Autor Wiadomość
Honey
PostWysłany: Śro 12:41, 28 Gru 2011    Temat postu:

Znowu nie betowane, ale mam nadzieję że z moją znajomością języka polskiego nie jest tak źle... Pani nigdy nie poprawia moich tekstów na polskim, więc...
Zapraszam na rozdział 9!

Rozdział 9 : Pan Ciacho
Gdy Emmett dowie się że zwiałam jego kumplowi sprzed nosa, to szczęśliwy raczej nie będzie. Właśnie wracałam pieszo do domu, gdy nagle poczułam dobrze znany mi zapach. Uśmiechnęłam się i stanęłam.
Wizyta nocna u Belli zaliczona?
–Tak. Mówi przez sen. – odparł Edward i błyskawicznie pojawił się obok mnie. – Dlaczego zwiałaś koledze Emmetta?
Ten wielkolud umówił mnie z egoistycznym dupkiem, który zaproponował mi wizytę w hotelu.
–Oh. No w takim razie... Dobrze że zwiałaś.
A co konkretnie mówiła Bella? No wiesz, przez sen.
–Różne rzeczy. O tutejszym klimacie, o matce, o ojcu i... O mnie.
–To chyba dobrze, prawda? Już o tobie śni.
–Nie, to wcale nie jest dobre. Jestem niebezpieczny...
Jak baranek.
–I mógłbym jej coś zrobić...
Od kiedy baranki krzywdzą ludzi? Ty, jako baranek jesteś strasznie wstrzemięźliwy.
–Julie! Przestań się wygłupiać.
Oczywiście słodziutki.
–Julie. – odparł ostrzegawczo, a ja uśmiechnęła się niewinnie i złapałam za rękę.
Bo wiesz, jeśli się nie zdecydujesz, to zostaniemy sami oboje. Na wieczność. A chyba tego nie chcemy?
–Nie chcemy? To chyba moja sprawa czy będę sam czy nie.
Moja też, jesteś moim bratem....
-O! Mam pomysł. Możemy być jak Rosalie i Jasper! – odparła wesoło wampirzym szeptem. – I będziemy nierozłączni. Na wieczność. A wieczność to dużo, prawda? – dodała głośniej.
Edward tylko westchnął i objął ją ramieniem.
–Już. Koniec tematu.
No jak to? Ja jeszcze nie skończyłam!
I ruszyliśmy w stronę domu. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok, odwróciłam głowę ale zobaczyłam tylko jakiś ruch w krzakach. Pewnie jakaś wiewiórka...
* * *
Siedziałam w mojej sypialni i myślałam o wielu rzeczach. O Maksie (tak, wiem... po co o nim myślę? Zwykłe marnowanie czasu na myślenie), o tajemniczym ruchu w krzakach (pewnie wiewiórka, takie zawsze są zaniepokojone gdy nas widzą albo czują...) i o panie Ciachu. Tak, nazwałam mężczyznę pod kawiarnią pan Ciacho. No jakoś przecież trzeba go nazywać, a nie znam jego imienia i pewnie nigdy nie poznam. To wydaje się takie straszne. W każdym razie, gdy o tym pomyślę to mam jakieś dziwne uczucie, tam gdzie powinno bić mi serce. Jakby nagle zaczęło bić i znowu przestało. Ale boleśnie przestało. Nagle, z dołu można było usłyszeć wrzask.
–JULIANNE!
Oho. Emmett chyba dowiedział się o nieszczęsnej ucieczce przez okno.
–JULIANNE! NATYCHMIAST ZEJDŹ NA DÓŁ!
Dobrze, dobrze...
Zeszłam na dół i spokojnie spytałam czy coś się stało.
–Czy coś się stało? – spytał Emmett wytrzeszczając na mnie oczy. – Nic, zupełnie nic...
–To po co się drzesz? Obudzisz wszystkie wiewiórki. A dzisiaj już jedną wystraszyłam.
–Jak uciekałaś z randki z Maksem? – spytał oskarżycielsko.
–Być może... – odparłam niewinnie, ale widząc jego spojrzenie, szybko dodałam – Ale... Emmett! On był okropny. Cały czas mówił tylko o sobie i cały czas gapił się na mój biust, a potem zaprosił do hotelu. Do HOTELU, Emmett. Musiałam, to było jedyne wyjście.
Nagle obok pojawiła się Alice, a jej mina ucinała rozmowę. Zostawiłyśmy Emmetta pod schodami, a same poszłyśmy do salonu.
–Nie martw się, dobrze zrobiłaś... A teraz opowiadaj! – powiedziała i zaciągnęła mnie na sofę.
–Chyba opisałam dzisiejszy wieczór i Maksa? – rzuciłam, gdy usiadłyśmy.
–Nie mówię o nim! Mówię o facecie z telefonem.
Zamurowało mnie.
–A skąd ty o nim wiesz? – zdziwiłam się.
Ej... Zaraz...
–WIDZIAŁAŚ GO W JAKIEJŚ WIZJI? GADAJ, ALICE!
Reneesme1
PostWysłany: Sob 22:31, 17 Gru 2011    Temat postu:

Fajnie, że zamierzasz dokończyć to opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ciekawa jestem reakcji Emmetta na wieść, że Julie uciekła z randki Smile
Honey
PostWysłany: Sob 20:15, 17 Gru 2011    Temat postu:

Nie betowane, bo nie chciałam obciążać Ness.
Miłego czytania Smile

Rozdział 8 : Randka w ciemno?

–Julianne! – zawołał Emmett. – Julie!
Z cichym westchnieniem zeszłam na dół. – Już idę.
–Julia! – usłyszałam głos brata.
–JUŻ IDĘ TY IDIOTO! – krzyknęłam zła.
Czy ten olbrzymi przygłup nic nie rozumie?
Doszłam do kuchni w której siedziała cała rodzina, ich miny nie wróżyły nic dobrego...
–Julie, nie uwierzysz! – powiedziała podekscytowana Alice.
Spojrzałam na Emmetta. - Chciałeś coś ode mnie? – złożyłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego wyczekująco. Zmieszany kiwnął głową.
–Bo wiesz, Julio, Alice mi powiedziała... – zaczął. Alice? Co ten Narwaniec mógł mu powiedzieć?
–Powiedziałam mu że jesteś samotna, a Emmett zna paru wampirów, którzy byliby zainteresowani... – zaświergotała Alice mi do ucha. Odskoczyłam gwałtownie.
–Nie, nie i jeszcze raz nie! – próbowałam zgasić tą złowieszczą iskierkę w jej oczach. – Nie będę chodziła na żadne randki w ciemno! A zwłaszcza jeżeli chodzi o znajomych Emmetta! Wiesz kogo on może znać?
Zbulwersowana powtórzyłam – Nie! – tupnęłam nogą na znak że nie zmienię zdania.
Alice tylko pokręciła głową. – Julie, Julie, Julie... Przecież wczoraj się zgodziłaś...
–Może i tak, Alice! – odparłam. – Ale nie na jakieś randki z Emmettopodobnymi! Pamiętasz może Nicka? Albo Liama? – spytałam, patrząc jej prosto w oczy. Nagle usłyszałam jakiś pojazd. Tak, to z pewnością Edward jedzie już do domu. Spojrzałam na zegarek... już piąta, a ja tu dyskutuje z moją świrniętą siostrzyczką kochaną...
–Tak, ale to były niewypały! – włączyła się do rozmowy Rosalie. Dziwne. Przecież za bardzo to ona za mną nie przepada... Może dlatego że pomagam Edwardowi wymyślać głupie żarty?
Jednak nie miałam zbyt dużo czasu na to, by się nad tym zastanowić, ponieważ Edward wkroczył do domu.
Ej, Romeo, ratuj! One są zdrowo nienormalne. Swatają mnie z Emmetto-przygłupami!
Edward zachichotał i powiedział. – Julio... Mieszkasz z nami tyle lat i jeszcze się nie nauczyłaś?
Właśnie siedziałam w restauracji w Seattle, czekając na moją randkę. Tak, poddałam się – a co miałam zrobić?
Miałam na sobie białe jeansy, niebieską tunikę i szary płaszcz. Do tego tradycyjnie rękawiczki. Włosy miałam spięte w wysoki koński ogon. Rozglądałam się właśnie po pomieszczeniu gdy zobaczyłam jego. Stał po drugiej stronie ulicy, przy jakiejś kawiarni i rozmawiał przez telefon. Był strasznie przystojny jak na człowieka i... spojrzał na mnie.
–Julie? - nagle usłyszałam i odruchowo odkręciłam głowę. Przede mną stał wysoki brunet, ubrany w jeansy i kurtkę ze skóry. Udałam uśmiech, dusząc w sobie wściekłość którą we mnie wywołał. Przerwał moje gapienie się na całkiem przystojnego faceta. Chociaż on też był przystojny, nie wywarł na mnie takiego wrażenia.
–Tak, to ja.
–No więc ja nazywam się Max Wilson i jestem znajomym Emmetta. Byliśmy umówieni, prawda? – uśmiechnął się lustrując mnie wzrokiem, dłużej zatrzymując się na moim biuście. Ja ci zaraz dam gapienie się na nie! To moje, gościu.
–Siadaj, Max.
Spojrzałam ponownie na okno ale tajemniczy mężczyzna rozpł
* * *
Po paru minutach dowiedziałam się że mój uroczy towarzysz pochodzi z San Francisco, i przyjechał do znajomych w Vancouver. Emmett zadzwonił do niego przedwczoraj i spytał czy ma ochotę na randewu.
Gadał głównie o sobie, więc po dziesięciu kolejnych minutach dowiedziałam się że miał wiele kobiet. Z upodobaniem opowiadał o jakiejś Jill. Prawdziwy dżentelmen. Postanowiłam interweniować.
–Słuchaj, Max... Czy mogłabym skoczyć na sekundę do łazienki, muszę poprawić makijaż i sprawdzić czy bielizna dobrze leży... – szepnęłam rzucając mu pożądliwe spojrzenie.
Max pokiwał głową. – Oczywiście, Julie, później może skoczymy do hotelu... – stwierdził z nadzieją, patrząc na mój biust. Znowu.
Odeszłam od stolika i weszłam do łazienki. W środku była tylko jedna dziewczyna, poprawiała makijaż. Rozejrzałam się szybko i podeszłam do okna. Wdrapałam się na parapet i otworzyłam okno. Strasznie skrzypiało. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, patrząc na mnie pytająco.
–Facet gada tylko o sobie i chce mnie przelecieć. – odparłam, a ona kiwnęła głową.
–Rozumiem. Idź.
I wyskoczyłam przez okno.
Honey
PostWysłany: Śro 15:27, 13 Kwi 2011    Temat postu:

Rozdział 7: Zakochani

Jestem hipokrytką, naprawdę! Wokół wszędzie są zakochani, a ja mam wrażenie, że tylko ja jestem sama. Nie mogę już znieść tej miłości. Nawet Edward nie jest już sam! Pokonał potwora w swoim ciele i odezwał się do Belli. To już coś. Ale ze mną to, co innego. Codziennie zadaje sobie pytanie: A kto mnie pokocha?
Lecz nie otrzymuje odpowiedzi. Czy jest tam ktoś, kto czuje się tak samo? Nie wiem, nie znam mojej przyszłości. Nie znam samej siebie. To absurd!
-Julia? – usłyszałam nagle, i gwałtownie odwróciłam się w stronę głosu. Przede mną stał Edward, na jego twarzy widać było zmartwienie. – Co się stało?
Czytasz w myślach. Dobrze wiesz, co się stało.
-Nie, wcale nie. Staram się nie wchodzić w wasze myśli – odparł cicho. – Idzie mi coraz lepiej…
-Chyba tylko przy Belli. Do jej głowy nie masz wstępu.
Pokiwał głową.
-Julie, rozumiem cię, przez tyle lat byłem sam. Wiem, co czujesz – powiedział cicho, siadając przy mnie.
-To drzewo nie jest tak wytrzymałe, jak ci się wydaje. Załamie się pod twoim ciężarem – oznajmiłam żartobliwie. – Zacznij się odchudzać, tłuściochu!
Spojrzał na mnie zdziwiony i pokręcił głową.
-Staram się cię pocieszyć. Nawet nie wiesz, jakie to trudne!
Bardzo trudne. Zaśmiał się tylko i objął mnie ramieniem.
-No dalej, siostrzyczko, uśmiechnij się! – rozkazał, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Jak tam sytuacja z Bellą? Całowaliście się już?! Powwieeeedzzz! Bo będę krzyczeć!
-Julie! – skarcił mnie. – Nie, nie, i jeszcze raz nie! Uspokój się!
Nie odzywam się do ciebie! I już się uspakajam moją ulubioną pieśnią!
Hallelujah, Hallelujah... Aleluia, Aleluia...
I've heard there was
A secret chord
That David played, and
It pleased the Lord
But you don't really care
For music, do you?

Eu ouvi que havia
Um acorde secreto
Que David tocava, e
Aprouve ao Senhor
Mas você realmente não me importo
Para a música, não é?

Mən var idi duydum sonra
A gizli akkord
Bu David və ifa
Bu, Rəbbinin razı
Lakin, həqiqətən, qayğı yoxdur
Musiqi üçün, mi?

我听说有
一个秘密的和弦
大卫打球,
它高兴的主
但是,你真的不关心
对于音乐,你呢?

Nie wytrzymał.
– Co jeszcze, Julio? Może hindi? – zaproponował.

- मैंने सुना है वहां गया था
एक गुप्त राग
कि दाऊद निभाई है, और
यह भगवान की कृपा
लेकिन आप वास्तव में परवाह नहीं है
संगीत के लिए, क्या तुम?

- Julia, przepraszam! Tylko już przestań. Mam dość tego samego fragmentu! – oznajmił błagalnie, łapiąc się za głowę. Pokazałam mu język. – Twoje zachowanie jest godne pięciolatka! – skarcił mnie.
Taki mój urok. Ja zachowuję się jak dziecko, a ty jak nadęty rodzic. Wszystkiego się boisz!
- Wcale nie! Julio, proszę... – Spojrzał na mnie błagalnie. Prychnęłam. To mają być przeprosiny? – Przepraszam.
-Wybaczam – powiedziałam i zeskoczyłam z drzewa. – Idź do Belli, ja powiem reszcie, że musiałeś coś załatwić.
Uśmiechnął się łobuzersko.
– Będę później! – zawołał i pobiegł w kierunku miłości. A ja, co mam niby zrobić? Nic, Julie, nic. Ty nie masz choćby chłopaka! Jesteś beznadziejna!
~
- Julie, gdzie byłaś? Martwiłam się o ciebie! – zarzuciła mi Esme, gdy weszłam do domu.
- W lesie. A Edward poszedł coś jeszcze załatwić – wyjaśniłam szybko.
Esme uniosła brew.
- Jest druga w nocy... Nie musisz go kryć. Alice nam wszystko powiedziała...
Edward nie będzie zadowolony.
-O wilku mowa. – Usłyszałam zza pleców Esme. Alice wyszła zza mamy i podeszła do mnie, obejmując mnie ramieniem. – Witaj, siostrzyczko.
Uśmiechnęłam się wesoło i powiedziałam, że Edward nie będzie zadowolony.
- Prawda przede wszystkim! Przed Cullenami nic się nie ukryje. – Zaśmiała się Alice.
Nawet moja samotność..?
- Koniecznie musimy ci znaleźć faceta! – odparła, a ja jęknęłam.
- Nie, Alice. Nie zgadzam się na to zło! – zaprzeczyłam stanowczo. – Jest dobrze.
- Wcale nie! – oburzyła się. – Wiemy, że odczuwasz samotność. Jak już mówiłam...
-Tak, tak... Przed nami nic się nie ukryje! Wiem to – przerwałam jej zrezygnowana. – To, od czego zaczynamy? – zapytałam, a ona uśmiechnęła się szerzej... Oj, to zły znak...
Honey
PostWysłany: Sob 19:16, 02 Kwi 2011    Temat postu:


Rozdział 6: Chochlikowe przygotowania do szkoły.


Alice uśmiechnęła się tajemniczo i wyciągnęła zza siebie wózek z ubraniami.
-Julie, musisz się ubrać – zganiła mnie. – Marnujesz czas na telefony, a tu już musimy się zbierać!
-Alice, jest czwarta nad ranem.
Alice pokręciła głową.
– Julie, Julie, Julie...
Westchnęłam i zaprosiłam ją gestem do środka.
– Oddaje się w twoje szpony mody – powiedziałam.
Alice uradowana klasnęła w dłonie i wciągnęła wózek do mojego pokoju.
– Julio, usiądź a ja coś dla ciebie wynajdę – oznajmiła. – Włosy zepniesz w niedbałego koka, a makijażem zajmę się ja. Rosalie nadal jest obrażona.
Jak zawsze.
– Muszę ją przeprosić, poniosło mnie – powiedziałam cicho. – Jest bardzo zła?
Usiadłam na łóżku.
- Nie, uważam, że nie. Zwykłe Rosaliowe fochy – odparła.
Nadeszła chwila ciszy, lecz nie była ona krępująca. Alice wiedziała, że nie lubię gadatliwego towarzystwa. Wolałam ciszę i samotność. Przyjrzałam się jej strojowi. Miała na sobie czarne legginsy i szarą sukienkę. Wyglądała uroczo, jak na małego wnerwiającego potwora. Wyjęła długą koszulową tunikę i rurki.
- Może to? – zaśpiewała.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zależy od dodatków. Pasek by się przydał – rzuciłam.
- Masz rację! – schyliła się, i wyjęła z dołu wózka pudło, z jak się domyśliłam, dodatkami.
Poszperała trochę w środku i wyjęła z niej parę rzeczy. Podała mi strój, po czym kazała się przebrać, co poczęłam zrobić, ponieważ wiedziałam, że nie warto zadzierać z tak niebezpiecznie narwanym chochlikiem.
Wyszłam już całkowicie ubrana, gdy Alice mamrotała coś do siebie.
- Nie, nie ten...O! Ten jest idealny – odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie. – O tak, na pewno ten.
Westchnęłam i podeszłam do wampirzycy. Podała mi pasek, który zawiązałam błyskawicznie.
- Masz jeszcze tę chustkę i przewiąż ją sobie przez włosy – odparła i podała mi kolorową chustę.
Gdy byłyśmy już gotowe, zeszłyśmy na dół.
Przy stole siedział Carlisle i czytał jakąś gazetę. Emmett i Jasper grali w karty, a Rose oglądała pokaz mody.
- Rose… - szepnęłam i podbiegłam do kanapy. – Naprawdę cię przepraszam. Byłam zła, że tak na nią naskoczyłaś.
Rose uniosła brwi i spojrzała na mnie.
- Dam ci radę. Zawsze mów, co myślisz. Nie masz za co mnie przepraszać, bo chyba za to jej nie lubię – uśmiechnęła się blado i podała mi dłoń. – To jak, rozejm?
Pokiwałam głową.
– Jak pozwolisz, to nadal będę oglądała pokaz mody...
To znaczyło, że mam już iść.

Szkoła to prawdziwa zmora, odpokutowanie za moje złe czyny. Boże, czy to za tych wszystkich ludzi? Jeśli tak, to przepraszam! Naprawdę.
- Czy piekło to niekończąca się lekcja historii? – zapytałam, chowając twarz w dłonie.
Właśnie siedziałyśmy na stołówce same, bo chłopcy jeszcze nie dotarli.
- Możliwe – stwierdziła Alice, kiwając głową. Wtedy na salę weszli chłopcy.
Emmett szybko dobiegł do Rose, uzyskując szybkiego całusa. Jasperowi najwyraźniej się nie spieszyło, bo szedł powoli. Rozejrzałam się uważnie po stołówce.
Wszyscy byli tacy szczęśliwi... Tacy radośni. A ja? Użalałam się nad sobą. Często to robiłam z nijakiego powodu.
Jakimś cudem, po tylu latach, ja nadal jestem sama. Gdy doszłam do rodziny Cullenów, Esme była radosna. Poczułam, że wreszcie będę miała rodzinę. Jednak brakowało mi miłości.
Gdy wkroczyliśmy z Edwardem do domu Cullenów, Esme i Carlisle myśleli, że jesteśmy parą, co było śmieszne. Nawet nie trzymaliśmy się za rękę. Jednak Esme uparcie chciała w to wierzyć. Potem doszła do nas Rosalie. Wówczas obie miałyśmy nadzieję, że mój brat w końcu się zwiąże. Było nas już pięcioro. Ja z Edwardem, jako rodzeństwo, krewniacy Esme. A Rose, jako siostrzenica Carlisle'a. Jednak nasze ustalone powiązania ciągle się zmieniały, co było nawet dobre. Czasem grałam siostrę Rose, a czasem córkę Esme. Odpowiadało mi to.
- Julie, nad czym tak rozmyślasz? – wyrwała mnie z zamyślenia Rose. – Chyba nie o rudym, co?
- Nie – zaprzeczyłam. – Myślę o przyszłości... Mimo tego, że znam przeszłość wszystkich, których dotknę... Moja przyszłość jest mi nieznana, niebezpieczna – wyjaśniłam.
Rose zdziwiona otworzyła szeroko oczy.
- Gdy dotknę siebie, widzę ciemność… Mam mieszane uczucia, strach, ból... A czasem nawet szczęście. Jakieś głosy, ale to tylko przez sekundę, później nic.
Zdjęłam rękawiczkę z dłoni i dotknęłam mojej twarzy. Zapewne patrzyłam na Rose obłąkanym wzrokiem, takim pustym.
Ciemność i zimno... Nierozwikłane tajemnice tego miejsca, dużo piachu i woda... Tak, na pewno woda.
- Anne…Anne... – przerażający szept. – Anne, kochana, przede mną nie uda ci się uciec, tak jak wtedy. Pamiętasz?
Cała zesztywniałam, gdy usłyszałam, ten przeraźliwy szept. Oprócz niego było strasznie cicho.
Nagle wszystko zniknęło, nie czułam już tego chłodu ani tej przeraźliwej ciszy.

- Julka, Julka! – warczała Rose. – Jula, obudź się...
Otworzyłam oczy, biorąc długi wdech.
- Ta cisza. Ona była taka...Taka…Straszna! – wyszeptałam, oddychając głęboko. – I ten szept... On mówił do mnie Anna. Jestem pewna, że do mnie. Już kiedyś go słyszałam.
- Ciii...Już nic nie mów, Julie. – uspokoiła mnie Esme. Właśnie, Esme, skąd ona się wzięła?
- Jesteś w domu – wyjaśnił mi znany, głęboki baryton.
- Edward! – ucieszyłam się, jednak uświadomiłam sobie, że jestem na niego zła. Wzięłam poduszę i rzuciłam w jego kierunku.
- A to niby za co? – zdziwił się. – Jestem grzeczny, nikogo nie zabiłem.
Ta, jasne. Stęskniłam się za tobą, za twoim egoizmem i masochizmem też.
- Ej, nie jestem masochistą! – zaprzeczył, a ja pokiwałam głową, patrząc na niego uważnie.
- Oczywiście – powiedziałam ironicznie.
Edward mierzył mnie wzrokiem. Gdyby spojrzenia mogły zabijać...
Co się tak gapisz? Idź w nocy do Belli i tam się na nią gap.
- Julie! – skarcił mnie. A ja uśmiechnęłam się niewinnie.
- Słucham, Edwardzie.
Westchnął tylko.
Naprawdę, przyda ci się trochę spokoju. Powiem im, że poszedłeś się przejść.
- Nie dziękuję – oznajmił. – Nie potrzebuję spokoju.
Uwierz mi, znam cię lepiej niż ty sam, Edwardzie.
Edward westchnął i oznajmił.
- Idę się przejść. Wrócę przed szóstą.
Uśmiechnęłam się lekko.
Możesz mi powiedzieć wszystko, pamiętaj. Zawsze możesz na mnie polegać.
Pokiwał głową, i dam się spalić, że wyczytałam z jego ust : Wiem, ty też.
Tiffani
PostWysłany: Pon 13:10, 21 Mar 2011    Temat postu:

Ciekawe Wink
Honey
PostWysłany: Nie 18:35, 20 Mar 2011    Temat postu:

Mam uwagę: Edward nie widział całego swojego życia w myślach Julii, podczas gdy ona go dotknęła. Znaczy widział, ale tylko przez sekundę i już zapomniał. Więc nie będzie miał Deja Vu, jasne?
On nie pamięta, Julia powiedziała mu : Dziewczyna będzie miała brązowe włosy, oczy koloru mlecznej czekolady i mleczną cerę.
Coś takiego, przynajmniej tak jestem doinformowana. Julia żyje własnym życiem.. Nawet nie wiem w kim się zakocha...Jakieś podpowiedzi?
Renesmee
PostWysłany: Nie 18:14, 20 Mar 2011    Temat postu:

Dziękuję za dedykację. :*
Dalszy ciąg pewnie dalej będzie dotyczył zmierzchu, czyli Edward wróci, będzie rozmawiać z Bellą itd. Very Happy Może oprócz tego, co już znamy, wkręcisz coś swojego i tyle tego będzie, co do dalszego ciągu tego opowiadanka. Very Happy
Lubię Julie, choć mało o niej wiem. Wydaje się spoko osóbką, coś w stylu Lexi z Pamiętników Wampirów. Lexi nawróciła Stefana, Julie Edwarda.
Honey
PostWysłany: Nie 11:57, 20 Mar 2011    Temat postu:

Wiem że krótko, ale no w środku straciłam wenę. Czekam aż przyjdzie sama.
Dedykuje Renesmee, bez której na rozdział byście czekały wiecznie.

Rozdział 5

Sam na sam z umysłem


Edwarda nie ma już parę dni, co oznacza parę dni sam na sam z swoją głową. Trochę się martwiłam, bo nigdy nie był w takim stanie. Ale wiedziałam, że to się wydarzy. To było najgorsze.
-Nie martwicie się o Edwarda? - zapytałam, gdy wracaliśmy ze szkoły.
-No coś ty! Mam wolną głowę, na co najmniej tydzień - ucieszył się Emmett.
Nie podzielałam jego entuzjazmu. Edward był dla mnie jak brat, nie miałam rodziny. To on mi ją dał. Wiem jak to brzmi, ale go nie kocham, bynajmniej nie tak. Jest dla mnie jak brat, i to mi wystarcza. To taki przyjaciel na zawsze, cieszę się jego szczęściem, jak i również smucę jego bólem.
-Może jednak do niego zadzwonimy? – zaproponowałam cicho.
-Julie, czyś ty oszalała? – Naskoczyła na mnie Rosalie. - Przecież to ty sprowokowałaś go do wyjazdu, ciesz się tym.
Alice pokręciła głową.
-Julie tego nie zrobiła - zaprzeczyła. - To Bella.
Bella, piękna śmiertelniczka i właścicielka serca Edwarda. Oczywiście on temu zaprzecza, ale ja wiem swoje.
-Bella? - zdziwiła się Rosalie. - Ta marna człowieczyna? - prychnęła.
-Nie mów tak o niej! – wybuchłam. – Nic ci nie zrobiła.
Rosalie spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Bronisz jej? – zapytała, a jej oczy ciskały we mnie gromami. – A to niby dlaczego?
-Edward może się nią interesować – powiedziałam, a Rosalie straciła swój wyzywający wyraz twarzy.
-I tu cię boli, prawda? – Uśmiechnęłam się chytrze. – To, że nigdy nie chciał ciebie, a zechce zwykłej śmiertelniczki, takiej szarej myszki…
Lubiłam Rose, ale czasem przesadzała.

-Edward, kiedy wracasz do domu? – zapytałam.
-Nie zadawaj pytań, na które ci nie odpowiem – odparł.
-Więc wolisz być z Tanyą, niż z osobą, którą już kochasz, niedowiarku? – odparłam, po czym się roześmiałam.
-Nie, nie – zaprzeczył.
-No ja mam nadzieję, bo ktoś byłby bardzo niezadowolony! – warknęłam.
Nie raz zgrywaliśmy parę do naszych niecnych celów. Przydawało nam się to, gdy byliśmy
adorowani.
-Wracaj do nas! Bo inaczej czeka cię coś złego!
Zachichotał.
-Ja nie żartuję, mówię całkowicie serio – wysiliłam się na groźny ton głosu.
Nic już nie powiedział, tylko się rozłączył. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do lustra. Zaczęłam układać włosy.
-Puk, puk! – zaświergotała Alice, pukając w otwarte drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam na pięcie.
-Witaj, chochliku.
----
No, i co będzie dalej, drogie panie?(powiedźcie bo ja nie wiem!)
Renesmee
PostWysłany: Sob 17:27, 19 Mar 2011    Temat postu:

Dlaczego nie ma nowych rozdziałów, co? Smile
Na razie mi się podoba. Zapowiada się ciekawie. Zmierzch z innego, nieznanego punktu widzenia, bomba! Very Happy
Czekam na kolejne rozdziały i rozwój akcji. Mam nadzieję, że głównej bohaterce wszystko dobrze się ułoży. Wink
Honey
PostWysłany: Czw 20:06, 10 Lut 2011    Temat postu:

|4|Wnerwiająca istoto...

Wróciłam do naszego stolika. Edward był wściekły.
-Och, weź się tak nie gorączkuj!- szepnęłam spokojnie.-Telefon zawsze można naprawić...
-Nie chodzi o telefon- warknął.-Coś ty jej nagadała?
-Hmm…-udałam zamyśloną.-Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz, Edwardzie.
Serio, o co tu biega?
-O to, że nigdy nie myślałem, że zrobisz coś takiego!
Ale co?
Spojrzałam na niego niewinnie.
-Nie udawaj niewiniątka, Julio- powiedział stanowczo.-Dlaczego to zrobiłaś?
-Jasper, weź coś z nim zrób-rzekłam do brata.-On jest niemożliwy.
-Ja?- zapytał zdziwiony.-Ja jestem niemożliwy?
Tia.
-Wnerwiająca istoto...
-Wolę określenie „Wszechwiedząca istoto“, jeśli można- przerwałam mu Alice zachichotała, a jej oczy zrobiły się puste. Miała wizję. Edward jęknął.
-Ty też?- zapytał zrozpaczony.-Dlaczego?
-Od przeznaczenia nie uciekniesz-powiedziałyśmy jednocześnie. Przybiłyśmy piątki.
-Rose, chodźmy na hiszpański-pospieszyłam blondynkę, całującą się z głupkiem.- Wiesz, to obrzydliwe. Jak możesz tak z tym...tym...Nie powiem tego.
Pokręciłam głową i pociągnęłam blondynkę za rękaw, biorąc swoją torebkę.
-Rosalie!- krzyknęłam.
-Już, już.
Edward, idź już, zaraz dzwonek.
-Yhy...-mruknął i wstał.-Ale masz być grzeczna, rozumiesz?
Uśmiechnęłam się niewinnie i ruszyłam z blondynką na hiszpański.
Gdy byłyśmy wystarczająco daleko, Rose zapytała mnie o brązowooką.
-Och, ona?- zapytałam, udając obojętność.-Jest całkowicie bezbronna, a wtedy przepraszałam ją za telefon- skłamałam. Cóż...Wampiry są kłamcami, mają to we krwi…chociaż nie...mają to w jadzie, dobrze powiedziane. Zaśmiałam się w duchu.
-Buenas tardes- powiedziałyśmy, wchodząc do klasy. Zajęłyśmy swoje miejsca.
---
Po lekcji hiszpańskiego poszłam na lekcję historii, którą miałam z Alice. Z nią przynajmniej da się czasem dogadać.
Z takimi rozmyślaniami weszłam do sali.
Kruczowłosa już tam była. Siedziała na stoliku wesoło wymachując nogami. Podbiegłam do niej w ludzkim tempie.
-Co widziałaś?- zapytałam szeptem.-Coś o Edwardzie i brązowookiej?
Spojrzała na mnie szeroko się uśmiechając.- Tak, a skąd wiesz, że o niej?
-Kiedy poznałam się z Edwardem, chciał zobaczyć czy tata będzie go jeszcze chciał.-powiedziałam kładąc torbę na krześle.-Więc pozwoliłam sobie sprawdzić i mu to powiedziałam. Dziwnym sposobem widział tylko to, co chciałam mu pokazać, więc jak krzyczałam: „Ty draniu!“, to nie wiedział, o co mi chodzi-stwierdziłam, siadając obok bliźniaczej wampirzycy.
Tak, zostawi ją na pół roku! PÓŁ ROKU.
-,,Ty draniu“?- zapytała zdziwiona Alice.-Tego nie widziałam.
-Bo ty widzisz tylko rzeczy planowane, a ja te, które zdarzą się na pewno. Przepowiadam całe życie...No ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że Edward ani Bella tego nie planują. Bo kto by planował stanie się zombie na czas paru miesięcy?- zapytałam zirytowana.-No oczywiście, że nikt!
-Co masz na myśli?- zapytała zaciekawiona. Mimo zmartwienia uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Przysporzy im to wiele bólu i cierpień…Spotkanie z niemiłymi osobami nieuniknione...
Ale przeznaczenia nie da się zmienić, Alice.-Słowa same wypływały mi z ust.-Nie można go zmienić…Bardzo bym chciała je zmienić, ale się nie da...-Moje oczy zaczęły robić się suche.-To takie smutne...to co się wydarzy...-Kręciłam głową, a Alice objęła mnie ramieniem.-Właściwie to powinnam być smutna, bo zerwał ze mną Chan- stwierdziłam z westchnieniem.
-Zaraz przyjdzie nauczyciel- powiedziała Alice, schodząc z ławki.-Siadajmy!
-Dobrze- mruknęłam, uśmiechając się blado.
Honey
PostWysłany: Pią 21:02, 04 Lut 2011    Temat postu:

Niedługo dodam kolejny rozdział.Jest w przygotowaniu.
Mam nadzieje że ktoś jeszcze będzie chciał to przeczytać.

Pozdrawiam
Honey
Honey
PostWysłany: Czw 13:14, 13 Sty 2011    Temat postu:

|3|Odnaleźć siebie

Nigdy nie myślałam, że istnieje ktoś taki jak wampir, ani że nim jestem.
Było tyle dowodów na udowodnienie tego, iż ich po prostu nie ma, ale jednak...Wampiry istnieją, a ja jestem jedną z nich...List nie wytłumaczył zbyt wiele, tylko to, co muszę zrobić. Odnaleźć siebie.
--
PWJ

Zaczaiłam się na dachu budynku. Pomiędzy nim, a budynkiem naprzeciw mnie, jest ciemny zaułek-mój cel.
Zobaczyłam tam dwoje ludzi i dziwną postać za nimi, schowaną w cieniu.
Ludzki człowiek nie pachniał zbyt smakowicie, jednak dłużej już nie wytrzymam.
Muszę się posilić.
Smakowity kąsek z tej kobiety. Pachnie dość dobrze, by ją zjeść.
Nie wymagam wiele.
Zaczęłam w ciszy obserwować sytuację.
Mężczyzna powoli zaczął podchodzić to kobiety, uderzył ją w twarz, krzycząc wiele słów, których nie zrozumiałam.
Bił ją, bezczelny typ! Ale nikogo już nie skrzywdzi, nie po spotkaniu ze mną!
Kobieta opadła mdlejąc. Mężczyzna zaśmiał się tylko na jej widok.
Skierowałam wzrok na zakapturzoną postać, skierowała się właśnie w stronę mężczyzny.
Zaatakowała. Po chwili człowiek opadł na ziemię, a jego serce ucichło.
Zeskoczyłam z dachu.
-Stój!- warknęłam.-Właśnie zjadłeś mój posiłek! Zostaw kobietę w spokoju!
-Kim jesteś?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
-Twoim koszmarem.
-Nie śpię, ty zapewne też nie.-Odparła postać.-Jestem Edward- powiedział odkrywając kaptur.
-Julia- przedstawiłam się.-Na pewno nie jesteś zadowolony z posiłku-powiedziałam pewnie.
-Oczywiście ze nie. Kto by chciał zabijać ludzi?
Więc on nie chce zabijać…
-Nie mamy wyboru- odparłam smutno.
-Ja miałem...-Zamyślił się.-Carlisle żywi się krwią zwierzęcą.
Zwierzęcą...Jak? Och…Miał wybór, idiota!
-Carlisle...kto to jest?
-Mój stworzyciel...Był jak ojciec.
Westchnął i spojrzał tęsknie w niebo.

WCZ(W czasie zmierzchu)
PWJ

-Nowa.-Szepnęłam w stronę brata.- Poznajesz?
Edward zwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie chwilę niedomyślnie, po czym podążył za moim wzrokiem.
Brązowooka rozmawiała z Jessicą Stanley.
-Julia!- warknął.-Nie.
Jak to nie, co to znaczy: ,,nie’’?
-Słowo „nie“, nie występuje w mym słowniku, Edwardzie- powiedziałam, przyglądając się dziewczynie.
Emmett zamyślił się, co? Emmett i myślenie? Nowość! Wielkolud zacisnął brwi i zrobił dziwną minę.
-Emmett, czy ty właśnie zrobiłeś sobie przerwę na myślenie?- zapytał Jasper cicho chichocząc, jednak radość nie trwała długo. Dotarł do niego zapach ludzi i zacisnął wargi.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Aparat telefoniczny znalazł się w mej dłoni.
-Halo?- zapytałam.
-Cześć, Julie- odparł znany mi ton głosu.
Chan.-Mój chłopak.
-Cześć! Mieliśmy się spotkać wieczorem, po co dzwonisz?
-No bo...Ja…ja...
-Chan, o co ci chodzi?
-Bo ja...ja chciałem...
-Wyduś to z siebie!
-Zrywam z tobą!- Wydusił nerwowo, po czym się rozłączył. Rzuciłam telefonem w byle jaką stronę.
-Chińskie wampiry!- mruknęłam do siebie, rozglądając się za telefonem.
Lalalalalala., zanuciłam w myślach.
Mój wzrok spoczął na dziewczynie, która spoglądała na mój telefon leżący na ziemi. Rozwalił się- będzie źle…
Wstałam od stolika i ruszyłam w stronę Jessici Stanley i jej bandy. Wśród nich siedziała brązowooka.
-Witam!- przywitałam się otwarcie.
Schyliłam się do mojego telefonu.
-Podobasz się mojemu bratu, Edwardowi, ale chcę żyć, więc mu nie mów! Będzie się zachowywał dziwnie, ale będzie ok!- Szepnęłam do brązowookiej i wróciłam do stolika, zostawiając ją z zagadką do rozwiązania.
Honey
PostWysłany: Wto 12:55, 28 Gru 2010    Temat postu: Re: Rozdział 1:Ogień (24.12.10r.)

Renesmee napisał:
Honey napisał:
|1|Ogień
[...]Zaczęłam rozczesywać włosy wpatrując się w swoje odbicie. Odbicie potwora. [...]Nikt nie wie, że obok niego stoi żądny krwi potwór. Piękna, bogata, pożądana…marzenie każdej kobiety.
Ale czy moje? Nie. Moje marzenie jest inne. Chciałabym być człowiekiem. Moje życie nie było normalne i nigdy nie będzie.[...]


Te fragmenty mówią nam, że ona jest wampirem. Wampirem typu p.Meyer. Powiedziała, że widzi siebie w lustrze jako potwora.- Edward uważał się za niego, a on jest wampirem.
Żądny krwi potwór- Kto inny jest żądny krwi, jak nie wampir?
Piękna, bogata, pożądana- Meyerowsie wampiry są piękne, Cullenowie są bogaci i pożądani.
,,Chciałabym być człowiekiem''- Czyli wie, że nim nie jest.
W kolejnym rozdziale okazuje się, że jednak tego nie wie i dopiero teraz się o tym dowiedziała. Pogmatwałaś to trochę Wink Albo wie coś, albo tego nie wie. To lub to. Nie możesz zrobić tak, że prowadzisz tu historię i w połowie wprowadzasz ją od nowa. Wink
Z resztą resztę tego, co o tym rozdziale myślę, wysłałam ci na PW. Smile
Miłego dalszego pisania i dużo weny życzę, Nessie.



Ona wie że człowiekiem nie jest,ale nie wie że jest wampirem.
Wie że potrzebuje krwi,ale nadal nie wie kim jest.Skupcie się;ona niczego nie pamięta!

A i dotyczące opowiadania;

Cullen Family coming soon!
Renesmee
PostWysłany: Pon 22:58, 27 Gru 2010    Temat postu: Re: Rozdział 1:Ogień (24.12.10r.)

Honey napisał:
|1|Ogień
[...]Zaczęłam rozczesywać włosy wpatrując się w swoje odbicie. Odbicie potwora. [...]Nikt nie wie, że obok niego stoi żądny krwi potwór. Piękna, bogata, pożądana…marzenie każdej kobiety.
Ale czy moje? Nie. Moje marzenie jest inne. Chciałabym być człowiekiem. Moje życie nie było normalne i nigdy nie będzie.[...]


Te fragmenty mówią nam, że ona jest wampirem. Wampirem typu p.Meyer. Powiedziała, że widzi siebie w lustrze jako potwora.- Edward uważał się za niego, a on jest wampirem.
Żądny krwi potwór- Kto inny jest żądny krwi, jak nie wampir?
Piękna, bogata, pożądana- Meyerowsie wampiry są piękne, Cullenowie są bogaci i pożądani.
,,Chciałabym być człowiekiem''- Czyli wie, że nim nie jest.
W kolejnym rozdziale okazuje się, że jednak tego nie wie i dopiero teraz się o tym dowiedziała. Pogmatwałaś to trochę Wink Albo wie coś, albo tego nie wie. To lub to. Nie możesz zrobić tak, że prowadzisz tu historię i w połowie wprowadzasz ją od nowa. Wink
Z resztą resztę tego, co o tym rozdziale myślę, wysłałam ci na PW. Smile
Miłego dalszego pisania i dużo weny życzę, Nessie.
Honey
PostWysłany: Pon 21:17, 27 Gru 2010    Temat postu:

|2|Żywy dowód(no może nie do końca żywy)

Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.-Carlos Ruiz Zafón — Cień wiatru » Izaak Monfort

--
Opadłam na fotel.
Shely czasem bywa męcząca. Cały czas mówiła o tym Lewisie.
Mogłabym go zabić, ale nawet wtedy nie przestałaby o nim mówić.
Mam nadzieję, że to jej się znudzi, bo jak nie, to nie wytrzymam z nią zbyt długo.
-Panno Julie?!- Zawołała Merry.- Nie jest pani głodna?
Głodna? Bardzo.
-Nie, dziękuję.-Skłamałam przekonująco.-Jestem zmęczona, pójdę się położyć.
Ruszyłam w stronę schodów.
-Panno Julie, niech pani uważa, nietoperze grasują w naszym miasteczku.
Nietoperze, pff…A co one mogą mi zrobić? Zachichotałam cicho.
-Dziękuje za ostrzeżenie. Proszę nie wchodzić do mojej sypialni.-Ostrzegłam i poszłam na górę.
Mam nadzieję, że wzięła to sobie do serca. Zdziwi się, gdy zobaczy, że mnie nie ma.
W holu poczułam dziwny zapach.
Weszłam do sypialni, rozejrzałam się po pomieszczeniu zdezorientowana.
-Ktoś tu jest?- Zapytałam cicho. Nagle przede mną pojawiła się kobieta, ubrana w białą suknię. Miała krótkie, proste, wręcz różowe włosy i śnieżnobiałą cerę.
-Nazywam się Margarita. Mów mi Rita.-Powiedziała z uśmiechem.-Pewnie zastanawiasz się, co tu robię. Otóż poczułam zapach innego wampira i podążyłam za nim.
Spojrzałam na Ritę zdezorientowana. Kim ja jestem? Wampirzycą? To chyba żart.
-Wampirem?- Zapytałam zdziwiona.-Powinnaś się zbadać. Jak tu weszłaś?
-Oknem. Nie, nie powinnam się zbadać. Wampiry istnieją i jestem na to żywym dowodem. No może nie do końca żywym.- Zachichotała.-Ty też jesteś dowodem. Nie wiedziałaś, że jesteś wampirem?
Ona chyba żartuje. Wampirem? Ja? Wampir? Zaśmiałam się.
-Z czego się śmiejesz?- Zapytała ciekawa.
-Z twojej głupoty, Rito.-Powiedziałam powstrzymując chichot.-Wampiry nie istnieją.
-Och, tobie nie da się przemówić do rozumu!- Warknęła.- I.S.T.N.I.E.J.Ą- dodała akcentując każdą literkę.
-Margarito, uwierzyłabym, gdybym miała jakiś dowód.
Uśmiechnęła się chytrze.
-Chcesz dowodu?- Zapytała. Dostrzegłam dziwny błysk w jej oku. Właśnie, jej oczy były czerwone. Krwisto czerwone.
Podeszła do okna i je otworzyła.
-Podejdź tu...-Powiedziała szybko nie dokańczając zdania.
Uświadomiłam sobie, że się jej jeszcze nie przedstawiłam.
-Jestem Julianne.- Przedstawiłam się podchodząc do okna.
Stanęła na parapecie.
-Co ty robisz?- Warknęłam.-Chcesz popełnić samobójstwo, to idź do siebie.
-Cii…-szepnęła chwytając drzewo. Podniosła je do góry. Dosłownie wyrwała je z korzeniami.
-Jak?- Zapytałam zszokowana.
Spojrzała na mnie roześmiana.
-Jestem wampirem, tak jak i ty.-Odparła z przekonaniem.
Właściwie, czemu mam jej nie wierzyć?
Może mówi prawdę, dlaczego miałaby kłamać?
-Dzi-Dziękuję.- Szepnęłam.-Teraz wiem, kim jestem.
Pozostaje mi tylko dowiedzieć się, kim byłam.-Dodałam w myślach.
Uśmiechnęła się blado.
-Jesteś pierwszym wampirem spotkanym mi w Grenlandii. Zazwyczaj spotykam was w Ameryce.
-To znaczy, że nas nie ma w Grenlandii?- Zapytałam melodyjnie.-Czyli nie grozi mi niebezpieczeństwo.
-Nie, raczej nie.-Odparła beztrosko.-Przynajmniej ich jeszcze nie spotkałam. Mogą to być nomadzi, ale oni przebywają przelotnie w różnych stanach. Znam parę nomadów, Emille i Walena. Emille to szatynka, potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Niektóre wampiry mają specjalne zdolności zwane darami. Ja nie posiadam takowych zdolności, ale może ty?
-Cóż, tak naprawdę nie mam pojęcia. Dopiero, co dowiedziałam się o moim wampiryzmie.-Odparłam siadając na fotelu.
-Więc partner Emille, Walen, nie ma specjalnych zdolności. Utrzymuję z Millą stały kontakt.-Powiedziała siadając naprzeciwko mnie.
-Jak?- Zapytałam, ale patrząc na jej minę poprawiłam się błyskawicznie.-Powiedziałaś, że podróżują. Nie mają stałego miejsca pobytu, prawda?
Spojrzała na mnie spod gęstych, długich rzęs i nawinęła kosmyk włosów na palec.
-Cóż...Zostawiam listy w miejscach określonych w poprzednich listach. Czasem też udaje nam się spotkać.-Odparła zamyślając się.-Ale to są dosyć rzadkie przypadki.
Rzadkie, znaczy, że dawno ich nie widziała.
-Kiedy ostatnio ich widziałaś?
-Wiosnę temu.- Szepnęła.- Ale dostałam list. Piszą o...-W jej rękach pojawił się list.-Tobie.- Dodała.
_________________
Czy Julia dowie się, co znajduję się w liście Emille? A może Margarite nie da jej listu? Może ona jest zła?
Tego to nawet ja nie wiem:)

Co o tym sądzicie?
Madie0810
PostWysłany: Nie 14:36, 26 Gru 2010    Temat postu:

NO widzę opowiadanie się rozkręca Wink
Życzę dużo weny ;**
Honey
PostWysłany: Pią 11:49, 24 Gru 2010    Temat postu: Rozdział 1:Ogień (24.12.10r.)

|1|Ogień

Boję się spróbować, bo jeśli mi się nie uda, to nie wyobrażam sobie reszty mojego życia. Bezpieczniej jest pozostawać w sferze marzeń, niż ryzykować popełnienie błędu.-Paulo Coelho
--
Ukazał swoje białe zęby, po czym wgryzł się w moją szyję. Krzyknęłam z bólu.
Nagle poczułam nieznane mi poczucie błogości. Już wcale nie bolało.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, jednak błogość znikła tak szybko, jak się pojawiła. Na jej miejsce przyszedł ogień w towarzystwie bólu.
-Julianne, tak brzmi twoje imię.-Usłyszałam anielski głos, którego nie można było nie posłuchać. Ledwo widocznie pokiwałam głową. Starałam się nie krzyczeć, ale ten ból...
Usłyszałam szybki łomot mojego serca. Serca…to jest moje serce... Ale co to znaczy; „ja"?

--
Otworzyłam oczy i usiadłam.
Julianne...Julie, moje imię to Julie? Pospiesznie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Było tu ciemno, jak w piwnicy. Załóżmy, że jestem w piwnicy, ale jak się stąd mam wydostać?
Spojrzałam na to, na czym siedzę.
Odetchnęłam głęboko. Pali…ogień w moim gardle.
Zeszłam z tego „łóżka“ i podbiegłam do drzwi. Niestety nie mogłam ich otworzyć przez łańcuchy. Odeszłam od nich zdenerwowana.
-Spokojnie…Oddychaj…-powiedziałam do siebie, biorąc głębokie wdechy i wydechy. Przecież musi być jakiś sposób, by się stąd wydostać.
Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu, poszukując czegoś do otwarcia drzwi.
Sięgnęłam po łom, który był niedaleko mnie, podbiegłam do drzwi i zaczęłam w nie walić.
Warknęłam i kopnęłam nogą w drzwi, mając świadomość, że to się źle skończy.
Czasem miewam sadystyczne zdolności, więc postanowiłam z nich w tym wypadku skorzystać. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech czekając na ból, on jednak nie nastąpił.
Otworzyłam jedno oko. Ujrzałam wielką dziurę w ścianie. Zdziwiona zamknęłam je, by po chwili otworzyć oczy szerzej. Stanęłam jak wryta. Skąd się wzięła ta dziura?
Czy to…Nie, to niemożliwe. Nie mam takiej siły. Ale…Kopnęłam ponownie. Dziura powiększyła się. Jest szansa żeby stąd wyjść. Wyszłam przez otwór i pospiesznie pobiegłam ku górze.
--
Parę lat później

Przegryzłam wargę i wzięłam do ręki szczotkę. Zaczęłam rozczesywać włosy wpatrując się w swoje odbicie. Odbicie potwora. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Lustrzana spojrzała na nie.
Wymamrotałam; „proszę“. Drzwi się uchyliły.
-Panno Julianne?- Zapytała Merry zza drzwi-Panna Shely już czeka.
-Dziękuje, Merry. Możesz już odejść.- Zamykała już drzwi, gdy ją zatrzymałam- Ach, czekaj…Co z Margaret?
-Wszystko z nią dobrze. Dziękuję za troskę.

Uśmiechnęłam się do siebie. Moja służba uważała mnie za piękną księżniczkę bez rodziców.
Tylko dzięki nim mogę poczuć się normalnie. Wtedy czuję się tak beztrosko. Nikt nie wie, że obok niego stoi żądny krwi potwór. Piękna, bogata, pożądana…marzenie każdej kobiety.
Ale czy moje? Nie. Moje marzenie jest inne. Chciałabym być człowiekiem. Moje życie nie było normalne i nigdy nie będzie. Spojrzałam na siebie po raz ostatni i zeszłam na dół.
-Shely!- Krzyknęłam radośnie widząc dziewczynę.
-Julie, dłużej się nie dało?
-Dało, dało.- Powiedziałam.-Ale postanowiłam się nad tobą ulitować i wyjść szybciej.
Shely Rain spojrzała na mnie z powątpieniem, ale po chwili w jej oczach zawitały wesołe ogniki.
-Shely, coś taka radosna? – Zapytałam.
-Poznałam mężczyznę ideała.-Szepnęła rumieniąc się.-Poszliśmy do cukierni pani Goff na rogu. Tarenn nas pilnowała. Zamówił mi pączka i kawę.
Uśmiechnęłam się lekko.
Shely jest jedyna w swoim rodzaju. Zawsze jest szczęśliwa, to taki jeden promyk szczęścia.
-Jak się nazywa?- Zapytałam ciekawa.-Może go spotkamy, a wtedy go przepytam?
Shely zachichotała. Wsiadłyśmy do karety.
-Oczywiście spotkanie było zaplanowane przez naszych rodziców. Ale jestem nim straaasznie zauroczona.-Przymknęła oczy rozmarzona.-Nazywa się Lewis, Lewis Danetor.
Westchnęłam i położyłam rękę na sercu.
-Całe szczęście, że tylko zauroczona. Mogłaś się zakochać, a to by było okropne…
-Julie, nie żartuj.- Burknęła- To poważna sprawa. Sądzę, że pani Merry powinna już wydać cię za mąż.
Spojrzałam na nią zirytowana.
Ja za mąż? A kto by mnie chciał? Ostatecznie mógłby uciec z krzykiem.
-Nie spieszno mi z małżeństwem. Chcę poczekać na tego jedynego.
I dowiedzieć się, kim naprawdę jestem.-Dodałam w myślach.
-Jak tam sobie chcesz.- Odburknęła patrząc w okno karocy.
-Nie obrażaj się. Czemu przejmujesz się takimi błahostkami?
-To nie są błahostki, Julie.-Szepnęła odwracając głowę.-Ja go naprawdę lubię. Jeśli ludzie się kochają, to muszą za siebie wyjść.
Dotknęłam jej ramienia.
-Nie powiedziałaś, że go kochasz, więc skąd mam wiedzieć, że on cię nie zrani?- Szepnęłam-Skąd mam wiedzieć, że on cię nie wykorzysta? Jestem twoją przyjaciółką, Shely. Po prostu się martwię.
Uśmiechnęła się blado.
Jeżeli ona naprawdę go kocha, to nie mam nic do gadania.
-Kocham go, Juliet.- Znów wyszeptała-Naprawdę kocham.
-Wiesz to po jednym spotkaniu?- Zapytałam zdziwiona.-Musicie się bliżej poznać. To nie jest czas na podejmowanie ważnych decyzji.- Wytłumaczyłam.-To czas na popełnianie błędów, Shely.
Uśmiechnęła się i strąciła moją rękę.
-Zawsze będę twoją przyjaciółką, Julie.-Odwróciła głowę.- Zawsze.
Nie, nie zawsze. Gdyby wiedziała, kim jestem… Och…
Westchnęłam.
-Już jesteśmy.-Powiedział Samuel, mój woźnica.

_________________
Czekam na krytykę i pochwałySmile
Renesmee
PostWysłany: Czw 17:49, 23 Gru 2010    Temat postu:

Fabuła opowiadania ciekawa, bohaterka też. Mam nadzieję, że dobrze te opowiadanie rozwiniesz i poprowadzisz przez dalsze rozdziały. Tak jak mówiłam: Jest wciągające.
Nie wiem, co jeszcze dodać...
Ano tak, Julianne i Anne to ta sama osoba, tylko, że ma dziwne trochę zdrobnienie imienia. Można powiedzieć: Zdrobnienie imienia imienne.
Z akcją poradziłaś sobie dobrze. Jestem z ciebie dumna. Smile Mam nadzieję, że zauważyłaś, iż twoje opowiadanie o wiele lepiej wygląda z tymi wszystkimi opisami, uczuciami i w ogóle, prawda? Very Happy
Dobra, już kończę, bo znowu(jak zawsze) dodam najdłuższy komentarz... Nie moja wina, że się tak rozpisuję xD
Życzę ci dużo, bardzo dużo weny, bo bez niej nie da się pisać tak świetnych opowiadań.
Będę twoją wierną fanką i będę czytać wszystkie twoje następne rozdziały(właściwie i tak je muszę czytać, bo je betuje, ale dobra Very Happy).
A, no i nie przejmuj się moim chaotycznym komentarzem, bo dopiero co tańczyłam i wietrzyłam pokój i mogło mi się trochę w głowie poprzewracać Wink
Pozdrawiam, Nessie
Madie0810
PostWysłany: Czw 16:04, 23 Gru 2010    Temat postu:

Aha xD
no to w takim razie już rozumiem Wink

A co do psychiatry to w sumie sama miała bym problem jak to zamienić xD

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group