewizji. Usiadłem obok niej i przyciągnąłem ją do siebie całując w czoło.
Zaśmiała się i odwzajemniła pocałunek.
- Podobała się Renesmee opowieść?- zapytała.
- Znasz ją, uwielbia to, co jest inne, dziwne i występują w tym istoty nadprzyrodzone- odpowiedziałem.
Znów się zaśmiała, przyciągając mnie do siebie bardziej i namiętnie całując.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Wto 12:06, 25 Sty 2011 Temat postu:

To tą historię cały czas Edward opowiadał Renesmee?
Oh...nie domyśliłam się.
Ale w pewnym sensie zżyłam się z twoim Fanficem.
Trudno się żegnać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Honey dnia Wto 12:06, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Wto 19:04, 25 Sty 2011 Temat postu:

To znaczy, my ją czytaliśmy w czasie tak jakby teraźniejszym, gdy działa się ona w ok. 1920 roku. Opowiadała to opowiadanko główna bohaterka. W epilogu Edward opowiedział tą historię od samego początku do końca Nessie na dobranoc. Wtedy akcja działa się w teraźniejszości.
Cieszę się, że ci się spodobało Wink Miło mi to słyszeć. ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Księgozbiór
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin