Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Mężczyzna ze snu (niekiedy +18) akt.21 września

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Kącik pisarza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
IsabellaCullen
Administrator



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1171
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciałem w Puławach/ duszą i myślami w Forks
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Śro 19:46, 21 Wrz 2011 Temat postu: Mężczyzna ze snu (niekiedy +18) akt.21 września

Cóż będąc spory czas za granicą nie miałam nic do robienia, więc czytałam parę książek. Niektóre z nich spodobały mi się, więc
postanowiłam przełożyć je na realnia Twilight i tak wyszło mi kilka opowiadań romantycznych. Jeżeli wam sięspodoba, mogę dodawać więcej.

Fabułą potem:

Mężczyzna ze snu:

orginał napisała:ADAMS AUDRA

Zmieniłam tylko imiona bohaterów i ich wyglądy.




PROLOG

Pokój był nieskazitelnie biały. Barwę czystego śniegu miały ściany, zasłony, firanki spływające ciężkimi fałdami z otwartych okien, wielkie łoże okryte jedwabną pościelą. Ocieniał je półprzezroczysty, jasny baldachim. Sypialnia wydawała się nieco staromodna i... bez najmniejszej skazy.
Lśniła bielą.
Ciemnowłosa dziewczyna położyła głowę na jedwabnej poduszce i wyciągnęła ramiona ku wezgłowiu. Pokój tonął w bladej, srebrzystej poświacie księżyca. Tajemnicza piękność spoglądała szeroko otwartymi oczyma na mężczyznę, który szedł w stronę łóżka bez pośpiechu, lecz zdecydowanie. Trzymał w dłoni papierosa. Miał na sobie biały letni garnitur i nie dopiętą koszulę tej samej barwy.
Uśmiechnął się; dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Nie odsunęła się, gdy nieznajomy usiadł obok niej na posłaniu. Wodził spojrzeniem po urodziwej twarzy i zgrabnej postaci. Pieścił dziewczynę spojrzeniem. Jego oczy były zielone jak szmaragdy, z ciemniejszą obwódką wokół tęczówki. Dziewczyna powiedziała kilka słów, a mężczyzna wybuchnął śmiechem. W kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki, które sprawiły, że wyrazista twarz straciła nagle wyraz surowości i determinacji.
Odłożył papierosa do białej popielniczki, pochylił się i pocałował dziewczynę, która się nie broniła. Była w siódmym niebie. Rozkoszowała się czułym dotykiem jego warg. Nieznajomy podniósł głowę i z uśmiechem popatrzył na ciemnowłosą piękność. Zielone oczy straciły wyraz powagi i zalśniły dziwnym blaskiem.
To było pożądanie.
Mężczyźni często spoglądali na nią w ten sposób, ale w oczach nieznajomego była jakaś wyjątkowa siła. Dziewczyna zadrżała nagle ze strachu. A może to nie obawa, tylko podniecenie? Uniosła rękę i odgarnęła nieznajomemu z czoła kosmyk jasnych włosów. Mężczyzna wtulił policzek w jej dłoń. Dziewczyna poczuła ciepło jego gładkiej skóry.
Przysunął się jeszcze bliżej.
– Chcę się z tobą kochać – szepnął.
– Tak – odparła przeciągle, rozkoszując się brzmieniem tego słowa. Mężczyzna zamknął jej usta pocałunkiem.
Rozchyliła wargi i poczuła dotknięcie jego języka, który wdarł się do jej ust z siłą morskiej burzy. Nikt jej tak dotąd nie całował – z pasją, ogniem i zachłannością. Poddała się zielonookiemu mężczyźnie, całkowicie zdana na jego wolę. Zrobiła to chętnie i spontanicznie.
Silne dłonie powoli sunęły w górę po jej ramionach, aż objęły piersi. Nieznajomy przez chwilę bawił się ramiączkami letniej sukienki, a potem zsunął je delikatnie i łagodnym ruchem obnażył kształtny biust. Dziewczyna czuła jego natarczywe spojrzenie.
Mężczyzna dotknął palcami sutków, które stwardniały pod wpływem delikatnej pieszczoty. Uśmiechnął się znowu, szepcząc z niekłamanym zachwytem żarliwą pochwałę jej urody. Czułe słowa zupełnie oszołomiły dziewczynę.
Zamknęła oczy, gdy dotknął wargami jej piersi. Zaskoczył ją żar pocałunków. Jej ciało płonęło. Męskie dłonie sunęły w dół. Wślizgnęły się pod sukienkę. Opuszki palców muskały smukłe uda.
– Rozsuń nogi – szepnął mężczyzna, tuląc głowę do piersi dziewczyny. Gorący oddech parzył nagą skórę.
Posłuchała go, spragniona śmielszych pieszczot. Jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Minęło sporo czasu, nim męskie dłonie uwolniły ją od bielizny. Poczuła między udami jego smukłe palce.
Krzyknęła pod wpływem zmysłowej pieszczoty. Nieznajomy uniósł głowę i pocałował dziewczynę zaborczo, tłumiąc jęk, który wydała, gdy poznawał sekrety jej kobiecości. Dotyk jego dłoni był zdecydowany, a zarazem i czuły. Dziewczyna zatraciła się w rozkosznych doznaniach. Była gotowa, rozpalona, udręczona pożądaniem.
Nie wystarczały jej odważne męskie pieszczoty. Rozpięła białą koszulę i wsunęła palce we włosy porastające muskularny tors. Jej dłonie sunęły w dół, aż trafiły na pasek od spodni.
Palce mężczyzny znieruchomiały na moment, lecz po chwili znów poczuła ich niespieszne, łagodne i zdecydowane dotknięcie. Wyprostował się i obserwował dziewczynę, która przez dłuższą chwilę zmagała się z oporną klamrą paska. Nie odrywał roziskrzonego spojrzenia od kobiecych dłoni obejmujących jego męskość. Ogarnięta żądzą dziewczyna zapomniała o wstydzie.
Patrzyli sobie w oczy, gdy niecierpliwe dłonie rozpalały w ciałach pożądanie. Dziewczyna pierwsza odwróciła wzrok. Zacisnęła powieki, ulegając przemożnej rozkoszy, która pulsowała w niej jak wszechogarniająca światłość.
– Teraz – szepnął mężczyzna. Dziewczyna nie protestowała.
Przykrył ją swoim ciałem. Poczuła go w sobie. Żaden mężczyzna nie posiadł jej dotąd w sposób tak zupełny i całkowity. Uniosła biodra. Poruszali się zgodnie w odwiecznym tańcu kobiet i mężczyzn, który stanowił niewyczerpane źródło najczystszej rozkoszy. Dziewczyna bez oporu się jej poddała. Wpatrzona w twarz kochanka, radowała się, że potrafi dotrzymać mu kroku, że umie go zadowolić, że zdolna jest odczuwać tak wielkie pożądanie. Czuła, jak ciało kochanka tężeje w jej objęciach.
Długo odpoczywali. W końcu mężczyzna uniósł się na łokciu. Oczy mu jaśniały w srebrzystym blasku księżyca. Gdy się uśmiechnął, dziewczyna ujrzała drobne zmarszczki w kącikach oczu. Pocałował ją w czubek nosa i ona również się uśmiechnęła.
Przyglądała mu się uważnie. Miał opaloną twarz, wydatne kości policzkowe i rude włosy opadające na czoło. Pomyślała, że mogłaby go pokochać. Był przystojny, męski, opiekuńczy. Wpatrywała się w urodziwą twarz.
Twarz ze snu...
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kropka zmieniła kolor na niebieski. Na wszelki wypadek dziewczyna przyjrzała się jej pod światło.
Wlepiła spojrzenie w barwny punkcik.
Nie miała żadnych wątpliwości. Błękitny jak niebo w letni dzień.
Isabella Swan przysiadła na toaletce stojącej w łazience niewielkiego mieszkania, które było zarazem jej pracownią. Westchnęła głęboko. Przeprowadzanie trzeciej próby nie miało sensu. Wynik okazałby się taki sam.
Była w ciąży.
Jak to możliwe? Oto jest pytanie!
Ręce jej drżały, jakby nagle straciła panowanie nad sobą. To absurdalne... po prostu nierzeczywiste. Odkąd przeniosła się do Nowego Jorku, nie była z nikim związana. Zamieszkała w wielkim mieście przed dwoma laty, po śmierci matki i zerwaniu zaręczyn z Mike'm. W życiu Belli nie było od tamtej pory żadnego mężczyzny. Zbyt wiele miała życiowych problemów, by znaleźć czas na randki. Przygryzła wargi, starając się powstrzymać łzy. Bezrobotna kobieta spodziewa się dziecka. Piękna perspektywa!
Usiłowała dociec, jak to możliwe. Była rozsądną kobietą. Zdawała sobie sprawę, że niepokalane poczęcie jest zjawiskiem unikalnym. Najwyraźniej erotyczny sen o nieznajomym w białym garniturze miał jakieś odniesienia do rzeczywistości.
Zadzwonił telefon. Brunetka podniosła się niechętnie i przeszła z łazienki do pokoju w kształcie litery L, który pełnił funkcję kuchni, salonu oraz sypialni. Przysiadła na łóżku i podniosła słuchawkę.
– Halo?
– Mówi Rosalie. Cześć, Bello. Wspaniale, że cię zastałam. Chyba mam dla ciebie pracę. Jeden z naszych dostawców szuka...
– Jestem w ciąży.
– Co?
– Słyszałaś.
– Jak to?
– Sama nieustannie zadaję sobie takie pytanie. Siedzę tu i usiłuję coś wykombinować. – Nie wspomniała, że musi prócz tego walczyć z mdłościami i zapanować nad roztrzęsionymi nerwami.
– Nie ruszaj się z domu – poleciła Rose. – Zaraz do ciebie przyjadę.
Pół godziny później Bella usłyszała dzwonek. Nacisnęła guzik domofonu i czekała w korytarzu na charakterystyczny dźwięk zatrzymującej się windy. Otworzyła drzwi, oparła się o framugę i obserwowała swoją przyjaciółkę, idącą pospiesznie w jej stronę. Wysoka, szczupła, blondynka Rosalie Cullen stanowiła doskonały przykład kobiety wyzwolonej i zdeterminowanej. Była ambitna i pewna siebie; odnosiła wielkie sukcesy w branży kosmetycznej.
Gdy Bells przyjechała do Nowego Jorku, na pierwszy rzut oka można w niej było rozpoznać dziewczynę z małego miasteczka. Pewnego dnia zgubiła się w metrze i wówczas niebiosa zesłały jej na pomoc Rosalie . Kuta na cztery nogi piękność z Manhattanu pomogła nowicjuszce i zaopiekowała się nią jak kwoka bezbronnym kurczęciem. Od razu przypadły sobie do serca i zostały przyjaciółkami.
– To mi się nie mieści w głowie – rzuciła Rose. Minęła Bellę i wpadła do mieszkania. Zawsze dokądś się spieszyła.
Brunetka odwróciła się powoli i zamknęła drzwi.
– Jeszcze zasuwa i łańcuch – przypomniała Rose, rzucając wielką torbę na kuchenny stół.
Isabella posłuchała z uśmiechem. Przyjaciółka zawsze ją strofowała i nie szczędziła rad, jak uniknąć niebezpieczeństw wielkiego miasta. Bella wiedziała, że apodyktyczna panna Cullen troszczy się na serio o jej bezpieczeństwo, i dlatego bez dyskusji wykonywała polecenia.
– Mów, co się stało.
Bella sięgnęła po leżące na kuchennym blacie pudełeczko z testem ciążowym. Z pozornym spokojem podsunęła je pod nos dziewczynie.
– Czysty błękit.
– Nie do wiary – jęknęła .
– Ciągle to sobie powtarzam – mruknęła ponuro Bella.
Zajęła się parzeniem herbaty, próbując opanować stargane nerwy.
– Czuję się urażona. Wiesz niemal wszystko o mnie i Emmecie. Po każdej randce zdawałam ci szczegółowe sprawozdanie, prawda? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że kogoś masz? – wypytywała naburmuszona Rose.
– Z nikim się nie widuję.
– W takim razie...
– Sama nie wiem. – Bella bezradnie pokręciła głową.
– Absurd.
– Oczywiście. Problem w tym, że nie mam pojęcia, kto jest ojcem. Jedynie tamten sen...
– Sen?
– Opowiadałam ci, co mi się śniło, pamiętasz? To było wówczas, gdy chorowałam na grypę.
– Erotyczny sen o mężczyźnie w białym ubraniu?
– Tak. Właśnie ten – potwierdziła z ironicznym uśmiechem.
– Dobrze. Musimy to przemyśleć – stwierdziła opadając na krzesło.
– Napijesz się herbaty? – zapytała Bella.
– Tak. Wrzuć do kubka plasterek cytryny i pół...
– Wiem. Pół torebki słodziku.
Brunetka nakryła do stołu. Na miniaturowym blacie położyła serwetki i łyżeczki. Obok postawiła dzbanek pełen gorącego naparu z herbacianych listków. Z wdzięcznością popatrzyła na przyjaciółkę. To prawdziwe szczęście, gdy można komuś zaufać. Belli zrobiło się lżej na sercu.
Gdy usiadły przy stole, napełniły filiżanki i zaczęły pić gorącą herbatę, Rose położyła rękę na dłoni przyjaciółki.
– Opowiedz mi wszystko od początku.
– Problem w tym, że początku w ogóle nie pamiętam. Wiem tylko, jaki był koniec.
– W takim razie słucham.
– To się zdarzyło, gdy zachorowałam. Pamiętasz?
– Owszem. Tego dnia moja firma wydała przyjęcie. Promowaliśmy nowe perfumy. Nieco wcześniej złapałaś paskudną grypę.
– Tak, lekarz przepisał mi antybiotyk. Czułam się nieco lepiej, ale nie miałam ochoty wychodzić z domu. Mimo to udało ci się mnie namówić, żebym wzięła udział w tym przyjęciu.
– Z tego wniosek, że jestem wszystkiemu winna.
– Nie opowiadaj bzdur. Po prostu zależało ci, żebyśmy poszły razem na bankiet. Tłumaczyłaś, że powinnam wyrwać się z domu, poznać nowych ludzi, nawiązać kontakty pomocne w znalezieniu pracy.
– Pamiętam. Zostałyśmy prawie do końca. Przyjęcie odbywało się w starej zbrojowni. Był straszny tłok. Rozdzieliłyśmy się i potem długo nie mogłam cię znaleźć. Obeszłam wszystkie sale chyba ze sto razy, ale nigdzie cię nie dostrzegłam. Po prostu zniknęłaś.
– W ogóle tego nie pamiętam.
– Znalazłam cię wreszcie na schodach. Siedziałaś na stopniu z głową opartą o balustradę, jakbyś drzemała. Wystarczył rzut oka, abym przestraszyła się nie na żarty. Byłaś okropnie blada i skarżyłaś się na mdłości. Natychmiast cię stamtąd zabrałam. Pojechałyśmy do ciebie taksówką. Pamiętasz z tego cokolwiek?
– Nie. Wiem, że poszłyśmy na bankiet. Jak przez mgłę przypominam sobie wystrój sali. Piłam coś... To był poncz.
– Jakiś idiota go wzmocnił.
– Nie czułam smaku. W tym momencie film mi się urwał. – Bella patrzyła z rozpaczą na przyjaciółkę. Rose wzięła ją za rękę. Była zatroskana.
– Opowiedz mi ten sen.
– To bardzo trudne. Nie umiem się w tym rozeznać.
– Spróbuj.
– Widziałam nieznajomego mężczyznę – oznajmiła , wzdychając ciężko. – Potem...
– Kochaliście się?
– Tak – odparła zarumieniona .
– W śnieżnobiałym pokoju?
– Tak.
– Kiedy miałaś ten sen po raz pierwszy? – zapytała Rosalie.
– Podczas choroby. Leżałam w łóżku całe dwa tygodnie. Kiedy gorączkowałam, sen wielokrotnie się powtarzał. Po wyzdrowieniu nie miałam go ani razu.
– Jak dawno zaczęłaś śnić?
– Przed sześcioma tygodniami.
– Jak długo trwa ciąża? – zapytała przyjaciółka.
– Prawdopodobnie sześć tygodni.
– Zagadka rozwiązana.
– Och, Rosalie. Przecież to bzdura!
– Kochanie, w czasie przyjęcia szukałam cię ponad godzinę. Na pewno z kimś wyszłaś. Trzeba tylko ustalić, kto to był. – Blondynka w zamyśleniu gładziła palcem dolną wargę. – Opisz mi mężczyznę ze snu. Może go znam.
– Nosił biały garnitur i koszulę.
– Bardzo mi pomogłaś – mruknęła kpiąco . – Przyjęcie odbyło się w połowie czerwca. Był upał. Większość gości miała jasne ubrania.
– To był wysoki rudzielec o zielonych oczach – dodała .
– Ciekawy rysopis.
Bella przymknęła powieki. Oglądane we śnie obrazy stanęły jej przed oczyma. Zadrżała.
– Palił. Miał piękny uśmiech, a w kącikach oczu drobne zmarszczki. Mówił niskim, wibrującym głosem, niczym Harrison Ford. – spojrzała z nadzieją na przyjaciółkę. – I co?
– Sama nie wiem. Pamiętasz coś jeszcze?
– Miał cudowne usta.
– Co przez to rozumiesz? – wypytywała Rosalie. Isabella odwrócił a wzrok.
– Nie wiem, jak to ująć – mruknęła, zerkając na przyjaciółkę. Czuła, że się rumieni.
– Nie czas na fałszywy wstyd, Bells. Musisz mi podać więcej szczegółów – przekonywała .
– Zaborcze.
– Proszę?
– Jego usta były gorące i zaborcze.
– Dużo pamiętasz z tamtej nocy – odparła , ze zrozumieniem kiwając głową.
– Chyba tak – przyznała jej rację przyjaciółka, z uwagą oglądając swoje paznokcie.
– Coś jeszcze przychodzi ci do głowy?
– Niewiele. – Bella przygryzła wargę. – Chwileczkę, pamiętam, że tamten mężczyzna mówił z ledwie wyczuwalnym obcym akcentem. Mógł pochodzić z Francji.
– Raczej z francuskiej części Kanady.
– Słucham? Wiesz, o kim mówię? – zapytała z nadzieją Isabella.
– Nie jestem pewna, ale rysopis wydaje się znajomy.
– Mów prędko. Na miłość boską, Rosalie, muszę wiedzieć!
– To mój szef.
– Niemożliwe! Edward Mansen?
– Owszem, Edward Mansen, czyli znacznie odmłodzone wcielenie Roberta Redforda.
– O Boże! Byłam przekonana, że to sen.
– Najwyraźniej się pomyliłaś – odparła Rose, spoglądając znacząco na talię przyjaciółki.



Edward nie mógł się doczekać końca nudnego zebrania. Niech już będzie po wszystkim! Teraz. Natychmiast! Był śmiertelnie znudzony. Z trudem unosił ciężkie powieki. Czego ci ludzie od niego chcą? Po co tyle gadają? Przecież mogliby powiedzieć krótko, z czym przyszli, i wynieść się do diabła!
Oparł podbródek na dłoni i pokiwał głową, udając, że przysłuchuje się dyskusji. Miał nadzieję, że nikt nie zauważy, jak nudzą go wywody podwładnych. Nie miał do pracowników żadnych zastrzeżeń. Problem był poważniejszy. Edward był śmiertelnie znudzony wszystkim, co działo się w jego życiu.
Miał trzydzieści pięć lat. Osiągnął sukces, o jakim większość młodych ludzi może tylko śnić. Po dziesięciu latach wytężonej pracy zorganizował przedsiębiorstwo obracające milionami dolarów. Był w centrum zainteresowania. Jedni go podziwiali, inni zawzięcie krytykowali.
Gdy osiągnął wszystko, poczuł się zmęczony. Miał dosyć ustawicznej harówki. Pragnął, by inna osoba lub grupa osób przejęła zarządzanie korporacją. Postanowił się wycofać. Myślał o tym, odkąd przed trzema laty umarła jego matka. Udowodnił obojgu rodzicom, że jest kimś. Ojciec oficjalnie uznał Mansena za swego potomka dopiero wówczas, gdy młody przedsiębiorca zarobił pierwszy milion dolarów.
Edward Mansen postanowił wziąć bezterminowy urlop, ale łatwiej było podjąć decyzję, niż wprowadzić ją w czyn. Ciągle to odwlekał, a przyczyn było wiele: kolejne ważne zebranie, którego nie można opuścić; następny przełom, decydujący o losach korporacji; jeszcze jeden atak nieuczciwej konkurencji.
Miał tego dość. Stracił zainteresowanie sprawami przedsiębiorstwa. Czas z tym skończyć. Natychmiast!
Edwardowi pozostał do rozwiązania tylko jeden problem. Gdy się z nim upora, będzie mógł odejść. Lękał się jednak, że przyjdzie mu długo szukać tego, czego pragnął.
Potrzebował celu, który nada sens jego dalszej egzystencji.
– Przepraszam – powiedział, wstając z miejsca. Mówca urwał w pół słowa, ale szef w ogóle się tym nie przejął. W sali zapanowała martwa cisza. – Muszę wyjść – oznajmił i ruszył ku drzwiom.
Czuł na sobie zdziwione spojrzenia pracowników. Nikt się nie odezwał. Nie mieli odwagi. Decyzje szefa zawsze były ostateczne. Nikt ich nie kwestionował.
Edward szedł w stronę biura. Wcale się nie spieszył. Przystawał, odpowiadając życzliwie na pozdrowienia swych podwładnych. Znał wszystkich z imienia i nazwiska. To było dla niego niesłychanie ważne. Musiał walczyć z uporem, by odzyskać prawo do własnego nazwiska, ale gdy już dopiął swego, postanowił zachować to, które w sierocińcu nadały mu siostry zakonne.
Wszedł do biura, w którym urzędowała jego asystentka, Jessica Stanley, strzegąca gabinetu szefa przed nieproszonymi gośćmi. Była jego prawą ręką. Pilnowała terminów, samodzielnie prowadziła korespondencję i podpisywała listy w imieniu pracodawcy. Edward ufał jej całkowicie i nie miał wątpliwości, że nawet po jego odejściu Tanyi da sobie radę z prowadzeniem firmy. Ilekroć wspominał o takiej ewentualności, asystentka udawała zaniepokojoną, ale na pewno uporałaby się bez jego pomocy z każdą trudną sprawą.
JEss podniosła głowę znad papierów i podała szefowi plik różowych karteczek, na których zanotowała, kto dzwonił. Edward przejrzał je pospiesznie. Większość z powrotem rzucił na biurko, co oznaczało, że asystentka powinna samodzielnie podjąć decyzje w tych sprawach. Ów prosty rytuał powtarzał się codziennie. Pan Mansen niechętnie odpowiadał na telefony. Jess sięgnęła po karteczki. Wybrała kilka z nich. Reszta trafiła do kosza.
– Kiedy dzwonił Black? – zapytał Ed, spoglądając na jedyną kartkę wartą zainteresowania.
– Pół godziny temu.
Mansen skinął głową. Postanowił jak najszybciej skontaktować się z prywatnym detektywem nazwiskiem Jacob Black. Facet miał opinię najlepszego w branży, a jednak przez sześć tygodni od podpisania umowy niczego się nie dowiedział. Na jego usprawiedliwienie można było jedynie powiedzieć, że sprawa zlecona przez Edwarda była wyjątkowo skomplikowana.
Mansen czuł się bezsilny i to doprowadzało go do furii. Rzadko tracił panowanie nad sytuacją. W tej sprawie od początku jakaś zagadkowa i nieprzewidywalna siła kierowała jego poczynaniami.
Daremnie łudził się, że z czasem zapomni o tamtej niezwykłej nocy. Może ciemnowłosa dziewczyna zapadła mu w pamięć, bo od dawna nie spotykał się z kobietami? Nieprawda! Szczerze i otwarcie przyznał w duchu, że po raz pierwszy w życiu poznał tak wyjątkową istotę. Chwile spędzone z tajemniczą nieznajomą wydały mu się cudowną bajką. Śliczna brunetka emanowała wewnętrznym spokojem, nie przejmowała się konwenansami, była pełna radości życia, łagodna, kobieca, urocza, namiętna i... kochająca. Nie sądził, że są na świecie takie kobiety.
Był przerażony, gdy o tym myślał.
Kochali się z pasją, ale nie robili przecież nic szczególnego. Problem nie w tym, jak doszło do miłosnego zbliżenia; najważniejsze były odczucia zrodzone w sercach przypadkowych kochanków.
Edward zapomniał o całym świecie, gdy nieznajoma dziewczyna znalazła się w jego ramionach. Wiedział, że takie rzeczy się zdarzają, ale sam nigdy tego nie doświadczył, chociaż miał wiele kobiet.
W pierwszej chwili poczuł strach, lecz wkrótce ogarnęła go wielka radość, a potem ogromna niecierpliwość, z którą nadal się borykał.
Dziewczyna zniknęła. Opuścił ją tylko na moment, by przynieść coś do picia. Gdy wrócił, nie zastał już w holu tajemniczej nieznajomej. Rozpłynęła się w powietrzu. Często zadawał sobie pytanie, czy spotkał ją na jawie, czy we śnie.
W końcu doszedł do przekonania, że naprawdę była w białej sypialni. Poduszka nadal pachniała jej perfumami. Gdy nadeszła pora, by zmienić pościel, Edward zachował się jak kompletny idiota i zabronił sprzątaczce dotykać łóżka. Zrobił Bogu ducha winnej kobiecie awanturę i uspokoił się dopiero wtedy, gdy potulnie wyszła z sypialni.
Nieznajoma była kobietą z krwi i kości. Ta myśl... wspomnienie o cudownej kochance nie dawało mu spokoju. Z pewnością istniała naprawdę.
– Proszę mnie połączyć z Blackiem – polecił sekretarce i ruszył ku drzwiom gabinetu.
– Czeka tam Rosalie Cullan – oznajmiła Jess, podnosząc słuchawkę.
– Czego chce? – zapytał Edward, kładąc dłoń na klamce.
– Nie mówiła. Koniecznie chce z tobą porozmawiać. Twierdzi, że sprawa jest ważna – odparła asystentka, wzruszając ramionami. Szef pokiwał głową.
– Zaraz się dowiem, o co chodzi. Czekam na połączenie z Blackiem.
Edward otworzył drzwi gabinetu.
– Rose przyprowadziła jakąś dziewczynę – dodała Jessica.
– Cześć, Edwardzie. – Rose powitała szefa uśmiechem. Mansen ucieszył się na jej widok. Lubił tę dziewczynę i wysoko oceniał jej pracę. Była zdolna, uczciwa, ambitna. Te cechy były dla niego bardzo ważne. Sam je również posiadał. Tak mu się przynajmniej wydawało.
– Witaj, Rosalie – odrzekł, podchodząc do biurka. – W czym mogę ci pomóc?
Kątem oka dostrzegł ciemnowłosą kobietę stojącą przy oknie. Odsunęła ręką zasłonę i podziwiała wspaniałą panoramę miasta. Nagle odwróciła głowę i spojrzała na niego przez ramię. Edward zamrugał powiekami, jakby oślepił go blask słońca tworzący wokół twarzy nieznajomej świetlistą aureolę.
Coś ścisnęło go za gardło, gdy pojął, kto przed nim stoi.
– Isabella – szepnął zdławionym głosem. Blondynka westchnęła głęboko. Reid spojrzał na nią z roztargnieniem.
– Widzę, że nie muszę was sobie przedstawiać – stwierdziła panna Cullen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Kącik pisarza
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin