Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Kontynuacja Niedokończonego Życia by Tiffani

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Kącik pisarza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Renesmee
Moderator



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 1309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Czw 21:30, 26 Sty 2012 Temat postu: Kontynuacja Niedokończonego Życia by Tiffani

Ponieważ Tiff sama nie chce publikować swoich opowiadań i prosiła mnie o wyręczenie, robię to. Oto przed wami pierwszy (niezbetowany) rozdział kontynuacji ,,Niedokończonego Życia'':


„O jeden most za daleko”

Rozdział 1
Dawny dom komendanta Charlie’go Swana nie wyróżniał się niczym, jak za czasów swojej świetności, gdy miejscowy stróż prawa trzymał pieczę nad sennym miasteczkiem Forks. Białe ściany piętrowego domku lśniły w słońcu, które grudniowe klimaty wyjątkowo przepuściły przez swoje mroźne oblicza. Wyjątkiem był tylko srebrny van, który stał zaparkowany przed domem i niewielki ogródek, którego teraz bogactwo leżało odłogiem. Chwilowo …
Drzwi na parterze otworzyły się i wyjrzała przez nie młoda, wysoka dziewczyna z rozwianymi, sięgającymi ramion włosami. Miała lekko zaokrągloną buzię, pełne usta oraz duże, brązowe oczy, z długimi rzęsami. Ubrana była w proporcjonalną do jej smukłej figury bluzkę, podkreślającą jej nienaganną figurę. Nastolatka zbiegła po schodkach, które były przednim motywem do ciemnego ganku. Zatrzymała się na chodniku, wykręciła artystyczny piruet, który zakończyła zgrabnym zestawieniem obu nóg w postaci pozycji, przygotowującej do startu bieg w maratonie iszczącym przewidziane z góry zwycięstwo. Drzwi, które zostawiła otwarte zaskrzypiały, a ich złotego koloru zawiasy odbiły słońce, które było przekleństwem dla potomnych nastolatki. Przez próg wyjechał na wózku inwalidzkim mężczyzna, odmienna wersja jej dziadków ze strony matki- Indianin z plemienia Quilette, z pociągłą, poszarzałą twarzą i siwymi włosami sięgającymi ramion. Na brodzie rosła mu kępka trochę bardziej zaawansowanego zarostu, jednak od jakiegoś czasu on zdawał się to preferować.
- I nie zapomnij pić tego przed położeniem się spać- powiedział do dziewczyny- wreszcie może łóżko przestanie być ci miejscem tłumienia tego, co zresztą jest koleją rzeczy … W każdym razie pomoże ci na tę twoją bezsenność …
- Chciałeś powiedzieć, iście złożonym przypadkiem, którego ewolucja chyba dopiero się zaczęła- brunetka uśmiechnęła się szeroko- w każdym razie Carlisle uznał to za ciekawie stadium, zważywszy, że jestem ciekawym połączeniem pół-wampira i wilkołaka … A na to chyba biolodzy jeszcze nie wpadli …
- Fakt, nigdy jeszcze nie doszło, by nieśmiertelna istota miała potomstwo z równie odmiennym gatunkiem, Marisso- Indianin spojrzał na nią czule- w dodatku sam jestem poniekąd złączony w tym „projekcie” ! W końcu to Jacob jest twoim ojcem, a moim synem …
- Szkoda tylko, że nie odziedziczył połowy ciebie, dziadku Billy- odpowiedziała dziewczyna, prychnąwszy- tata spędza ze mną chyba tylko te dni, kiedy Leah wreszcie wypuści go ze swoich szponów … Pod warunkiem, że Alexandria nie pochłonie jej całego czasu i tym samym Jacob nie ulegnie stereotypowi, jaka powinna być przykładna rodzina z iście wilczym podtekstem …
- Issa, wiem, że nigdy nie miałaś pełnej rodziny- Indianin zafrasował się- byłaś mała, gdy zmarła twoja mama … Ale przecież masz mnie, swoje ciotki, kuzynostwo i Cullenów … Nie jesteś sama, kochanie …
- Wiem, dziadku, ale ty także masz obowiązki wobec siebie- odrzekła stanowczo brunetka, podchodząc do Billy’ego i wziąwszy go za ręce- pamiętasz, co mówił twój lekarz: musisz brać krople na serce dwa razy dziennie, trzymać się tych produktów żywnościowych, które ci zalecił i w przyszłym tygodniu masz zadzwonić do niego … Może w końcu zdecydujesz się …
- Nie- odparł stanowczo mężczyzna, a jego siwe brwi zbiegły się w jedną surową linię- jestem już dość stary, nie ma co wydłużać mojego stanu żywotności … Każdy ma zapisane swoje przeznaczenie w karcie duchowego Stwórcy … Gdy dwa pionki zejdą się w całość, ich miot będzie dryfował, zaś one …
- Ujdą w nicość- odparła Marissa, wywracając do góry oczami- dziadku, nie rozumiesz, że nigdy nie jest za późno?! Ta operacja może z powrotem umożliwić ci chodzenie, będziesz szczęśliwy …
- Skąd wiesz, czy już nie jestem?- spytał ostro Billy- wystarczy, że mogę patrzeć, jak rośniesz i stałaś się mądrą, piękną kobietą … A to najważniejsze, co mogę mieć … No, oprócz telewizora z kablówka, bo to podstawa- dodał nieco łagodniej.
- Ciocia Rachel i ciocia Becky są tego samego zdania, co ja- Marissa skupiła dwa palce na chropowatym kciuku dziadka- nie możesz rezygnować, liczy się każda możliwość …
- Drogie dziecko, wiem, co się liczy najbardziej- odrzekł cierpko Indianin- chart ducha i niezłomność, dzięki której można znieść wszystko … A gdy takie priorytety, jak rodzina i satysfakcja z tego, że się ma to splecione z faktem, iż żyjesz, ogniwo, nic już więcej nie trzeba mieć pod ręką …
- Twoje zdrowie- zaczęła wnuczka, lecz Billy zacisnął ścisnął jej lekko jej dłoń i odparł:
- Wystarczy, Issuniu … Wiesz, że nie zmienię zdania, starego drzewa nie zmiękczy nawet najbardziej kwaśny deszcz, jeśli wystawione na swoją niełaskę musi trwać całe tygodni …
- Nie poddam się- powiedziała dziewczyna, patrząc Billy’emu prosto w oczy- znasz mój punkt widzenia w tej sprawie, nie zrezygnuję tak łatwo …
- Cała Renesmee- zaśmiał się mężczyzna- nie odpuściłaby nawet Edwardowi … Cokolwiek leżało w sprawie, według niej, najistotniejszej, nie spoczęła, póki z zapałem tego nie zrealizowała … Posiadała swoisty dar przekonywania innych do swojej decyzji …
Issa spuściła lekko wzrok, a jej nienaturalnie długie rzęsy dotknęły powierzchni na jej obliczu w tym miejscu, gdzie stykały się razem z dolnymi. Billy zmarszczył brwi i dotknął podbródka wnuczki. W tym momencie ujrzał w niej swoją zmarłą synową.
- Jesteś niezwykle podobna do matki- odrzekł z mocą- nawet spojrzenie masz to samo …Zamyślasz się … Niczym piękna Afrodyta …
- Dziadku- Issa uśmiechnęła się, a na jej policzkach wytworzyły się dołeczki- daleko mi do Afrodyty …
- Protestuję przeciwko temu zaprzeczeniu !- czyjś aksamitny głos odwrócił uwagę dziewczyny i Billy’ego. Brunetka spojrzała w stronę, skąd dochodził- i nagle na jej twarzy pojawił się wyraz niezmąconego szczęścia- w jej stronę zmierzał wysoki, nieziemsko przystojny młodzieniec, którego uroda mimo upływu stu lat biła niczym niezmącony blask od słońca. Z tymże że takie zjawisko było solidnym utrapieniem dla tegoż oto mężczyzny …
- Zgadzam się z tobą, Edwardzie- odrzekł wesoło Billy- nasza wnuczka zwyczajnie nie docenia atutów swojej urody …
- Przestańcie- dziewczyna spojrzała na swoich dziadków- to druga rzecz, na którą zwraca się uwagę …
-Issunia- Edward zbliżył się do niej i objął ją ramieniem- pożegnałaś się z Billy’m? czas do domu, czeka na ciebie spory materiał na poniedziałkowy egzamin z matematyki …
- Dziadku- wnuczka jęknęła- czy musisz mi o tym przypominać? Wiesz, że nie cierpię trygonometrii …
- Możesz nie kochać, ale to podstawowy materiał na zaliczenie- odrzekł spokojnie Edward, podnosząc do góry brwi- zresztą opracowałem mały skrót tego wszystkiego, więc jak siądziemy do tego spokojnie …
- A nie możesz- zaczęła Marissa, lecz wampir odrzekł stanowczo:
- Wykluczone!
Billy skinął głową, gdyż wiedział, co dziewczyna miała na myśli- dawna przyjaciółka Belli i Edwarda, Jessica Stanley pracowała w liceum w Forks jako nauczycielka tego przedmiotu i to ona miała pod swoją pieczą Issę. Cullen wiedział, że wystarczyłby mały podszept ze strony jego lub małżonki, by profesorka wstawiła jego wnuczce ocenę dostateczną- gwarantującą możliwe zaliczenie. Choć na pewno by było to łaskawe z jej strony, nie zamierzał do tego dopuścić- nawet pomimo faktu, że matematyka była piętą Achillesową młodej Blackówny. Edward, który cenił sobie nade wszystko uczciwość i prawe podejście do jakiejkolwiek sprawy, nie chciał, by wnuczka nauczyła się nieuczciwej gry i wiedziała, że na wszystko trzeba sobie w życiu zapracować i wysiłek to preludium wszystkiego, by odnieść sukces i przede wszystkim docenić siebie samego. A także, by nie spoczęła na laurach …
- Dziadku- Marissa zrobiła zrozpaczoną minę- dobrze wiesz, że matematyka trudno mi wchodzi do głowy … Jej niezliczone kombinacje na różnych polach powodują u mnie straszne bóle głowy …
- Zawsze wtedy, kiedy musisz siąść i poświęcić jej tylko dwie godziny- odparł cierpko Edward- pomimo faktu, że przed takim samym sprawdzeniem własnej wiedzy i możliwości, które lepiej ci podchodzą i wydają łatwiejsze, siadamy zawsze dzień wcześniej i wszystko tłumaczę ci krok po kroku, z uwzględnieniem rozwiązań. Ale ty wolałabyś oczywiście przeznaczyć ten czas na robienie tego, co w bieżącej chwili jest najmniej ważne …
- Mówią, że muzyka łagodzi obyczaje, a na pewno rozluźnia umysł przed taką dawką piorunów- odpowiedziała z sarkazmem Marissa- dzięki temu jakoś przepuszcza te bzdury, tak że nie ugodzą zbytnio w delikatną strukturę mojej głowy … A częściej właśnie ten ból jest nie do zniesienia …
- Raczej symulacja skrajnego lenistwa- odrzekł Cullen, podnosząc do góry brwi i kładąc na każdym słowie- każdy musi przejść przez określone piony edukacji … Nawet jeśli ma z tego powodu wybrać banicję i omijać szerokim łukiem wszystko, co wiąże się z wszelakim przejawem szkolnictwa …
- Twój dziadek ma rację- Billy skinął głową- wykształcenie to rzecz najważniejsza, byś miała zapewniony lepszy start na przyszłość …
- Ale ona będzie trwać wiecznie- Issa wywróciła do góry oczami i udała, że nie widzi wzroku Edwarda- a poza tym jesteśmy do końca życia ustawieni, wliczając do tego jako skromny dodatek książeczki oszczędnościowe każdego członka rodziny …
- Ja ci dam dodatek !- ojciec Renesmee wskazał wnuczce srebrnego vana- to nie ma żadnego znaczenia, że jest ci dane żyć powyżej możliwości zwykłego śmiertelnika, tu chodzi raczej o szacunek dla samego siebie ! A nauka teraz jest najważniejsza i ukończysz ją honorowo, bez żadnego naciągania i tylko wynikiem swojej pracy ! I dopilnuję tego, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w swoim istnieniu !
- Jak to jest, że to zawsze ty stawiasz na luz i korzystanie z młodości- Issa przeszła obok Billy’ego- a dziadek Edward musi mieć takie konserwatywne zasady … To już niemodne …
- Wszystko można zrealizować, jeśli jest się zorganizowanym- Cullen otworzył drzwi od vana i zajął miejsce za kierownicą. Wnuczka westchnęła i zrobiła grymas uwięzionej niewiasty przez złego smoka. Oczywiście wszystko było czystą iluzją, jednak jej podchody z Edwardem miały swoje źródło we wiecznym przekomarzaniu się i na tle sporu o takie niewygodne dla niej, jak dla niego istotne fakty jak szkoła. Wampir o urodzie Apolla jako realista zdawał sobie sprawę, że takie zachowanie szesnastolatki to typowy odruch nastoletniego buntu, ale Issa zawsze chciała pewne rzeczy uzyskać łatwo i lubiła kombinować. A to nie godziło w jego żelazne ambicje. Przynajmniej na tym tle.
Córka Renesmee pomachała Billy’emu i w końcu srebrny van wyjechał na główną ulicę i na celu miał okazały dom w lesie, w Forks.
Edward, zawsze, gdy jechał z Marissą, starał się nie wykraczać poza granice rozsądku, jaki cechuje śmiertelnika. Prowadził swojego vana w sposób umiarkowany, tak że nawet nie zaliczał czegoś tak banalnego, jak przegrzanie opon.
- Dziadku, nie musisz tak przesadzać- wnuczka spojrzała na niego, zakładając nogę na kolano rurek, obcisłych i podkreślających swą miarą zgrabne nogi dziewczyny- równie dobrze Seth mógł mnie odwieźć … przecież miał dziś odwiedzić Billy’ego …
- Billy Black jest pod opieką Rachel- oświadczył spokojnie Edward, a umięśnione bicepsy skupiły swą wolę w dłoniach na kierownicy- więc na pewno będzie w doskonałych rękach … A poza tym chyba wiesz, że do jutrzejszej nauki musisz mieć wypoczęty umysł?- tu zerknął na Marissę, która westchnęła i zdawała się nie zwracać na niego uwagi, manipulując guzikiem od swojej dżinsowej kurtki. Potem jak gdyby nigdy nic zsunęła sobie ją z ramion i ułożywszy swoje lekko kręcone włosy na bok, skoncentrowawszy je bardziej na prawym ramieniu, spytała:
- Dziadku … jaka była moja mama?
Edward zacisnął mocniej palce na kierownicy, powodując lekkie wgłębienie po prawej stronie. Jego kark lekko pochylił się ku przodowi, zaś powieki przez krótką chwilę kładły cień na białej skórze wampira. Potem otworzył je, a jego twarz przypominała oblicze nie olśniewającego urodą młodzieńca, lecz starego człowieka. Idealnie sprawdzała się jego manipulacja kierownicą.
- Twoja mama była najpiękniejszym darem, jaki mnie spotkał od ślubu z twoją babcią- odrzekł powoli- już jako dziecko odznaczała się niezwykłymi przymiotami, dzięki którym zjednywała sobie ludzi. Nie mogła zrozumieć nietolerancji, była niezwykle wrażliwa na los innych, ogromne znaczenie miała dla niej jej rodzina. Była także bardzo silna i z uporem szła do przodu.
- Mój ojciec niby ją kochał- Marissa spojrzała na Edwarda, a pukiel jej brązowo-rudych włosów opadł jej na dekolt- a zostawił ją dwa razy … Ulegał własnym słabościom, stawiając rodzinę w położeniu, że gdy znikał na całe dnie i noce, mama dręczyła myśl, czy aby nic mu się nie stało …
- Jacob zawsze miał złożony i trudny charakter- Cullen dotknął dłoni wnuczki- nigdy nie było wiadomo, co nim kieruje, Billy nie miał z nim łatwo …- tu zmarszczył brwi- w każdym razie nie powinnaś się tym zadręczać , kochanie … Nessie przede wszystkim miała ciebie, swoje największe szczęście- tu uśmiechnął się czule do Issy- twoje narodziny zmieniły wszystko w naszym życiu ! Pamiętaj: dla mnie i Belli jesteś najważniejsza, a twoje przyszłe decyzje i przeżycia są nierozwiązalnie złączone z naszym istnieniem … To mój największy przejaw egoizmu, broniąc honoru i bezpieczeństwa moich kobiet …
- Dzięki, dziadku- córka Renesmee spojrzała w dół, gdzie na spoczywającej ręce dziewczyny wyraźnie odznaczała się biała dłoń Edwarda. Issa ostrożnie wysunęła swoją spod Cullena i tak jak w dzieciństwie, gdy chciała się poczuć bezpiecznie, serdecznym palcem, zaopatrzonym w srebrny pierścionek z planszą, na której wygrawerowany był herb rodowy jej wampirzej rodziny, oplotła nim kciuk ojca swojej matki. Pigment ich skóry praktycznie się nie różnił- tylko faktem, że Edwarda była niezwykle twarda i błyszczała w słońcu, zaś jego wnuczki również pod kolorystykę bieli, tylko z lekko ciemniejszą tonacją.
Van Cullena wjechał na żwirowaną ścieżkę i przy lekkim łoskocie zatrzymał się przed okazałą chatą. Edward nachylił się ku Marissie i ucałował ją w czoło. Gdy zaś wracał do poprzedniej pozycji, odgarnął z jej twarzy niesforne kosmyki.
- Jesteśmy w domu- odparł boski Apollo, po czym pchnął drzwi od auta i wysiadł z niego. Głośny trzask zwiastował jego zamknięcie od strony kierowcy.
Issa odpięła pas, przewiesiła torbę przez ramię i poszła za przykładem dziadka. Gdy była już na otwartej przestrzeni, spojrzała w górę. Tabuny drzew nadawały swoisty charakter temu miejscu. Domek Cullenów, czyli rodziców Renesmee ,zlokalizowany był w głębi lasu w Forks, a dziewczyna niczego tak nie kochała, jak zapachu liści po deszczu czy biegania po nim, czasem sama lub ze swoimi przyjaciółkami ze sfory, córkami wujka Setha- bliźniaczkami Ever i Libby Clearwater.
Issa zaczęła zachwycać się świeżym, pełnym jodu powietrzem, gdy poczuła, że w kieszeni wibruje jej komórka. Córka Nessie przerwała swoją kontemplację przyrodą i wyjęła z rurek telefon. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt „Elisabeth C”, czyli mowa o najweselszej z bliźniaczek- Libby.
Marissa wcisnęła zielony przycisk i przyłożywszy komórkę do ucha, powiedziała:
- Cześć, dzika pumo … Zapewne chodzi o coś, co miarkuje kolejny zawał u naszych opiekunów, tyle że ich szlabany nigdy nie pozbawiają nas energii do planowania kolejnych eskapad …
- Módl się, by twojego dziadka nie było w pobliżu- córka Setha popukała w słuchawkę swojego stacjonarnego telefonu- samo nawiązanie do pumy może nieźle go omotać … Zwłaszcza, jeśli ktoś nie robi zmian w swojej diecie …
- Spokojnie, Edward jest w domu- Marissa wyjrzała nieco za vana. Gdy uznała, że jest przy zajeździe sama, skryła się za samochodem i usiadła w kucki na kostce brukowej.
- Tak sobie pomyślałam, że może chciałabyś nocować dziś i u mnie i Ever?- Libby założyła jedną nogę na taborecie- babcia się ucieszy, wreszcie znów będzie z kim miała grać w warcaby ! A my sobie urządzimy typowy babski wieczór , może jakiś film i miska popcornu i jakaś naleweczka ! Ever obiecała coś przemycić z barku naszego ojca !
- No wiesz, nie wiem- Issa wychyliła się do przodu i wystawiła głowę nieco za vana. Zmrużyła oczy, oceniając zasięg, w jakiej skali Edward mógłby przechwycić jej myśli. Gdy jego uwagę pochłania Bella, jego możliwości są skupione na czym innym. Ale nie wolno zapominać, że ma niezwykłą podzielność uwagi … Zwłaszcza, gdy chodzi o nią, Marissę …
Jako córka pół-wampirzycy i wilkołaka posiadała pokrótce cechy z obu podgatunków- miała wyostrzony słuch, myśli, wzrok, to z zakresu Cullenów, zaś ze strony ojca śmiertelnika miała ciepłą skórę, podatną na uszkodzenie i była wyzbyta jego siły. Posiadała za to ciekawą umiejętność- umiała porozumiewać się telepatycznie z wilkami ze sfory, pomimo faktu, że sama nie mogła ulec przemianie.
- Issa, jesteś?- Libby swobodnie poruszała stopą, na której miała skoncentrowany kapeć, manipulując palcami u nogi, tak, że nadawały szybkie tempo klapkowi- spytaj się Edwarda lub Bells i wyślij mi …
Nie dokończyła, gdyż usłyszała pisk przyjaciółki i ciche trzaśnięcie telefonu Blackówny o kostkę brukową.
- A mówiłam jej, żeby skorzystała z pomocy Jaspera- mruknęła Libby- lekka manipulacja emocjami wyszłaby jej z pożytkiem …
Tymczasem bohaterka sytuacji, Marissa trzymała się w miejscu, gdzie miała zlokalizowane serce i patrzyła z wyrzutem na Emmeta, który puścił do niej oczko.
- Wpędzisz mnie do grobu !- nastolatka przewróciła teatralnie oczami, po chwili wybuchając śmiechem, serdecznym i zaraźliwym.
- Nawet nie wiem, co miałoby być orężem, które spowodowałoby, że się tam znajdziesz- brat jej dziadka dał jej sójkę w bok- pamiętaj, że nic nie uleje twojej krwi ! No, chyba że wampir na rekonwalescencji !
- Taak, biorąc pod uwagę, że odziedziczyłam w genach po matce nieśmiertelność i możliwość generowania swoich lat- córka Renesmee odgarnęła do tyłu włosy- tyle że ojciec przypisał mi ludzki dyskomfort … Ale przynajmniej nie mam jego charakteru na szczęście …
- Jesteś idealnym wcieleniem wszystkiego, co niewinne i chętne do grzechu- Emmet zerknął zdawkowo przez ramię, by zrobić udany skok w bok. Edward, który chciał przygnieść brata do ziemi, odbił się od miejsca, gdzie on wcześniej stał i zaprezentował się cały, smukły i patrzący rozbawiony na osiłka.
- Ja ci dam, motywować innych do chociażby myślenia w takiej kategorii o mojej wnuczce !- ojciec Nessie skupił swe spojrzenie na Emmecie, jednakże mimo uśmiechu pozostał niezwykle czujny i gotowy zmiażdżyć każdego, kto zmusiłby Marissę do płaczu czy skrzywdzenia jej. Oczywiście tylko ktoś spoza rodziny Cullenów odważyłby się źle życzyć jego jedynej wnuczce i dziecku ukochanej córki.
- Pamiętaj, braciszku, że nie jest tylko twoim oczkiem głowie- Emmet uśmiechnął się czule do Marissy.
- Czuję się niezwykle usatysfakcjonowana, że mam w obstawie dwóch adoratorów- dziewczyna była rozbawiona- pomimo faktu, że wiążą nas koligacje rodzinne …
- Jesteś jeszcze za młoda na jakiekolwiek angaż uczuciowy- Edward lekko spoważniał- musisz na razie okiełznać buzujące w tobie fascynacje i skupić się na rzeczach praktycznych …
- Na pewno masz na myśli siedzenie z tobą nad matmą- Marissa burknęła, a lekki wiatr podrzucił do góry jej brązowe włosy-a co chwila tłumaczysz mi, jakie myślenie nakierować, by nie popełnić błędu …szkoda, że nie mam zalety babci, która może obronić się przed twoimi wpływami do jej mózgu … taka bezpieczna strefa, baza …
- Dość- uciął ojciec jej matki- zamiast się wymądrzać, skorzystaj z błogich godzin, które ograniczają cię od tej gonitwy myśli, bo i tak nie odejdziesz od stołu, póki nie przerobimy wszystkich możliwych zadań … Praktyka czyni mistrza …
- Wolę już słuchać wywodów Rosalie nad złamanym paznokciem- Marissa posłała Edwardowi spojrzenie bazyliszka i ruszyła w stronę domu.
- Z Nessie nie było takich problemów- mąż Belli obserwował wnuczkę spod zmarszczonych brwi- chyba za bardzo jej pobłażam …
- Wrzuć na luz, bracie- Emmet trącił Cullena w ramię- daj się młodej wyszaleć, bo miną jej najlepsze lata …
- Sprostowanie: jej lata nastoletniej młodości nigdy nie miną- odrzekł z powagą Edward- jedynie może dorosnąć w swej wewnętrznej idylli bycia nieśmiertelną … zależy, jak wykorzysta przeznaczone jej możliwości …
- A ty jak zwykle chcesz być nadopiekuńczy- Emmet spojrzał pobłażliwie na brata- z Nessie ci to nie wyszło … Posłuchała własnego, wewnętrznego głosu w tej sprawie z Jacobem Blackiem … Twoje wszelkie argumentacje czy to prośbą, groźbą czy radą nie trafiały pod jakiekolwiek rozpatrzenie ….
- Gdybym zrobił więcej, być może nie udałaby się do Volterry- Edward zacisnął pięść, aż dłoń zaczęła mu niebezpiecznie drgać, a palce, które wbijały się w twarde i blade ciało, zaczęły rozrywać swą siłą go od najmniejszego punkcika w ciele …
- Kochanie !- na ten głos Cullen przerwał destrukcję swojego wnętrza i zacisnąwszy wszelkie nerwy na twarzy, powoli wypuścił powietrze.
- Nie zadręczaj się, bracie- Emmet spojrzał na niego ze współczuciem- idealnie sprawdziłeś się w roli ojca … Nessie jak to Nessie, odziedziczyła po tobie i Bells taki sam upór …
- Co ty możesz wiedzieć- Edward podszedł do najbliższego drzewa i uderzył w nie całą siłą dłoni, by zwalić je do najbliższego rowu.
- Użalanie na nic się zda- mąż Rose podszedł do brata i swymi silnymi rękami przytrzymał do za ramiona. Edward spuścił głowę, by po chwili ją podnieść, zaś w jego złotych oczach biło zdecydowanie.
- Być może nie przywrócę swojej córce życia … -odrzekł powoli- ale będę starał się na każdym kroku chronić jej dziecko … Issunię … Ta mała nigdy nie zazna cierpienia … A ten, kto uraży jej niewinność i cześć, będzie miał ze mną do czynienia …
- A potem będzie w kolejce do mnie- Emmet klepnął brata w ramię- Edwardzie, Bella właśnie tu idzie …
Przystojny Apollo odwrócił się i ujrzał swoją piękną żonę, która szła w kierunku męża i szwagra szybko i ze zmarszczonym czołem.
- Witaj, najdroższa- Edward spojrzał czule na matkę Renesmee, która oparła dłoń na biodrze.
Wzrok Isabelli skierował się na wyrwane drzewo, którego gałęzie smętnie okalały rów.
- Edwardzie, co to ma znaczyć?- spytała ostro pani Cullen- czemu …
- Ach, improwizacja siły- wtrącił szybko Emmet- wiesz, Bells, przechwalałem się swoją siłą, a Edward, żeby pokazać, że nie urągłem jego męstwa z mocą, która uwolniła wszelkie mechanizmy udowodnił mi, że … się mylę !
- Nikt wam nie broni demonstracji waszych zakładów- babcia Issy obrzuciła spojrzeniem to męża, to szwagra- ale nie chciałabym, aby moje biedne, wypielęgnowane poletko na tym ucierpiało, a nawet jedna mała przerwa, która teraz widnieje w miejscu tego nieszczęsnego, wyrwanego drzewa …
- Bells, mogłabyś nająć swojego męża, by sprawdził się jako znawca drzew- Emmet łypnął łobuzersko na brata, który podszedł do babci swojej ukochanej wnuczki i ucałował ją w policzek- kolejna jego egzystencja na następne sto lat tyczy się jak przekonać siebie samego, że te „Zielone Płuca” są niezwykle komfortowe dla zdrowia śmiertelników- odrzucają fałszywe i wyidealizowane obawy… Edward doprawdy mógłby nieco spocząć, gdyż każdą sekundę poświęca swoim wypocinom, która teoria poznawcza będzie lepsza nad wytłumaczeniem Issie dość pokrętnych równań matematycznych … Mała ma swoje najlepsze lata- tu udał, że chrząka porozumiewawczo- ale więcej czasu powinna spędzać na świeżym powietrzu … wśród koleżanek … może nawet z jakimś …
- Wydaje mi się, że tu ktoś nieco przeciwstawia się swoim przekonaniom na tym tle- odparł sarkastycznie dziadek dziewczyny- Marissa ma lekkie podejście do życia, a nauka wyzwala w nas przedsięwzięcie pewnego rachunku sumienia względem własnych priorytetów i umieszczenia ich na określonej puli, która jasno pokaże, na co nas stać, a co możemy osiągnąć, poprzez nabywanie pewnych zdolności … W dodatku takie coś pozwoli nam zorientować, jaką obrać decyzję lub możliwość, mając do wyboru trudne i najprostsze wyjścia … A poza tym nic nie daje tak pozytywnego odbioru dla siebie samego jak szkoła … Zwłaszcza, że liceum to najtrudniejszy okres dla nastolatki … W tym wieku hormony są o wiele bardziej zuchwałe …
- Kochanie, uważam, że przesadzasz- Bella pogłaskała męża po ramieniu- wykształcenie ułatwia podjęcie lepszej pracy, ale Issunia to niezwykle rozsądna i ambitna dziewczynka … przecież nie ma takich złych ocen … W sumie może wytrąciła cię lekko ta ostatnia sprawa z Mike’m …
- To mało powiedziane !- Edward warknął- myślałem, że najem się wstydu za smarkulę ! Newton co prawda zawsze działał mi na nerwy, ale tubka szybko schnącego kleju na jego krześle i to jeszcze w szczycie spotkań z uczniami nie podziałała pozytywnie na jego autorytet …
- Ale to Mike !- Bella roześmiała się serdecznie- w dodatku Marissa przyznała się przy wszystkich, że to była jej sprawka i przeprosiła go …
- Myślała, że umknie jej sprawdzian- Edward zacisnął pięści- Newton jako jej profesor od fizyki podniósł poziom na bardziej rozszerzony, a to tylko dzięki fanaberiom naszej wnuczki ! W sumie chyba może coś pojęła, skoro dopływ kieszonkowego ma odcięty jeszcze przez dwa miesiące …
- ja tam uważam, że dobrze zrobiła z tym dupkiem- Emmet wyszczerzył zęby- na twoim weselu Bells z takim zaangażowaniem podjadał tort, że wyzbył się całkowicie uprzedzeń co do wad rzeczy słodkich …
- Owszem, ale spowodowało to u niego znaczny wzrost wagi- Isabella zrobiła zatroskaną minę- teraz bym go w ogóle nie poznała … ta tusza całkowicie zatraciła jego męskie alter ego …
- Sam sobie winien- odburknął Edward, u którego dyskusja o Newtonie wywoływała istne rozdrażnienie. Będący uosobieniem Apolla w wydaniu wampira pocałował w głowę swoją żonę i objął ją w talii. Zaiste, że zarówno jego żona jak i córka z wnuczką miały nienaganną figurę po Isabelli. Marissa była jednak zdecydowanie wyższa od swojej babci, jednak tak jak ona lubiła „styl prosty, ale klasyczny”, wyzwalając zasadę, że ku większej sposobności powinno się patrzeć na to, co człowiek może zrealizować i czym się odznacza, niżeli wypalać mu wizytówkę na podstawie wyglądu. Dziewczyna podkreślała swoją urodę znacząc policzki różem, rzęsy bez kunsztu maskary wyglądały jak po jej użyciu, gdyż naturalne były wyjątkowo długie i jakby podkręcone zalotką.
Emmet klepnął się po brzuchu i odrzekł:
- No, muszę zburzyć trochę spokoju miśkom … Kanada będzie idealnym zaściankiem na moje manewry …
- Trzymaj się- Bella podeszła do szwagra i ucałowała go w policzek.
Emmet klepnął Edwarda w ramię i po chwili już go nie było.
- Issunia rozmawiała z Billy’m?- spytała Isabella, wchodząc do domu, bezpośrednio do salonu.
Mąż spojrzał na nią czule i dotknął jej policzka.
- Jest tak troskliwa jak ty- powiedział i przechylił na bok głowę, kontrolując pocałunek. Gdy cofnął głowę, odparł:
- Jednakże Billy Black nie chce się poddać woli ani naszej wnuczki ani nikogo z rodziny …
- Bo jest strasznie uparty w pewnych kwestiach, jak ty, dziadku- do salonu zajrzała Marissa, chrupiąc jabłko trzymane w lewej dłoni. Stanęła naprzeciwko rodziców swojej matki, a jej gęste włosy opadły jej na czoło. Zęby, idealnie równe i śnieżnobiałe, rzadko kiedy nosiły znamiona krwawych łowów.
- Czy nie wiesz, że to nieładnie podsłuchiwać?- Edward zmarszczył czoło- w dodatku nie powinnaś się wtrącać w sprawy dorosłych …
- Zaś logiczną analizą jest chyba to, że ja już jestem dorosłą- Marissa przewróciła oczami- prawda, babciu?
- Edwardzie, myślę, że czasami nasza maleńka ma więcej racji- Isabella dotknęła ramienia męża- nie jest już małą dziewczynką, a raczej młodą kobietą …
- Zawiązałyście chyba spisek przeciwko mnie !- Cullen uśmiechnął się czule do swoich pań. Wyciągnął rękę do wnuczki, która szybko podbiegła i przytuliła się do niego. Edward objął ją troskliwie i ucałował w głowę.
- W każdym razie dziadek Billy powinien posłuchać mnie- brwi Marissy złączyły się w jedną, groźną linię, gdy oderwała się od Edwarda- inaczej będę taka nachalna, że zmieni zdanie …
- Kochanie- Bella dotknęła dłoni dziewczyny- każdy chciałby dla Billy’ego tego samego co ty, ale pozytywne rozpatrzenie sprawy zależy od niego samego-tu westchnęła- ale on ma dumę Indianina, który chce być samowystarczalnym ogniwem, choć nie zdaje sobie sprawy z tego, że mógłby dużo więcej osiągnąć, gdyby dałby sobie szansę za zrehabilitowanie tylu lat przykutych do wózka na tle marzeń, które zapewne dusił w sobie od lat i które były nieosiągalne ze względu na jego inwalidztwo …
- A może ty, dziadku, poznałbyś jedno z pragnień Billy’ego?- Marissa spojrzała przelotnie na Edwarda- wtedy łatwiej mi będzie go przekonać …
- To nie jest wyjście- ojciec Renesmee spojrzał na wnuczkę, ściągając czoło- taka wiedza na temat osoby starszej od ciebie to rozdzieranie jego intymności, jedynej, jaka mu została, żeby przez chwilę pobyć w samotności nad własnymi marzeniami, a nie być ciągle uzależnionym od życia jego krewnych … Możesz mu pomóc w inny sposób …
- Jasne- prychnęła Marissa- a ty nie masz żadnych wyrzutów, bezlitośnie wtrącając się w moje myśli, pozbawiając mnie prywatności … gdyby tylko była taka możliwość, uziemiłbyś mnie na wieki w jakiejś twierdzy z fosą !
- Twoja interpretacja moich zamiarów na twoje przyszłe życie jest bez żadnego godnego uzasadnienia- odparł ostro Edward- zaś czasami sobie pozwalasz za wiele … póki mieszkasz w moim domu, będziesz się stosować do moich poleceń !
- Równie dobrze mogę zamieszkać z Esme i Carlisle’m !- Marissa zmarszczyła brwi- twoje metody wychowawcze są strasznie radykalne ! Wujek Seth daje tyle luzu Libby i Ever …
- Czego ja na pewno nie uwzględnię- zagrzmiał Edward- i nie zamierzam na ten temat z tobą dyskutować …
- No pewnie, bo ty zawsze masz rację !- córka Renesmee spojrzała na swojego opiekuna pełna goryczy- nie zawsze jednak podejmujesz właściwe decyzje, zwłaszcza takie, gdy skazujesz kogoś na świadome narażanie życia !
Zapadła śmiertelna cisza. Isabella spojrzała na wnuczkę, która zacisnęła usta, a jej czekoladowe brwi powoli uwalniały napięcie. Trafiła w czuły punkt Edwarda, z czego zapewne zdała sobie sprawę.
Cullen zacisnął pięść, a jego twarz przez chwilę nic nie wyrażała. Potem spojrzał na dziewczynę, a w jego oczach płonęła stanowczość.
- Podjęłaś się sprawy, która w zupełności ciebie nie dotyczy- odrzekł, a jego głos brzmiał zdecydowanie- nalegam, abyś udała się do swojego pokoju i przemyślała swoje zachowanie ! Inaczej twój szlaban w istocie będzie trwał wieki !
- Edwardzie- Bella spojrzała na męża, lecz ten odparł spokojnie:
- Kochanie, niech nasza wnuczka nie myśli, że wszystko będzie jej pobłażane … A na ten wypad do Libby- tu uchwycił spojrzenie córki Renesmee- nie będzie miała naszej zgody …
- Nie możesz mi tego zrobić !- Marissa poczuła, jak jej jedyna radość z rutyny weekendowej nauki uchodzi gdzieś w nicość- ona …
- To będzie kara za twoje zachowanie- Edward obszedł pół salonu- moja decyzja jest nieodwołalna i nic nie wpłynie na jej zmianę … Liczę, iż wyciągniesz wnioski ze swojego zachowania do starszych …
- Moim zdaniem troszeczkę jest za surowa ta kara, najdroższy- Isabella zmarszczyła brwi- Issunia zawsze w piątki nocuje u swoich przyjaciółek …
- O ile Libby nie wpadła na spożywanie alkoholu bez wiedzy dorosłych- Edward zabębnił palcami o brzeg fotela- a ja nie pozwolę, by Marissa zrobiła coś, czego mogłaby później żałować … Jeszcze będzie miała czas na przyjęcia dostosowane do jej wieku … Uważam, że lepiej poinformować Setha i Chloe o zamiarach ich córki …
- Dziadku, jesteś okropny !- córka Renesmee zaniosła się szlochem, po czym wbiegła po schodach na górę.
Isabella zrobiła zatroskaną minę, lecz jej mąż podszedł do niej i szepnął:
- Wiem, że chcesz jej dać wszystko, co najlepsze … Mój zamiar w realizacji tego powstał już w momencie, gdy nasza córka nosiła w sobie Issunię … Po śmierci Nessie ty Marissa jesteście głównym powodem mojej jakże czasem przytłaczającej egzystencji …
- Uważam jednak, że czasem jesteś dla niej zbyt surowy- Isabella spojrzała na Edwarda- ona jest tylko dzieckiem … A w rzeczywistości młodą dziewczyną, która poszukuje własnej odrębności …
- Nie zamierzam jej w tym uchybiać- odparł z mocą Cullen- ale musi znać panujące tu zasady … Wiedzieć, że pewnym sferom życia należy się ściśle podporządkować …
Tymczasem Marissa siedziała na swoim łóżku i obejmowała ramionami kolana. Przytulona policzkiem do sztywnego materiału dżinsów, roniła łzy, które doktryna wampirów i wilkołaków, a w szczególności tych pierwszych. Marissa uniosła głowę, po czym rozejrzała się wzrokiem po pokoju. Zmieniła położenie ramion, pomanipulowała ruchami i nagle poczuła, że palce jej ręki natrafiły na gładki i lekko chłodny przedmiot. Córka Renesmee schyliła wzrok i dostrzegła swoją komórkę, o której myślała, że zostawiła ją na dole, w salonie dziadków.
Issa wzięła do ręki telefon i jej wzrok padł na wyświetlacz. Dziewczyna zmarszczyła brwi i dostrzegła, że ma dwa nieodebrane połączenia od Ever Clearwater.
Issa odblokowała komórkę i przez chwilę zastanowiła się. Nie chcąc przedłużać duchowego wywodu, napisała SMS-a „Już do Was idę … czekajcie na mnie przed Waszym domem”.
Blackówna wstała z łóżka i starała się myśleć o swoim ulubionym wokaliście, Michaele Jacksonie i rozmyślać nad jego fenomenem, wiedząc, że przez to Edward nie zdoła się przebić. Wszakże dorzuci do tej gonitwy parę pierdółek jak zakupy z Alice czy zwykły kompleks na punkcie wiecznie niesfornych włosów, byleby nie wzbudzić podejrzeń niezwykle bystrego wampira …
Marissa chwyciła swoją torbę na ramię, po czym otworzyła okno, wspięła się na parapet i stanęła na nim. Dziewczyna spojrzała w dół. Chłodny wiatr musnął jej ciepłe policzki i podrzucił do góry kosmyki. Issa wzięła głęboki oddech, po czym z niezwykłą lekkością skoczyła na ziemię. Zroszona wilgocią trawa wchłonęła świeżość trampek dziewczyny, gdy ta puściła się biegiem w stronę domu przyjaciółek. Jeśli chodzi o nadzwyczajne przemieszczanie się wampirów i podatność na skakanie z dużych wysokości, nie była tu diamentem skazanym na wieczną renowację. Te zdolności także odziedziczyła po matce, a ta po swoich rodzicach, zaś gdyby Marissa uszkodziłaby sobie naskórek, najzwyczajniej w świecie trysnęłaby odrobina krwi.
Dziewczyna w końcu stanęła przed domem Libby i Ever, zaś żwirowa ścieżka do ich domku była wyścielona białymi, wytartymi przez wodę, drobnymi kamyczkami.
Issa wyostrzyła wszystkie zmysły, a gdy uznała, że niebezpieczeństwa nie ma, ruszyła śmiało w stronę chaty. Gdy zbliżyła się do tyłu budynku, kucnęła pod jednym z okien i zapukała trzy razy w parapet. Dziewczyna uniosła wzrok do góry, by usłyszeć lekkie trzeszczenie i po chwili ujrzała spływające kaskadą długie włosy Ever, najbardziej wytwornej z bliźniaczek.
- Spokojnie, ojca nie ma- rzuciła córka Setha- mam nadzieję, że twoja przyboczna straż nie odprowadzała cię aż do naszej chaty …
- Mój dziadek pozwolił mi samej przyjść- skłamała Marissa, a Ever spojrzała na nią z niedowierzaniem- doszedł do wniosku, że przesadza zbytnio i należy mi się trochę swobody …
- Ja zawsze tak uważałam- odparła córka Setha- bo to jest nienormalne, aby być tak nadopiekuńczym … A twój dziadek na starość chyba uważa, że będziesz wiecznie jego małą dzidzią …
- Dzięki, Ev- Marissa przewróciła do góry oczami- ty to naprawdę wiesz, jak „pocieszyć” człowieka … Gdzie twoja siostra?
- Organizuje podstawowe produkty na dzisiejszą noc- Ever uśmiechnęła się do wnuczki Cullenów- poza tym pooglądamy typowe filmy o wampirach …No, co !- dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na oburzoną Marissę- w końcu to taki dowcip, jaki zawsze chciałaś zrobić …
- W teorii tak, ale nie w praktyce !- córka Nessie zmarszczyła brwi- w dodatku widok picia krwi … nie zapominaj, że ja pokrótce jestem wampirzycą …
- A także wilkołakiem- Ever spojrzała na nią znacząco- i człowiekiem rzecz jasna … W każdym razie chyba nie zaczniesz chyba od razu polować na zwierzynę, gdy poleci odrobina sztucznej krwi …
- Ile razy mam ci powtarzać, jak to działa- Issa była zniecierpliwiona- aby stracić nad sobą kontrolę, wampir musi wyczuć zapach krwi, ta woń jest dla niego zbyt silna, by mógł odpuścić …
- Znam to na pamięć- Ever pokazała przyjaciółce język, gdy nagle drzwi od niewielkiego pokoju się otworzyły i ukazała się w nich średniego wzrostu dziewczyna o krótkich, czarnych włosach, symetrycznie wycieniowanych.
- Fajnie, że jesteś, Issa- Elisabeth Clearwater uśmiechnęła się do wnuczki Cullenów. Była niższa niż Ever, drobniejsza, jednak silniejsza emocjonalnie i bardziej otwarta do ludzi, cechowało ją olbrzymie poczucie humoru. Liz, zwana Libby i preferująca te formę zdrobnienia jej imienia, ubierała się na luzie, sportowo, jednakże z wrodzoną klasą i estetyką od środkowego trendu. Marissie przywodziła na myśl jej ciotkę Alice Cullen.
- Nasza psiapsiółka nie wierzy nam, że nastawiłyśmy się na prawdziwy horror- Ever puściła oczko do wnuczki Edwarda i Isabelii, a dziewczyna przewróciła do góry oczami- i to z wampami …
- Prawdziwe piekło to ja będę miała w domu- burknęła Marissa- dziadek Edward nieźle mnie uziemi …
- Czasem trzeba się wyluzować- Libby zaśmiała się perliście- Ever, upewniłaś się do planów naszych rodziców?
- Pewnie- druga z bliźniaczek poprawiła swoje długie włosy, które ściśnięte w kucyka i równo przejechane prostownicą wydawały się niezwykle lekkie i cienkie- pojechali do rodziców mamy i wrócą dopiero jutro po południu … Babcia zaś za godzinę bierze lek przeciwko migrenie i usiłuje oszukać swój rozsądek i idzie spać.
- Wyśmienicie!- Libby poprawiła swoją koszulę w kratę, która rozpięta na białym, zwykłym podkoszulku w łódeczkę, mimo iż przylegał do ciała, to biust dziewczyny był niemalże niewidoczny. Do tego zestawu założyła czarne legginsy, a na nogach ukochane trampki- skoro wszystko się ładnie zestawia, nie pozostaje nam nic innego, jak zaczynać !
- Ale za godzinę będzie w pełni ciemno- Issa podniosła do góry jedną brew- czy nie lepiej zaczekać, aż …
- Nocna aura sprzyja lepiej czemu innemu- Ever zrobiła tajemniczą minę- zwłaszcza, że dziś księżyc będzie wysoko na niebie …
- Co to znaczy?- panna Black zmarszczyła czoło- chyba nie zamierzasz o tej porze rozpocząć życie na gigancie w stwierdzeniu, że nad ranem będzie to odsypiać …
- Jasne, że nie- żachnęła się Libby- chcemy się odnieść do pewnej starej legendy … A raczej do jej przeobrażenia się …
- Zamierzacie wywołać duchy?- Marissa była wstrząśnięta- to jakieś paranoidalne …
- W tym rzecz !- Ever o mało co nie zaczęła piszczeć- zresztą dziś są urodziny Wielkiego Wodza z naszego plemienia, który pod postacią białego wilka opuścił je na zawsze, już nigdy się nie pojawiając …
- I ty się dziwisz- Libby popatrzyła z niedowierzaniem na przyjaciółkę- skoro to rzecz najzupełniej normalna, w odniesieniu do tego, jakie my skrywamy tajemnice …
- Akurat to, że połowa mojej rodziny ma inny gatunek to raczej ode mnie nie zależało- odrzekła Issa- jednakże ten seans spirytystyczny …
- Jakiż znowu seans !- Ever była oburzona- tu chodzi o nastawienie posążku wilka pod takim kątem, by blask księżyca nawiedził jego głowę …I wypowiedzenie formułki, by w zorzy pojawił się duch Wielkiego Wodza …
- To zupełnie co innego- Marissa uspokoiła się- jednakże to rzeczywiście ciekawe …
- I niedozwolone – Libby wyszczerzyła zęby- starszyzna wystrzega się praktykowania tego zwyczaju …
- Dziadek Billy nic mi nie mówił o takim zjawisku- Marissa poczuła wściekłość- myślałam, że chociaż on jest po mojej stronie ! Jest jeszcze bardziej niepoważny pod względem nadopiekuńczości niż Edward ! Pewnie myśli, że sama wiedza o tym mnie wystraszy ! Przecież to żałośnie śmieszne !
- Pewnie przypuszcza- Ever spoważniała- że to ci przypomni …no wiesz … twoją mamę …
-Ciekawe, w jakiej postaci !- żachnęła się Marissa, po czym schowała ręce w obie kieszenie swojego pullovera- moją mamę zabili Volturi, a dokładniej Aro …
- Myślę, że Billy obawia się, iż widmo Wielkiego Wodza przywoła najgorsze i najbardziej dręczące każdego z nas koszmary- oświadczyła Libby- w tym te najgłębsze … takie, których nie byliśmy bezpośrednimi świadkami … dlatego nasi rodzice karmią nas samymi bajeczkami apropo plemienia, ukazują same pozytywy blasku i chwały, a te traumatyczne wydarzenia opierają tylko na kwestii, został ranny i zginął mężnie …
- A jego żona i synowie oraz córki żyli odtąd szczęśliwie, jednakże zawsze czujni- dokończyła śpiewająco Ever- normalnie jak w telenoweli …
- Miarkuj się, kobieto !- Libby zmarszczyła groźnie brwi- to historia naszego plemienia, nie jakiś luźny scenariusz na jakąś mierną historyjkę … Zawarte tu są ciekawe aspekty, które zawsze można na swój sposób rozwinąć …
- I wykorzystać wedle własnego uznania- odrzekła Marissa, robiąc kilka kroków do przodu. Pomieszczenie, w którym się znajdowały, było zwykłą przybudówką, jednakże w tym miejscu mogły swobodnie porozmawiać. Nieduża chatka Clearwaterów obejmowała ściśnięte ze sobą trzy pokoje, które ograniczała jedynie dość okazała kuchnia, mikroskopijna łazienka no i właśnie ten asortyment na rzeczy zbędne.
- Jednakże- Libby spojrzała poważnie na siostrę i wnuczkę Cullenów- nie wolno zapominać, że i sam Wódz zniknął po tragicznym finale w jego życiu- stracił swojego ostatniego żyjącego syna … Było to powyżej jego sił i wolał skończyć ze sobą, by jego bliscy nie widzieli jego słabości … myślał, że rozstając się z nimi wtedy, gdy widzieli go żywego i to w symbolu duchowym plemienia- wilka, łatwiej im będzie żyć z myślą, że wiecznie przy nich trwa …
- Czysty egoizm- Ever obserwowała swoje trampki, byleby tylko odgrodzić od nich stertę kurzu, który spowijał podłogę i udając, że nie słyszy chrząknięcia Elisabeth.
- I starszyzna podejrzewa, że wraz z ukazaniem się widma przywódcy ukaże się jednocześnie najgorsze wspomnienie osoby, która widzi jego postać- odrzekła cicho Libby- z dokładnością co do detali … i dlatego nic nam nie powiedzieli o tej legendzie, gdyż nie chcieli nas chronić … Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło …
- Co macie na myśli?- Marissa podniosła do góry jedną brew- że jednak ich założenie co do realności tego zjawiska jest błędne?
- Bingo !- Ever zacmokała- nigdy się nie przekonali, gdyż tego nie sprawdzili … Woleli nie ryzykować, gdyż nie chcieli tu scen dantejskich ze strony ludzi, którzy nagle pomyśleliby, że nadeszła apokalipsa … Poza tym mogłaby się wydać nasza tożsamość …
- A ja i Ev dotarłyśmy do prawdziwych przesłań co do tego zjawiska- oczy Libby błyszczały- ojciec Huntera, Sam, a wcześniej jego dziadek posiadali informacje o wywołaniu widma Wielkiego Wodza … Ever udało się przekonać Huntera, by nam je pokazał …
- Czyli kobieca perfekcja- druga z sióstr zaśmiała się- wydaje się zdawać wpojony we mnie, ale na mnie to nie działa … I okazało się, że stare wierzenia między innymi babci i między innymi twojego dziadka, Issa, są pozbawione wszelkiej logiki ! Gdy Wielki Wódz się ukaże, jedynie można dostać gęsiej skórki i poczuć silne, gorące powietrze !
- I chcecie to zrobić?- Marissa była coraz bardziej ciekawa, po czym spojrzała w okno. Było już prawie ciemno, a na domiar złego można było wyczuć wilgoć.
- Lepiej się za to zabierzmy- Ever była podekscytowana- Libby, masz już wszystko?
-Pod moim łóżkiem- Elisabeth skinęła głową, po czym spojrzała na Issę i siostrę- poczekajcie na podwórku, wrócę tylko do pokoju mojego i Ev i zobaczę, co u babci …
Po tych słowach pchnęła drzwi i ruszyła wzdłuż hollu. Ever dała znak Issie i pierwsza wspięła się na parapet. Potem zeskoczyła z niego na murawę i poczekała na przyjaciółkę. Marissa zrobiła to dość szybko i już w niecałą sekundę była przy najurodziwszej z bliźniaczek.
Wnuczka Cullenów spojrzała na nocne niebo, a lekki wietrzyk podrzucił jej kosmyki. Nagle usłyszała trzask łamanej gałązki i odwróciła się gwałtownie. Westchnęła z ulgą, gdy okazało się, że to Ever.
- Udamy się na wzniesienie klifu- odparła dziewczyna- tam wszystko się uda … Libby postanowiła też wziąć kamerę video…
- Chcecie to uwiecznić na taśmie?- Marissa zmarszczyła czoło- czy to nie będzie trochę nierozsądne? Myślę, że nie należy tego rozgłaszać … Mój dziadek w końcu siedzi na czele starszyzny i ona przyjęła już określoną strukturę … po co to wszystko burzyć ! To odkrycie spowoduje wiele nieporozumień, a Paul na pewno ostro ukarze Huntera …
- Przecież nikomu nie powiemy, skąd mamy pewność w wiarygodność powodzenia tego eksperymentu- powiedziała z mocą Ever- podważymy tylko błędną od wieków teorię !
Marissa już otwierała usta, by przywołać ją o rozsądek, gdy obie podskoczyły wywołane nagłym trzaśnięciem. Wnuczka Cullenów odwróciła się, a chłodne nocne powietrze spoczęło na jej policzkach, których skóra nie straciła swojego ciepła z fazą tak niskiego ciśnienia. Marissa przez chwilę pomyślała z sarkazmem, że pochodzenie od trzech różnych gatunków ma swoje dobre strony. Nawet najgorsze ochłodzenie nie wywołałoby u niej wyziębienia, gdyż odziedziczyła po swojej matce i dziadkach niefizyczną odporność na wszelkie ciśnienia atmosferyczne. Dziewczyna porzuciła dalszą interpretację tego i spojrzała Libby, która dźwigała na swoim ramieniu dużą torbę. Na swoją ulubioną koszulę w kratę narzuciła ciepłą kurtkę, a na głowie miała dżokejkę.
- Gotowe- odparła, po czym zatarła ręce z podniecenia- możemy ruszać !
- Zabrałaś jakąś wyżerkę?- Ever spojrzała na siostrę, a ta skinęła głową.
-A także najważniejszą rzecz- Libby ręką poklepała wystającą rozmiarem kamerę, zlokalizowaną pod futerałem- to będzie rewolucja odkrywcza plemienia Quiletów …
- Obyś miała rację- Marissa spojrzała na Indiankę znacząco, a ta odparła rozdrażniona:
- Przestań się bawić w straż moralności, nie tylko my na tym skorzystamy !
Ever klasnęła w dłonie i dała znak, by jej towarzyszki ruszyły za nią.
- Przed nami trochę wspinaczki- odrzekła- nie zapominajcie, że droga biegnie lekko w górę …
Libby przewróciła do góry oczami, a Issa po raz ostatni rzuciła okiem na chatę Clearwetów. Zmarszczyła lekko brwi, gdyż tchnął ją lekki niepokój. Potem jednak, poganiana przez Elisabeth, ruszyła za przyjaciółkami.
***
Główny klif w Forks górował na skalistym wzniesieniu, które rzucało swoje efekty do wzburzonego morza, dziś szczególnie wyrażającego swoje możliwości. Wiał wiatr, a fale co jakiś czas chłostały ten twór. Po dość długiej drodze przez las, trójka dziewcząt dotarła na miejsce. Szczyt klifu idealnie uosabiał zamiary bliźniaczek- tutaj było najjaśniej poprzez poświatę Księżyca, który stąd wydawał się oddalony niedużo od Ziemi niżeli w realiach.
Libby położyła torbę i wyjęła z niej kamerę i figurkę wilka. Wiatr gnał jej włosy, lecz dziewczyny nie zniechęcał ten fakt. Spojrzała na siostrę, a ta skinęła głową i wzięła od Libby mały posążek wilka.
Marissa stała nieco dalej od przyjaciółek, a Elisabeth już nastawiała odpowiedni obraz.
-Ev, jesteś gotowa?- Libby najechała widokiem na siostrę, a ta patrzyła na księżyc, czekając na odpowiedni moment. W końcu po kilku sekundach odwróciła się do Elisabeth i pokazała jej kciuka, by zaczynała.
Libby wyostrzyła obraz, który ukazywał jej bliźniaczkę, targaną z każdej strony przez wiatr, gdy kucała tylko trochę dalej od brzegu klifu i nastawiała trzymanego przez siebie wilka, aby poświata skupiła się na jego pysku. Po krótkiej manipulacji figurką udało jej się uchwycić blask księżyca, jednak szybko on znikł. Niepocieszona Ever postanowiła wspiąć się nieco wyżej, co było bardzo nierozsądne. Sama Libby opuściła kamerę i zawołała:
- Ev, co ty robisz ! Do licha z tym wszystkim, to jednak ściema, wracaj, ale już !
- Źle namierzyłam figurkę !- najurodziwsza z bliźniaczek odwróciła się na chwilę, a jej włosy strzelały


Jak z bicza na wietrze. Jednocześnie trzymała się nielicznych wgłębień na klifie, gdyż była już na samym brzegu.
Marissa pokręciła głową i biegiem ruszyła na skarpę, wściekła, że jej przyjaciółka jest tak niepoważna i nie zdaje sobie wagi z niebezpieczeństwa.
W tym momencie podmuch wiatru był tak silny, że uderzył onw Libby, która krzyknęła i wypuściła z rak kamerę, która z trzaskiem upadła na ziemię. Sama dziewczyna także została powalona na nią. Marissa odwróciła się gwałtownie, widząc upadek Libby i narastającą siłę żywiołu. Była już niedaleko Ever, która także słyszała krzyk siostry i próbowała wypatrzeć Liz tam, gdzie ostatnio stała.
- Nie ruszaj się !- córka Renesmee na kolanach powoli docierała do przyjaciółki- Libby nic nie jest, zaraz do niej zejdziemy …
- Marissa!- Ever chciała odwrócić do wnuczki Cullenów, gdy wiatr ponownie uderzył i dziewczyna straciła równowagę. Ever krzyknęła, a figurka wilka została strącona przez jej łokieć. Posążek zleciał w czeluść odmętów, które szybko go pochłonęły. Sama Clearwoterówna chcąc wyszukać jakiegoś punktu zaczepu, wsunęła stopę na najbliższe wgłębienie, które osunęło i Ever z wrzaskiem zjechała w dół i było już tylko rękami na wzniesieniu.
- Ev !- krzyk Marissy mieszał z histerią Libby, która znajdowała się kilka metrów dalej.
Córka Renesmee zacisnęła zęby i posunęła się niebezpiecznie do dołu wysypu, gdzie znajdowała się Ever. Issa wyciągnęła przed siebie dłoń, zawołała do siostry Liz:
- Chwyć mnie za rękę ! Spróbuj się podciągnąć !
Ever siłą woli, spróbowała się wdrapać i za drugim razem udało jej się dostać łokciami. Wyciągnęła rękę do Marissy, a wnuczka Cullenów zniżyła się jeszcze bardziej i złapała dziewczynę za dłoń, mocno zaciskając na niej palce.
- Udało się !- Issa nie tracąc zimnej krwi zaparła się wolną dłonią o rosnący korzeń i spróbowała podciągnąć Ever. Przyjaciółka już prawie była na brzegu wzniesienia, gdy jego fragment oderwał się i dziewczyna z krzykiem zsunęła się, a wraz z nią córka Renesmee. Wnuczka Cullenów zacisnęła powieki, spodziewając się rażącej siły upadku o twardą taflę morza, gdy poczuła twarde kleszcze na swoich nogach i szybkie tempo wyciągnięcia na bezpieczną odległość od klifu.
- Ever !- ten histeryczny krzyk należał do Chloe Clearwater, matki bliźniaczek, która szybko chwyciła w objęcia córkę. Marissa także poczuła na swoich ramionach czyjeś chłodne dłonie. Dziewczyna odwróciła się i ujrzała Bellę, która wyszeptała z ulgą:
- Boże, Issuniu, nic ci nie jest …
- Ever !- Seth przypadł do żony i uratowanej córki- dzięki Bogu, zdążyliśmy w samą porę ! Gdyby nie szybka interwencja Edwarda …
Marissa na dźwięk imienia swojego dziadka, poczuła, że robi jej się sucho w gardle. Nie chciała podnieść oczu i spojrzeć do góry, czuła jego wzrok na sobie.
- Nie ma sprawy, najważniejsze, że im nic się nie stało- w głosie Edwarda czuć było napięcie- w każdym razie czeka nas rzetelne uświadomienie im, że to, co zrobiły, było zupełnym brakiem wyobraźni i rozsądku, o jaki nawet nie podejrzewałem swoją wnuczkę … Czeka ją solidna kara za to …
Marissa wtuliła się mocniej w Isabellę. Nie bała się nawet dyscypliny. Bardziej byłą zła na to, że postąpiła tak głupio i że nadużyła zaufanie swoich dziadków …
***
Przez całą drogę powrotu Marissa kurczowo szła po stronie Isabelli. Edward szedł przodem, a mięśnie na jego pięknych barkach były napięte. Przypominał rozgniewanego Apolla, w którego złotych oczach biła niezwykłą stanowczość.
W końcu Cullenowie wraz z wnuczką dotarli do swojego domu. Edward zatrzymał się i przepuścił przodem żonę i jedyną pociechę swojej zmarłej córki.
Marissa przestąpiła próg, gdy zatrzymała się zszokowana. W domu dziadków była Alice, Esme i Carlisle !
- Issunia !- teściowa Isabelli porwała w ramiona prawnuczkę- dziecko, tak się baliśmy, Alice już przewidywała najgorsze …
- Ale przecież nic się nie stało- wypaliła Marissa i od razu pożałowała tych słów. Edward trzasnął drzwiami, aż podskoczyła.
- Uważasz, że to normalne uciekać z domu mimo mojego wyraźnego zakazu i narażać siebie i innych na niebezpieczeństwo?- spytał ostro, a jego głos brzmiał groźnie- gdybym nie zareagował błyskawicznie, doszłoby do tragedii ! Masz pojęcie, jak bardzo mnie zawiodła twoja postawa? I twoje nieposłuszeństwo będzie srodze ukarane !
- Edwardzie, nie przeczę, że to było skrajnie nieodpowiedzialne ze strony Marissy- Esme schowała dziewczynę za siebie- jednak chciała uratować Ever Cleawather … Zachowała zimną krew i ryzykowała swoje bezpieczeństwo, by uratować przyjaciółkę …
- Co nie zmienia faktu, iż wykazała nieposłuszeństwo, którego nie zamierzam więcej tolerować- odparł zimno ojciec Renesmee, robiąc krok w stronę swojej matki i wnuczki- pora na konsekwencje, których nigdy nie odczuła …
Alice zerwała się i stanęła murem koło Esme, chcąc nie dopuścić brata do nastolatki.
- O nie, nie pozwolę ci na to ! Każdy z nas kiedyś popełnił wiele błędów, ale kary fizycznie nigdy się nie sprawdzają … Rodzice powinni z dziećmi rozmawiać o ich postępkach, mówić o odczuciach …
Marissa wzdrygnęła się. Jej ukochany dziadek, którego zawsze wielbiła miałby podnieść na nią rękę?
- Wypuście moją wnuczkę- odezwał się ostro Edward, manipulując czymś przy spodniach- zdania nie zmienię …
Marissa rzuciła błagalne spojrzenie na Carlisle’a i Bellę, która automatycznie znalazła się przed Esme i Alice.
- Edwardzie- matka Renesmee zmarszczyła groźnie brwi, biorąc się pod boki- nie pozwolę, byś zbił Issunię ! Nie takie metody wychowawcze stosowaliśmy wobec naszej córki i później wnuczki !
- Solidne lanie nikomu nie wyszło na złe- zagrzmiał Cullen, uderzając paskiem o wnętrze drugiej dłoni- nie mogę więcej dopuścić do podobnych wybryków Marissy ! Wagary to jedno a głupie fantazje małolaty, które wiążą się z narażeniem życia jej i przyjaciół- zmarszczka na jego czole bardziej się pogłębiła- da się wyperswadować i raz na zawsze wybić z głowy !
- Edwardzie- teraz głos zabrał Carlisle- myślę, że Marissa już wyciągnęła wnioski z tej lekcji …Jest jeszcze bardzo młoda i nie zna jeszcze prawdziwego życia … Nie wierzę jednak, by była w stanie popełnić takie coś drugi raz … prawda, kochanie?- tu spojrzał na córkę Renesmee.
Marissa czuła na sobie wzrok wszystkich. Warga jej zadrżała i powiedziała łamiącym się głosem:
- Tak, nigdy więcej bym nie postąpiła tak głupio ! I przepraszam cię, dziadku …
Edward potarł dłonią czoło i na chwilę zacisnął powieki. Potem rzucił narzędzie kary na sofę i odparł, biorąc głęboki wdech:
- Dobrze, tym razem ci się upiekło. Ale jesteś uziemiona do konca swojego życia … A teraz- tu spojrzał na nią stanowczo- marsz do swojego pokoju ! Myślę, że tam dokładniej wszystko sobie przemyślisz !
Esme przytuliła Issę, która wtuliła się w jej lodowate objęcia. Potem jednak ją puściła i dotknąwszy jej podbródka, skinęła głową. Nastolatka powoli udała się schodami na górę, wciąż wściekła na siebie, że nie powstrzymała Libby i Ever. Jednakże jej stosunek co do tej przygody jak na jej początku pozostał taki sam- nigdy by nie była tak lekkomyślna jak bliźniaczki Clearwaterów …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Honey
Moderator



Dołączył: 13 Gru 2010
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkę piszesz?
Płeć: Wampirzyca

PostWysłany: Pią 13:06, 24 Lut 2012 Temat postu:

Cóż, dawno mnie tu nie było i wiele się u mnie pozmieniało, ale to nie na temat.
Wielka szkoda, że Tiffani zrezygnowała z naszego forum - bardzo mi z tego powodu przykro. Lubiłam ją, i jestem pewna że ty również. Postać Tiff była bardzo ciekawa, i opowieści o niej również, więc cieszę się na wieść o kontynuacji. Jednakże, gdy zobaczyłam ten temat, zdziwiłam się, bo Tiffani od dawna nie ma na naszym forum.
Przyznam się że nie przeczytałam rozdziału powyżej, ale to dlatego, że nie pamiętam poprzednich części, i najzwyczajniej w świecie, zagubiłam się w pierwszych linijkach. Nie miałam pojęcia kim jest 'Issa' lub 'Marissa' - a to przecież jedna i ta sama osoba.
Obiecuję, że jak znajdę czas na powtórzenie sobie historii Tiffani Cullen, to przeczytam też kontynuację, bo twórczość Tiff zasługuję na uwagę.
Uff, ale się rozpisałam... Wiecie, jak się jest chorym dwa razy w ciągu tego samegp tygodnia, w dodatku na co innego niż poprzednio, to nie ma się co robić i ćmi ci na mózg. Właściwie to powinnam potulnie leżeć, ale to za nudne. Ale już miałam kończyć, więc skończę.
Pozdrowienia od zaćmionego mózgu,
Honey ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.thetwilightsagafanfiction.fora.pl Strona Główna ->
FanFiction
/ Kącik pisarza
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin